Nie będę dłużej milczeć

5 godzin temu

Znowu ta przeklęta muzyka! ryknął Władysław Nowak, waląc pięścią w kaloryfer. Pierwsza w nocy, a oni tam urządzają rockowy koncert!

Tato, uspokój się westchnęła córka Ewa, nie odrywając wzroku od telefonu. Jutro z nimi pogadasz.

Ile można rozmawiać! Miesiąc już znoszę tych… tych… machnął rękami, szukając słów. Narkomanów jakichś!

Tato, nie krzycz tak. Obudzisz Basię.

Niech się budzi! Niech wie, w jakim domu mieszka! Władysław podeszedł do okna i szeroko je otworzył. Hej, tam na górze! Przestańcie darć ryja!

Z okna na trzecim piętrze wychyliła się rozczochrana głowa młodego chłopaka.

Dziadku, sam nie wrzeszcz! Ludzie śpią!

Jaki ja ci dziadek, głąbie! wrzasnął Władysław. Zaraz wezwę dzielnicowego!

Wzywaj! huknął chłopak i zatrzasnął okno.

Muzyka zrobiła się tylko głośniejsza.

Władysław opadł na kanapę, łapiąc się za serce. Ręce mu drżały, oddech się urywał. Ewa w końcu oderwała wzrok od telefonu i spojrzała na ojca.

Tato, jak się czujesz? Wziąć tabletki?

Daj kropli walerianowych wyszeptał Władysław.

Ewa przyniosła lekarstwo i szklankę wody. Ojciec wypił krople i odchylił się na poduszki.

Nie mogę już, Ewuniu. Zupełnie nie mogę. Wcześniej takie porządni ludzie tu mieszkali. Cisza, spokój. A teraz

Machnął ręką w stronę sufitu, skąd dobiegał łomot bębnów.

Kiedy się wprowadzili? spytała Ewa.

Miesiąc temu. Młoda para. Wyglądali porządnie, kulturalnie. Witali się w klatce, uśmiechali. A okazali się

Władysław nie dokończył. Na górze coś z hukiem upadło, potem rozległy się krzyki i śmiech.

Na pewno ćpuny zamruczał. Normalni ludzie o pierwszej śpią.

Ewa przeciągnęła się i ziewnęła.

Tato, pojadę do domu. Już późno.

Nie zostawiaj mnie samego z tymi… wariatami!

Tato, co ja mogę zrobić? Ja jutro do pracy, Basia do szkoły. Sam się rozpraw z sąsiadami.

Ewa zebrała rzeczy i wyszła. Władysław został sam w mieszkaniu, gdzie każdy dźwięk z góry przeszywał mu serce bólem.

Wyjął z szuflady notesik i znalazł numer dzielnicowego. Nie odbierali. Spróbował dodzwonić się na komisariat.

Słucham odezwał się zmęczony głos.

Dzień dobry, mówi Władysław Nowak z ulicy Lipowej. Mamy tu sąsiadów, muzykę włączają na cały regulator, głowy rozrywają.

Która godzina?

Pierwsza w nocy już!

Rozumiem. Zapiszę zgłoszenie. Patrol dojedzie, jak będzie wolny.

Kiedy to będzie?

Nie powiem. Zgłoszeń sporo.

Władysław odłożył słuchawkę i zacisnął pięści. Patrol dojedzie, jak będzie wolny. A kiedy to? Rano? Jutro? Za tydzień?

Podszedł do okna i spojrzał na ulicę. Pusto, cicho, tylko latarnie świecą. A w jego domu piekło rozrabia. Muzyka grzczy, ludzie tupią, krzyczą. I nikogo to nie obchodzi.

Władysław przypomniał sobie, jak żył wcześniej. Trzydzieści lat w tym mieszkaniu. Widział, jak zmieniają się sąsiedzi, jak rodzą się i rosną dzieci. Wszyscy się znali, szanowali. Po dziesiątej wieczorem panowała idealna cisza.

A teraz to. Młodzież znikąd napłynęła, myśli, iż wszystko im wolno. Rodzice pewnie bogacze, kupują mieszkania, a wychowania grosza.

Na górze zagrał nowy kawałek. Władysław rozpoznał melodię coś nowoczesnego, z wyjącymi gitarami i grzmotem. Ściany, aż drżały od basów.

Wziął głęboki oddech i znowu podszedł do okna.

Ściągnijcie tę muzykę! krzyknął z całych sił. Ludzie śpią!

Nikt nie odpowiedział. Muzyka grzmiałała dalej.

Władysław zarzucił szlafrok i wyszedł na klatkę schodową. Wszedł piętro wyżej i zadzwonił do drzwi. Długo nikt nie otwierał, aż wreszcie rozległy się kroki.

Kto tam? zapytał męski głos.

Sąsiad z dołu. Proszę otworzyć.

Drzwi uchyliły się na łańcuchu. W szparze widać było oko młodego faceta.

Czego chcesz?

Młody człowieku, można ciszej z tą muzyką? Już pierwsza w nocy.

A iż co, przeszkadzamy?

No przeszkadzacie! Jak tu spać przy takim hałasie?

Facet prychnął i już chciał drzwi zatrzasnąć, ale Władysław zdążył wsunąć but w szparę.

Zaczekaj! Rozmawiam z tobą!

Dziadku, nie zacz
Walentyna Popławska siedziała przy oknie, patrząc na spokojną, wieczorną ulicę Krakowa, i czuła się tak pewnie jak nigdy, wiedząc, iż nie jest już sama w swojej walce o ciszę i szacunek.

Idź do oryginalnego materiału