Nadleśnictwo Międzylesie. Przekręt był - kary nie ma

3 godzin temu

Nadleśnictwo Międzylesie. Ta spawa nie ujrzałaby pewnie świata dziennego, a już na pewno nie trafiłaby na wokandę, gdyby nie nadleśniczy Dariusz Jesionowski. To on powiadomił prokuraturę w sprawie drogowych przekrętów, a potem - pomimo nacisków i sugestii od przełożonych z Wrocławia – nie wycofał zawiadomienia. Pod koniec października 2020 roku sprawa, po wielu perturbacjach trafiła na sądową wokandę.

Jesionowski został powołany na stanowisko nadleśniczego w Międzylesiu w marcu 2017 roku. Jak tylko dostał pierwsze kwartalne raporty od podległych służb zorientował się, iż coś jest nie tak. Od razu zlecił firmie Achikon ze Świdnicy wykonanie ekspertyzy zleconych w 2016 roku prac na leśnych duktach. W maju 2017 roku otrzymał wyniki.

Były powalające...

Nadleśnictwo wpłaciło w 2016 roku grubą kasę za drogi, które wyremontowano połowicznie albo wcale (chodziło o pięć dróg leśnych). Łączna kwota strat to 590 tys. zł. Jak to możliwe? Nadleśnictwo wpłacało firmie ZUL z Bystrzycy Kłodzkiej (Zakład Usług Leśnych) pieniądze na podstawie wystawianych faktur. W papierach wszystko się zgadzało, bo trzej pracownicy nadleśnictwa podpisywali protokoły odbioru zlecanych ZUL-owi robót.

Pod koniec maja 2017 roku o nieprawidłowościach powiadomiłem Dyrekcję Regionalną Lasów Państwowych we Wrocławiu, a na początku sierpnia złożyłem zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa
– wspomina Dariusz Jesionowski

Sprawa nabrała jednak tempa dopiero rok później, kiedy - na wniosek nadleśniczego Jesionowskiego - przejęła ją Prokuratura Okręgowa w Świnicy (wcześnie była w rejonówce w Bystrzycy). To wtedy zatrzymano i w kajdankach doprowadzono na przesłuchanie osiem osób.

Niektórzy z nich od razu przyznali się do stawianych im zarzutów. Śledztwo zakończyło się w czerwcu 2020 roku sporządzeniem aktu oskarżenia. Na ławie oskarżonych zasiadło pięć osób: trzech byłych pracowników nadleśnictwa Międzylesie, jeden pracownik ZUL-u oraz projektant.

Pod koniec lipca 2023 roku sędzia ze Świdnicy umorzył sprawę

Materiał dowody, który w sprawie został zgromadzony przez prokuraturę oraz ujawniony w toku postępowania sądowego wykazał, iż formalnie oskarżeni występujący w tym procesie swoimi działaniami wypełnili znamiona przestępstwa, tak jak to zostało zakwalifikowane w akcie oskarżenia – stwierdził przewrotnie, uzasadniając umorzenie postępowanie, sędzia Jerzy Zieliński (Sąd Okręgowy w Świdnicy).

Formalnie oskarżeni popełnili przestępstwo - chodzi o wpłacenie 590 tys. zł za niewykonane roboty na drogach leśnych. Sfałszowali dokumenty – na papierze remont był wykonany. Dlaczego nie ponieśli żadnych konsekwencji?

Prokurator Paweł Rapacz (Prokuratura Okręgowa w Świdnicy) domagał się w stosunku do trzech oskarżonych kar więzienia i naprawienie szkody, a w stosunku do dwóch pozostałych kary grzywny. Pod koniec lipca usłyszał jednak w Sądzie Okręgowym w Świdnicy, iż sprawa zostaje umorzona.

Sędzia bardziej dał wiarę oskarżonym, niż dokumentom i zeznaniom świadków i uznał, iż fałszowanie dokumentacji i wypłacanie pieniędzy za niewykonane roboty było normą w Lasach Państwowych. Uznał też, iż to znikoma szkodliwość społeczna czynu.

Prokuratura w Świdnicy od razu złożyła wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku. A po jego otrzymaniu wniosła o apelację. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu uznał jednak wyrok świdnickiej Temidy. To kończy sprawę, choć niesmak pozostaje.

Idź do oryginalnego materiału