Muzułmanie mają pełne prawo do meczetu w Warszawie

1 miesiąc temu

Jak wiadomo, polska prawica nie potrafi funkcjonować bez nakręcania panik moralnych, mobilizowania lęków przed mniej lub bardziej urojonymi zagrożeniami i bez prowadzenia przeciw nim medialnych krucjat. W tym kluczu w ostatnich kilkunastu latach walczyła już z „ideologią gender” i „ideologią LGBT”, rzekomo szykowanym przez Unię Europejską przymusem „jedzenia robaków”, straszyła dokonującą się tylko w jej głowach „inwazją” migrantów, której dowodem miały być zdjęcia osób o innym niż biały kolorze skóry spokojnie stojących sobie lub spacerujących w przestrzeni polskich miast.

Ostatnio zaczęła grzać nowy temat: meczety w Warszawie. Zaczęło się od wpisu w mediach społecznościowych posła Sebastiana Kalety (dziś PiS, dawniej Suwerenna Polska), przestrzegającego, iż za zgodą Trzaskowskiego w samym centrum Warszawy, w Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkalnej, ma powstać meczet. Prawica w mediach społecznościowych opakowała tę informację w spodziewaną narrację: Tusk z Trzaskowskim planują zalać Polskę migrantami i w tym celu islamizują stolicę.

Pewien prawicowy publicysta, mający skłonność do wyjątkowo zabawnych odpływów, zaczął choćby snuć apokaliptyczną wizję Marszałkowskiej zdominowanej przez bary z kebabem i zakłady fryzjerskie dla mężczyzn – w domyśle, z Bliskiego Wschodu – tak jak stało się to w „zislamizowanym” Dublinie. Można się tylko zastanawiać, kiedy autor ostatnio wyszedł na ulicę jakiegoś polskiego miasta, skoro kebab jawi się mu jako zwiastun wynarodowiającej polską stolicę islamskiej apokalipsy.

Jak to na ogół bywa z panikami nakręcanymi przez polityków takich jak Sebastian Kaleta, wszystko to okazało się kolejnym wcieleniem starego dowcipu o wołgach rozdawanych na placu Czerwonym. Owszem, jedynym oferentem w konkursie na wynajem miejskiej nieruchomości przy Marszałkowskiej była Muzułmańska Fundacja Edukacji i Integracji, planująca prowadzić w tym miejscu sklep, dom kultury, centrum konferencyjne i salę modlitwy, ale miasto nie podjęło decyzji o podpisaniu jej umowy.

Wolność religijna przysługuje też muzułmanom

I tu można by zamknąć temat, gdyby nie jedno: co byłoby złego w tym, gdyby muzułmańskie centrum, choćby z salą do modlitwy, stanęło w centrum Warszawy? Odpowiadając na podobne kampanie naszej altprawicy, warto nie tylko wskazywać na to, iż oparte są one w najlepszym wypadku na ignorancji, w najgorszym na fake newsach, ale także stawiać pytania podważające same ich założenia.

A założenie stojące za paniką nakręcaną wokół rzekomego „meczetu na Marszałkowskiej” jest głęboko problematyczne: za kampanią kryje się bowiem przeświadczenie, iż wolność religijna w Polsce nie przysługuje w pełni muzułmanom i choćby jeżeli jacyś wyznawcy tej religii się już w Polsce znaleźli, to najlepiej byłoby, gdyby nie obnosili się ze swoją wiarą publicznie, a już z całą pewnością nie powinny im tego ułatwiać państwo czy samorząd.

Tymczasem – jak nie szokowałoby to posłów PiS czy Konfederacji – w Polsce muzułmanom przysługuje dokładnie taka sama wolność religijna jak rzymskim katolikom czy ewangelikom reformowanym albo augsburskim. Islam wyznają przecież nie tylko migranci, ale także obywatele Polski – w tym Tatarzy, których wierność Rzeczpospolitej lubi podkreślać choćby prawica. Każdy obywatel i obywatelka może przyjąć tę religię. Jakaś część migrantów z islamskiego kręgu zostanie tu na dłużej, dostanie obywatelstwo albo będzie miała dzieci z obywatelami polskimi.

Wszystkie te grupy mają gwarantowaną konstytucyjnie wolność do wyznawania swojej religii, co oznacza także prawo do wznoszenia świątyń, centrów kulturowych, prowadzenia misyjnej działalności. I bardzo dobrze, niech na wolnym rynku religii wygrywają najlepsi.

Ze względu na dbałość o historyczną substancję miasta pewnie niewskazana byłaby budowa wielkiego meczetu z kopułą i minaretami w pobliżu warszawskiej albo krakowskiej starówki, ale nie widzę powodu, dla którego muzułmańskie centrum kulturalno-religijne nie miałoby stanąć na terenie MDM-u, w sąsiedztwie katolickiego Kościoła Najświętszego Zbawiciela i parafii metodystów. Gdyby muzułmanie mieli dobry pomysł na takie centrum, mogłoby ono wzbogacić okolicę, poszerzając jej duchowo-kulturalną ofertę.

Stygmatyzowanie muzułmanów to recepta na radykalizację

W muzułmańskich postimigranckich społecznościach w Europie Zachodniej istnieje problem radykalnego islamu. Można zrozumieć, iż budzi on lęki i obawy w Polsce. Przy planowaniu polityki migracyjnej bez wątpienia trzeba uwzględniać to, iż migracja z państw, gdzie dominującą religią jest islam, budzi w naszym kraju szczególny społeczny opór. Dyskusja o tym, z jakiego obszaru migrację byśmy preferowali, jest jak najbardziej zasadna.

Mamy też prawo oczekiwać od żyjących w Polsce muzułmanów przestrzegania panujących w Polsce przepisów i reguł współżycia społecznego, związanych choćby z równością płci i obecnością kobiet w sferze publicznej czy wolnością słowa – wyznawcy islamu muszą zaakceptować, iż żyją w kraju, gdzie można swobodnie publikować karykatury proroka Mahometa. Choć z zaakceptowaniem tego, iż w imię „ochrony uczuć religijnych” nie powinno się ograniczać wolności słowa, w tym np. prawa do satyry wymierzonej w religię, ma w Polsce problem także najbardziej tradycjonalistyczna część ciągle dominującej, katolickiej religii.

Z całą pewnością najlepiej byłoby, gdyby polscy muzułmanie podlegali procesom sekularyzacyjnym, a islam w swoim głównym polskim nurcie przybierał formy zdolne dobrze funkcjonować z regułami demokratyczno-liberalnego społeczeństwa. Takie też środowiska muzułmańskie powinny cieszyć się szczególnym wsparciem państwa i samorządu – np. w postaci możliwości wynajmu lokalu w centrum Warszawy.

Jednocześnie najlepszą formułą na radykalizację żyjących w Polsce muzułmanów jest stygmatyzacja islamu jako religii z założenia nieprzystającej do polskiej rzeczywistości i niezdolnej sobie znaleźć w niej miejsca, powiązanej organicznie z antyoświeceniowym obskurantyzmem czy choćby terroryzmem. Może to łatwo zmienić się w samospełniającą się przepowiednię, zwłaszcza jeżeli tej narracji towarzyszyć będzie polityka jawnie dyskryminująca muzułmanów.

Kampanie na portalu X nie zatrzymają cywilizacyjnej zmiany

Polska będzie się sekularyzować, a Kościół katolicki odgrywać coraz mniej istotną rolę społeczną, kulturową i cywilizacyjną – choćby jeżeli zdecyduje się na konieczne głębokie reformy, dostosowujące tę instytucję do wartości rozwiniętych społeczeństw XXI wieku. Wraz z koniecznym z demograficznych przyczyn napływem migracji będzie z kolei rosło społeczne znaczenie religii historycznie odgrywających do tej pory niewielką (jak islam) lub praktycznie żadną (jak hinduizm) rolę w Polsce.

Tych procesów nie zatrzymają kampanie na portalu X. Panika wokół meczetów i rzekomej „islamizacji” nie zahamuje spadku znaczenia tradycjonalistycznego katolicyzmu, stanowiącego w ostatnich 30 latach wyborczą bazę dla konserwatywnej prawicy – a to właśnie wyborczy aspekt cywilizacyjnych zmian najbardziej ją boli.

Możemy za to stworzyć gorszy lub lepszy model różnorodnego społeczeństwa, lepiej lub gorzej godzącego współegzystowanie coraz bardziej zsekularyzowanej większości z różnymi religijnymi mniejszościami: od konserwatywnych katolików, przez liberalnych Żydów, po umiarkowanych muzułmanów i hinduistów. Nie mam wątpliwości, iż paniki, jakie prawica próbuje rozkręcać czy to wokół meczetów, czy czarnych na ulicach polskich miast, pchają Polskę ku temu gorszemu.

Idź do oryginalnego materiału