Logika czasu rewolucji

1 rok temu
Zdjęcie: Jan Widacki


Od chwili, gdy Joanna Szczepkowska ogłosiła koniec komunizmu w Polsce (4 czerwca 1989 r.), jak łatwo policzyć, upłynęły niemal 34 lata. Kilkanaście lat więcej, niż trwała cała II Rzeczpospolita. Mogłoby się wydawać, iż to dość czasu w dokonanie rozliczeń z okresem PRL.

Do niedawna zabójstwo przedawniało się po 30 latach i po ich upływie już nie można było go ścigać. Ale mądre umysły prawnicze, wprzęgnięte w służbę rewolucji, wymyśliły koncepcję „zbrodni komunistycznej”. A ta się nie przedawnia. Nigdy! Ale to dopiero początek problemu. Bo „zbrodnią komunistyczną” może być każde przestępstwo, choćby najdrobniejsze, jeżeli tylko zostało popełnione przez „funkcjonariusza komunistycznego państwa”. Definicja tego ostatniego też jest nieostra, a więc kategoria „funkcjonariuszy komunistycznego państwa”, ergo sługusów reżimu, stała się nadzwyczaj pojemna.

W ostatnich latach prokuratura IPN postanowiła ścigać sędziów i prokuratorów, którzy wykonywali zawód w stanie wojennym. Niekoniecznie musieli być nadgorliwi, okrutni, zawzięci. Wystarczy, iż byli i stosowali prawo stanu wojennego. Tak jakby mieli wybór i mogli go nie stosować. A wielu z nich robiło wszystko, by oskarżonych uniewinnić albo skierować sprawę z trybu doraźnego na zwykły, w którym kary były łagodniejsze, areszty nie były obligatoryjne, no i były dwie instancje, a nie – jak w trybie doraźnym – jedna. W środowisku wiadomo było, który z sędziów jest dla opozycji łagodny, który prokurator w sumie przyjazny, a który jest łotrem i sk…synem. Teraz wszystkich wrzucono do jednego worka. Wszyscy prokuratorzy, którzy pracowali w stanie wojennym, za wyjątkiem tow. Piotrowicza (który wprawdzie ścigał w stanie wojennym opozycję, ale się nie cieszył), okazali się siepaczami komuny. Wśród sędziów takim wyjątkiem był, jak wiemy, sędzia Kryże, wiceminister sprawiedliwości w pierwszym rządzie PiS, który w stanie wojennym skazał przyszłego prezydenta Komorowskiego. Reszta stała się obiektem badań prokuratury IPN.

Oskarżono więc sędziów, którzy kogokolwiek skazali za naruszenie dekretu o stanie wojennym. Oskarżono też prawników, którzy w stanie wojennym zostali jako rezerwiści powołani do wojska i skierowani do prokuratury wojskowej. Stanęli teraz pod zarzutem popełnienia „zbrodni przeciw ludzkości, w postaci zbrodni komunistycznej”. Jeden z tych „zbrodniarzy przeciw ludzkości”, wcielony do prokuratury wojskowej, „podżegał sąd” do wymierzenia kary więzienia (w zawieszeniu zresztą). Podżegał jako oskarżyciel publiczny na rozprawie, aby nie było wątpliwości. Inny „zbrodniarz przeciw ludzkości” choćby nie zdążył podżegać sądu, bo tylko postawił komuś zarzut… i został zwolniony do cywila. Nie pomogło. Dopadł go IPN.

Sądy nie bardzo się palą do orzekania w tych sprawach, choć prokuratorzy IPN gorliwie je do tego podżegają. Ostatecznie uznano, iż do sądzenia takich zbrodniarzy adekwatne są sądy wojskowe. No to sądzą. Mała sala rozpraw. Sędzia sprawdza obecność i konstatuje, iż za pokrzywdzonych nikt się nie stawił. I tu właśnie zaczyna się problem. Jak z samej nazwy wynika, przy „zbrodni przeciw ludzkości” pokrzywdzona jest cała ludzkość. Co by było, gdyby cała ludzkość przyszła do sądu garnizonowego? Dla wojska problem logistyczny. Nie zmieszczą się! Ale tu pojawia się jeszcze problem prawny, a także logiczny. Każdy pokrzywdzony ma prawo ustanowić sobie pełnomocnika. Czyli na salę rozpraw w sądzie garnizonowym ma prawo wepchnąć się cała ludzkość wraz z pełnomocnikami. Jeszcze ciaśniej! Mało tego, przecież ci pełnomocnicy, adwokaci, to część ludzkości, a więc też pokrzywdzeni! Czy można być równocześnie pokrzywdzonym i pełnomocnikiem? No chyba nie można! Obok trudności logistycznych pojawia się zatem szkopuł logiczno-prawny.

Trzeba by zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego z prośbą o wykładnię prawa. Tu kolejny problem. Kto w trybunale miałby to rozstrzygać? Prezes Przyłębska uznawana przez część neosędziów i dublerów czy ta część neosędziów i dublerów, którzy nie uznają prezesury pani Przyłębskiej? W tej drugiej grupie jest, zdaje się, ktoś ze stopniem wojskowym, to może jednak oni byliby bardziej kompetentni? W innym podobnym procesie sąd stwierdza, iż jeden z pokrzywdzonych zmarł. Czy ludzkość w tym procesie obejmowała tylko dwie osoby, czy trzeba uznać, iż wymarła połowa ludzkości?

Kolejny problem logiczny.

A w cieniu tych procesów „zbrodniarzy przeciw ludzkości” nadal, jakby nigdy nic, toczą się procesy lustracyjne. Po długotrwałych, żmudnych śledztwach, kto 50 lat temu stawiał wódkę i śledzia: lustrowany ubekowi czy ubek lustrowanemu, sądy w dwóch instancjach albo oczyszczają z zarzutów lustrowanych, albo skazują tych przeszło 80-letnich na ogół ludzi, orzekając im 10-letni zakaz ubiegania się o stanowisko prezydenta RP, posła lub senatora.

Sam już nie wiem, czy to bardziej śmieszne, czy bardziej straszne. Głupie na pewno.

Idź do oryginalnego materiału