Marzenie o religii z ludzką twarzą

1 rok temu

Marzenie o religii z ludzką twarzą jest dużo starsze od marzeń o socjalizmie z ludzką twarzą. Chwilami mam wrażenie, iż w Polsce ludzie marzący o religii, z którą daje się żyć, patrząc na Jędraszewskiego i całą resztę członków Episkopatu Polski, coraz częściej decydują się na rozstanie z Kościołem, bo nie ma sensu dłużej się oszukiwać.

Nie tylko w Polsce katolicy są zmęczeni czekaniem na Kościół, który zechce pogodzić się z nowoczesnością, zaakceptuje emancypację kobiet, planowanie rodziny, przestanie się wtrącać do polityki, zaakceptuje demokrację i odczepi się od szkolnictwa. Wierni przestają czekać na dobrych pasterzy i głosują nogami. Nic dziwnego, iż różni kapłani patrzą z zawiścią na swoich muzułmańskich kolegów, którzy potrafią mobilizować do fanatyzmu i ślepej wiary, iż islam podbije cały świat.

Była muzułmanka, Anjuli Pandavar, przekonuje, iż w świecie islamu więcej młodych ludzi porzuca islam dla ateizmu niż jest dziś tych, którzy marzą o islamie z ludzką twarzą, jak również tych, którzy szukają innej, bardziej ludzkiej religii. Nie daje się tego sprawdzić w świecie, a którym porzucenie wiary ojców jest zagrożone karą śmierci. Prawdy o postawach i poglądach w totalitarnych dyktaturach domyślamy się, wyciągając wnioski z odosobnionych incydentów, a w dodatku mamy tendencję do widzenia tego, co chcielibyśmy zobaczyć.

Urodzona w Wielkiej Brytanii Qanta Ahmed jest pięknie wierzącą muzułmanką, pochodzącą z liberalnej pakistańskiej rodziny. Jest świetną lekarką, w tej chwili pracuje w USA, ale obok kariery w swoim zawodzie, aktywnie działa na rzecz reformy islamu, wierząc, iż pewnego dnia jej religia będzie rzeczywiście religią pokoju.

Wychowana w izolacji od religijnego fanatyzmu, w 1999 roku, po stażu i dodatkowej specjalizacji w USA, postanowiła skorzystać z propozycji pracy w Arabii Saudyjskiej. Jak pisze, spodziewała się, iż jako muzułmanka nie będzie narażona na szok kulturowy, a jej zachodnia wiedza przyda się w rozwoju służby zdrowia w muzułmańskim kraju.

Była w błędzie. Przyjechała do kraju, który był nie tylko teokracją, ale którego islam miał szczególny charakter, obowiązywała doktryna Muhammada ibn Abd al-Wahhaba, osiemnastowiecznego teologa, wściekle patriarchalna i fanatyczna. Kobiety w Arabii Saudyjskiej, którą poznawała z bliska były, jak to określa, infantylizowane. Niezależnie od wyksztalcenia, były zmuszane do noszenia zasłon, oczywiście nie mogły prowadzić samochodów, co obowiązywało również ją, jako cudzoziemkę.

Qanta Ahmed patrzyła ze zdumieniem i rosnącą irytacją na apartheid płci, na średniowieczny patriarchalizm, na tyranię działającą pod sztandarem i w imię jej religii, którą ona chciała widzieć zupełnie inaczej.

Wytrzymała tam dwa lata, wreszcie powiedziała dość i wróciła do cywilizacji. W dniu, w którym złożyła rezygnację z pracy, dowiedziała się o zamachu na WTC. Swoje doświadczenia z tego strasznego kraju opisała później w książce pod tytułem: „In the Land of Invisible Women: A Female Doctor’s Jurney in the Saudi Kingdom”.

Teraz, po wielu latach Qanta Ahmed odwiedziła ten kraj ponownie. Szokiem były już pierwsze obserwacje na lotnisku w Rijadzie. Kobiety w mundurach policjantek i żołnierek. Kobiety wydające dyspozycje mężczyznom, celnicy i celniczki obsługujące wyłącznie osoby tej samej płci. Potem obraz ulicy, tak odmienny od tego, co pamiętała z początków stulecia. Obok kobiet „skromnie ubranych”, kobiety bez nakryć głowy i w krótkich spódniczkach lub w obcisłych dżinsach, w bluzkach z krótkimi rękawami. Kolorowe ubrania, kobiety prowadzące samochody.

Kiedy w Ministerstwie Obrony odwiedziła placówkę zajmującą się zwalczaniem ekstremizmu, uderzyło ją, iż zespół public relations składał się niemal wyłącznie z pewnych siebie i kompetentnych kobiet, przemawiających do mieszanej publiczności. Podobnym szokiem była wizyta w redakcji „Arab News”, gdzie również nie było już ani śladu po dawnym, wszechobecnym w tym kraju apartheidzie płci.

Jej sposób oglądania domu towarowego w Rijadzie, który nie różnił się wiele od tego, co znała z Nowego Jorku czy z Londynu, musiał zwracać uwagę, bo podszedł do niej pracownik i zapytał jak jej się podoba ta nowa Arabia Saudyjska. Kiedy powiedziała, iż mieszkała kiedyś w tym mieście, ale wtedy kobiety miały wyznaczone osobne piętro, a w niektórych sklepach były osobne godziny, kiedy mogły robić zakupy, zebrało się wokół niej mieszane towarzystwo pracowników, z których większość znała tamte czasy raczej z opowiadań niż z doświadczenia.

Qanta Ahmed miała wrażenie podróży w czasie. Arabia Saudyjska jest dziś krajem młodych ludzi. Dwie trzecie społeczeństwa nie ukończyło jeszcze trzydziestu lat. Ci młodzi ludzie nie wyobrażają sobie powrotu do systemu, w którym policja religijna zwraca kobietom na ulicy uwagę, iż mają nie dość dokładnie zakryte włosy, czy aresztuje za rozmowę w publicznym miejscu z niespokrewnionym mężczyzną.

Ta rzeczywistość jest obecna w sąsiednim Iranie. Marząca o islamie z ludzką twarzą brytyjska lekarka zastanawia się nad pytaniem, czy irańskie kobiety mają szansę na taką rewolucję jak w Arabii Saudyjskiej? Nie, nie jest zaślepiona. Dobrze wie, iż ta saudyjska rewolucja nie przyniosła demokracji, iż zaledwie osłabiła arogancką władzę islamskiego fanatyzmu. Pogodzenie religii z nowoczesnością łatwiej cofnąć niż wprowadzać. W Iranie protesty ludności natrafiają na brutalne reakcje władz.

Ahmed przyjechała do Arabii Saudyjskiej na zaproszenie islamskiego duchownego, który podobne jak ona, marzy o islamie z ludzką twarzą. Jego wysiłki byłyby skazane na przegraną, (a on sam mógłby wylądować w więzieniu), gdyby nie zmiany na szczytach władzy.

Opisując prywatną rozmowę z tym duchownym pisze: „Al-Issa jest przerażony wojną religijną między Ukrainą a Rosją. Trzymając głowę w dłoniach, rozpaczał, iż dwa chrześcijańskie narody – Rosja i Ukraina – tak swobodnie używają języka męczeństwa i świętej wojny, aby opisać swój konflikt. W końcu, wraz z Pakistanem i Stanami Zjednoczonymi, Arabia Saudyjska była patronem mudżahedinów – ultraortodoksyjnych islamistycznych bojowników, którzy pokonali Związek Radziecki w Afganistanie – a królestwo później zapłaciło krwawą cenę za to wsparcie, gdy surowy fundamentalizm mudżahedinów stał się wzorem dla brutalnych grup islamistycznych w całym regionie, a ostatecznie na świecie. Wydawało mi się, iż Al-Issa – Saudyjczyk, tu wykształcony i tu mieszkający, przyswoił sobie lekcję z tej katastrofalnej historii przemocy”.

Zdaniem Qanty Ahmed, sprawujący de facto władzę książę Muhammad ibn Salman nie ogłosił walki z religią, dyskretnie zaczął wzmacniać duchownych skłaniających się ku reformom i osłabiać wpływy fanatyków.

Oficjalnie wahabbizm przestał być doktryną państwową dopiero w 2021 roku. Arabia Saudyjska nie jest i długo jeszcze nie będzie liberalnym państwem. Zdaniem Qanty Ahmed islam w tym kraju przybliżył się nieco do prawdziwego islamu, co może wzmacniać nadzieję wyznawców tej religii w innych krajach.

Islamscy fanatycy twierdzą jednak, iż to oni i tylko oni praktykują prawdziwy islam. Chociaż te zmiany w Arabii Saudyjskiej są autentyczne, nic nie wskazuje na słabnięcie fanatycznych reżimów w innych krajach. Nie wiemy, jak sytuacja się rozwinie, ale mam wrażenie, iż wszelkie próby wybicia zębów religijnemu fanatyzmowi są warte wsparcia. Z drugiej strony, jak widzimy w Polsce, zwolennicy religii z ludzką twarzą są mniej atrakcyjni dla władców, niż ci, którzy krzyczą, iż to oni są jedynymi przedstawicielami prawdziwej wiary. Ostatecznie tylko wyborcy mogą przekonać polityków, iż nie warto stawiać na konia religijnego fanatyzmu.

Andrzej Koraszewski

Pierwsza publikacja: http://www.listyznaszegosadu.pl/nowy-ateizm-i-krytyka-religii/marzenie-o-religii-z-ludzka-twarza

Idź do oryginalnego materiału