Mamo, dlaczego to zrobiłaś?

1 dzień temu

**10 maja 2024**

Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, iż ta rozmowa z mamą w ogóle się odbyła. Zadzwoniłem tylko po to, żeby się przywitać, zapytać, co u niej słychać, a nagle znalazłem się w środku rodzinnego dramatu, który wywrócił wszystko do góry nogami. „Mamo, na serio? — prawie krzyczałem do słuchawki. — Ja jestem twoim jedynym synem, mam syna, twojego jedynego wnuka, którego choćby nie widziałaś, a ty przepisujesz swoje mieszkanie na jakąś obcą kobietę? I jeszcze witasz się ze mną, jakby nigdy nic: ‘Cześć, synku, dawno nie dzwoniłeś’?” Mama milczała po drugiej stronie, a ja czułem, jak we mnie gotuje się żal zmieszany z niedowierzaniem. Jak mogła tak postąpić?

Nazywam się Krzysztof Kowalski, mam trzydzieści pięć lat i jestem jedynym dzieckiem mojej mamy, Marii Nowak. Zawsze mieliśmy trudną relację. Kiedy byłem mały, mama pracowała na dwóch etatach, żeby nas utrzymać, i jestem jej za to wdzięczny. Ale jej surowość i nawyk podejmowania wszystkich decyzji samodzielnie często tworzyły między nami mur. Gdy ożeniłem się z Kingą i urodził się nasz synek Tomek, miałem nadzieję, iż mama zbliży się do naszej rodziny. Ale nigdy nie przyjechała poznać wnuka, tłumacząc się pracą i zdrowiem. Nie naciskałem, dzwoniłem raz w miesiącu, wysyłałem zdjęcia Tomka, ale odpowiedzi były krótkie: „Dobrze, synku, cieszę się”. A teraz dowiaduję się, iż przepisała swoje mieszkanie na jakąś obcą osobę.

Wszystko zaczęło się, gdy moja ciotka, Iwona, siostra mamy, zadzwoniła i powiedziała, iż Maria Nowak podpisała darowiznę na swoje mieszkanie. Najpierw pomyślałem, iż to pomyłka — może ciotka coś pokręciła? Ale była pewna: mama przepisała mieszkanie na jakąś Ewę, kobietę, która, jak mówiła, „pomaga jej w domu”. Byłem w szoku. Mama mieszka w małym miasteczku, w dwupokojowym mieszkaniu, które kupiła z tatą wiele lat temu. To nie tylko nieruchomość — to część naszej rodziny, miejsce, w którym dorastałem. A teraz należy do kogoś obcego?

Natychmiast zadzwoniłem do mamy, żeby wyjaśnić sprawę. Odpowiedziała spokojnie, jakby nic się nie stało. „Tak, Krzysztofie, podarowałam mieszkanie Ewie — powiedziała. — To dobra kobieta, opiekuje się mną, przynosi zakupy, pomaga w sprzątaniu. A ty jesteś daleko, masz swoje życie.” Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Owszem, mieszkamy z Kingą w innym mieście, trzy godziny drogi, ale zawsze proponowałem pomoc! Pytałem, czy czegoś potrzebuje, oferowałem przyjazd albo opłacenie opiekunki, jeżeli jest jej ciężko. Ale mama za każdym razem machała ręką: „Nie trzeba, dam radę”. A teraz mówi, iż jestem „za daleko”, a jakaś Ewa stała się jej oparciem?

Zapytałem, kim jest ta Ewa i dlaczego mama tak jej ufa. Okazało się, iż to sąsiadka, która kilka lat temu zaczęła wpadać do mamy i pomagać. Według mamy, jest „jak córka” — gotuje, chodzi do apteki, choćby wozi ją na działkę. Nie mam nic przeciwko pomocy, ale oddać mieszkanie? To nie pudełko czekoladek! Próbowałem wytłumaczyć, iż to niesprawiedliwe wobec mnie i Tomka. „Mamo, ja jestem twoim synem, Tomek twoim wnukiem. choćby nie wiesz, jak wygląda, a oddajesz wszystko obcej kobiecie? Jak to możliwe?” — pytałem. Ale mama tylko westchnęła i odparła: „Krzysztofie, i tak nie przyjeżdżasz, a Ewa jest blisko. Poza tym, to moja decyzja.”

Czułem, jak narasta we mnie gorycz. Tak, nie przyjeżdżam co miesiąc — mam pracę, rodzinę, kredyt na samochód. Ale zawsze myślałem, iż jesteśmy rodziną, iż mama myśli o naszej przyszłości. Tomek ma dopiero cztery lata, rośnie, a ja marzyłem, iż kiedyś to mieszkanie będzie dla niego pomocą — może na studia albo pierwsze lokum. A teraz wszystko dostała jakaś Ewa, o której wcześniej choćby nie słyszałem. Spytałem mamę, czy nie boi się, iż ta kobieta po prostu wykorzystała jej zaufanie. Ale odpowiedziała stanowczo: „Wiem, co robię. Ewa to dobry człowiek.”

Po rozmowie nie mogłem się uspokoić. Kinga, widając moje roztrzęsienie, zaproponowała, żebyśmy pojechali do mamy i porozmawiali osobiście. Wzięliśmy Tomka i pojechaliśmy. Gdy dotarliśmy, mama przywitała nas ciepło, przytuliła wnuka, ale widziałem, iż jest spięta. Przy herbacie znów wróciłem do tematu mieszkania. Nie chciałem kłótni, ale musiałem zrozumieć jej decyzję. „Mamo, wytłumacz — powiedziałem. — jeżeli potrzebujesz pomocy, mogę częściej przyjeżdżać, zatrudnić kogoś. Ale po co oddawać mieszkanie?” Spojrzała na mnie zmęczona i odrzekła: „Krzysztofie, nie chcę być ciężarem. Ewa się mną opiekuje, a ty jesteś zajęty. Zdecydowałam tak, żeby nikomu nie zawracać głowy.”

Te słowa zabolały bardziej, niż się spodziewałem. Czy naprawdę myśli, iż byłaby dla nas ciężarem? Próbowałem tłumaczyć, iż jesteśmy jej rodziną, iż Tomek marzy o babci, iż chcę być bliżej. Ale mama tylko pokręciła głową. Wtedy zrozumiałem, iż czuje się samotna, a Ewa zapełniła tę pustkę. To było bolesne, ale zacząłem widzieć to jej oczami.

Wróciliśmy do domu i wciąż nie wiem, co dalej. Prawnie darowizny nie da się zakwestionować — mama jest przy zdrowych zmysłach i miała prawo tak zrobić. Ale nie mogę pogodzić się z myślą, iż wybrała kogoś obcego. Postanowiłem, iż będę częściej dzwonić, przyjeżdżać, zabierać Tomka, żeby znał babcię. Może z czasem zrozumie, iż to my jesteśmy jej prawdziwą rodziną. A Ewa… Mam nadzieję, iż naprawdę się o mamę troszczy, a nie ma własnych interesów. Ta historia nauczyła mnie jednak jednego: nie wolno odkładać kontaktu z bliskimi. Życie jest za krótkie, żeby tracić więź z tymi, których kochamy.

Idź do oryginalnego materiału