Kuba kupował marihuanę, gdy był w liceum. Dziś jest po trzydziestce i idzie do więzienia na dwa lata

2 lat temu
Zdjęcie: Jakub Radziszewski z partnerką Fot. mat. prywatne


We wtorek Kuba pożegnał się ze wszystkimi w pracy. Nie było łatwo powstrzymywać łzy. Nie ma pojęcia, kiedy wróci do obowiązków. Wielkanoc zaplanował tak, by spotkać się ze wszystkimi z rodziny, bo nie wiadomo, kiedy uda się spędzić razem następne święta. Zaraz po Wielkanocy Kuba ma się stawić w Areszcie Śledczym na warszawskim Służewcu "celem odbycia kary dwóch lat więzienia". Wyrok wobec niego zapadł wyłącznie na podstawie zeznań tzw. małego świadka koronnego. Sam skazany zapewnia, iż orzeczenie jest zupełnie niesłuszne, a on sam niewinny.



Jakub Radziszewski z Warszawy został skazany skazany za handel narkotykami dla zorganizowanej grupy przestępczej. 34-latek nie przyznaje się do winy


Wyrok wobec Jakuba Radziszewskiego zapadł wyłącznie na podstawie zeznań tzw. małego świadka koronnego nazywanego też popularnie sześćdziesiątką


Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich od kilku lat postuluje zmianę przepisów dotyczących art. 60 § 3 i 4 k. k. Szczególny problem jest bowiem wtedy, gdy zeznania tzw. małego świadka koronnego stanowią w procesie jedyny dowód przestępstwa


Wezwanie do odbycia kary


Jakub Radziszewski kilka lat temu spędził blisko pół roku w areszcie. Nauczony tym doświadczeniem wie, iż za kraty plecaka raczej nie warto brać. Na tych paru metrach kwadratowych, jakie przysługują osadzonemu, nie ma na to miejsca. Lepiej spakować się w reklamówki.

Zamierza ze sobą wziąć szczoteczkę do zębów, klapki, ubranie na zmianę, parę książek. Co jeszcze? Musi się poradzić adwokata, co warto mieć ze sobą w więzieniu. W pracy już wziął wolne, żeby móc pozałatwiać wszelkie konieczne sprawy przed odsiadką. Także po to, by przygotować się psychicznie, spotkać się z rodziną, pobyć ze swoją dziewczyną.

Nie sądził, iż sprawy potoczą się tak szybko. Myślał, iż będzie trochę więcej czasu. Ale kilka dni temu otrzymał wezwanie, iż 20 kwietnia, czyli dwa dni po Wielkanocy, ma się stawić przed bramą przy Kłobuckiej 5.

Tu, w Areszcie Śledczym Warszawa-Służewiec Jakub Radziszewski ma spędzić najbliższe dwa lata życia. No, chyba iż pisma kierowane do Sądu Najwyższego, w tym wniosek kasacyjny przyniosą efekt. Na razie fakty są takie, iż wyrok prawomocny zapadł i kropka.

Jak udowodnić niewinność? To wręcz niewykonalne


Nikogo nie obchodzi, iż Kuba do winy się nie przyznaje. Nikomu nic do tego, iż orzeczenie wydano na podstawie słów zaledwie jednego człowieka, a wszystkie inne dowody wskazywały na jego niewinność.

– Przekonałem się, iż w polskim systemie prawnym udowodnienie niewinności jest skomplikowane, trudne, a wręcz niewykonalne. Znacznie łatwiej udowodnić, iż ktoś coś zrobił, niż to, iż czegoś nie zrobił. Dziś już wiem, iż nasz system nie jest oparty na domniemaniu niewinności, ale na domniemaniu winy – przyznaje Jakub Radziszewski.

Czytaj także: Świadkowie koronni chcą mieszkać nad morzem. Tak wygląda życie "odwróconych"



W jego przypadku dowodem domniemanej winy były słowa dealera narkotykowego Karola P. Gdy Karol P. został zatrzymany w 2015 r., stał się tzw. małym świadkiem koronnym. Licząc na złagodzenie kary, miał wsypać swoich kompanów. No i podał dane Jakuba. Stwierdził, iż on również dla grupy przestępczej handlował narkotykami.

Wersja Jakuba jest zaś taka, iż Karola P. znał stąd, iż 8-9 lat wcześniej, będąc w liceum, kupował od niego parę razy marihuanę. I tylko tyle. Jednak sąd wiary mu nie dał, uznając za wiarygodne zeznania małego świadka. Ale uprzedzam wypadki.

Policja puka o 6.00 rano


Do mieszkania Jakuba Radziszewskiego na warszawskim Mokotowie policja zapukała 28 stycznia 2016 r. o godz. 6 rano. Jak wspomina, tej zimy przechodził solidną grypę. Potwornie bolały go korzonki, miał silną gorączkę, był na lekach przeciwbólowych. Dlatego gdy funkcjonariusze w pełnym rynsztunku stanęli w drzwiach, nie do końca do niego docierało, co się dzieje.

– Policjanci, którzy wkroczyli do mojego mieszkania, mówili, iż ja dobrze wiem, za co jestem aresztowany i iż takich ściemniaczy jak ja, to oni dobrze znają – wspomina Jakub. Dłuższą chwilę trwało, zanim dowiedział się, o co chodzi. Młody mężczyzna usłyszał wówczas, iż policjanci "wszystko wiedzą o tym, jak dealuje i iż zarabia na tym grubą kasę".

W piśmie, które Jakubowi pokazano, można było przeczytać, iż jest zatrzymywany w związku ze sprawą niejakiego Michała Cz. pseudonim "Niedźwiadek". Radziszewski wtedy nie miał pojęcia, kim jest ów "Niedźwiadek"; wszystkiego dowiedział się później z akt.

Policjanci wówczas pytali go, czy ma w domu jakieś narkotyki. Jakub zapewnia, iż niczego nie ukrywał i od razu powiedział, gdzie trzyma marihuanę - znaleziono 19 gramów. Do tego i tylko do tego Radziszewski się przyznaje. Pozostałe zarzuty, jak mówi, to kompletna bzdura.

Aresztowany jak najgroźniejszy bandyta


Po latach 34-latek wspomina, iż początkowo choćby był całą sytuacją nieco rozbawiony. W gorączce to wejście policjantów, ich zachowanie i wręczone pismo wydawało mu się tak absurdalne, iż nie dowierzał, iż to się dzieje naprawdę. Ewentualnie sądził, iż to jakieś kuriozalne nieporozumienie.

Powagę sytuacji zrozumiał, gdy zawieziono go do sądu, który zdecydował o jego tymczasowym aresztowaniu. – To chyba było w sądzie przy Kocjana. Nie jestem pewien, bo zawieziono mnie furgonetką bez okien. Wokół mnie stało kilku mundurowych z karabinami. Do tego momentu myślałem, iż to jakaś pomyłka i za chwilę wszystko się wyjaśni. Ale wtedy poczułem, iż jestem pakowany w jakieś straszne bagno. Kiedy sąd ogłosił decyzję, zrobiło mi się słabo – wspomina.

Sąd zdecydował o aresztowaniu Jakuba Radziszewskiego na trzy miesiące. Główny zarzut dotyczył obrotu znacznymi ilościami środków odurzających uzyskanymi od Karola P. - członka grupy przestępczej. Potem areszt został jeszcze przedłużony.

Areszt wydobywczy, by zacząć sypać


Ten okres od stycznia do czerwca 2016 r. Radziszewski nazywa aresztem wydobywczym. Jak mówi, w tym czasie ani sąd, ani prokuratura nie wykonały żadnych czyności procesowych. Jedyne, do czego doszło, to do konfrontacji z Karolem P., która odbyła się na wniosek adwokata Jakuba.

Już na pierwszym przesłuchaniu padło pytanie prokuratora, czy zna Karola P. Owszem, Jakub Radziszewski Karola P. znał, co potwierdził wówczas śledczemu, i co także dziś opisuje ze szczegółami. Tyle iż - jak zapewnia - to była zupełnie inna znajomość, niż twierdzi Karol P.

– To był chłopak, tak jak ja, z Mokotowa. Mieszkał dwa osiedla dalej, mieliśmy paru wspólnych znajomych. Miewałem z nim sporadyczny kontakt, raz choćby był u mnie w domu, przyszedł z jakimś moim bliższym znajomym – opowiada dziś 34-latek o czasach, gdy jeszcze chodził do liceum. Jak wspomina, wychował się wśród takich rówieśników, którzy ganję traktowali raczej dość lekko.

Świadek koronny wiarygodny w oczach sądu


Karol P., jak już mówiliśmy, handlował narkotykami. Jakub opowiada, iż kupił od niego marihuanę kilkakrotnie - parę razy przez innych ludzi, ze dwa razy bezpośrednio. Jak wspomina, to mogło być pomiędzy 2006 a 2008 rokiem. Na pewno już po odwiedzinach Karola P. w jego mieszkaniu.

Po latach zresztą okazało się, iż ta wizyta była brzemienna w skutki. Fakt, iż Karol P. znał układ mieszkania Kuby, uwiarygadniał go w oczach prokuratury i sądu.

– Chyba nie tylko stąd znał mój dom. W jednym z zeznań opowiadał, iż jak się podciągnie za parapet, to przez okno widać wnętrze mojego mieszkania. Nie wiem, jaki interes miał w tym, żeby się podciągać, aby oglądać moje mieszkanie. Ale chyba już sam fakt, iż o tym opowiada, jest wysoce podejrzany – zauważa mężczyzna.

Czytaj także: Prawnik: Największe umorzenie? Za 12 gramów marihuany. Ale znam też sprawę skazania za 0,1 grama


Co ciekawe, pierwsze wyjaśnienia w 2015 r. Karol P. składal pełne szczegółów. Ale jak już potem dochodziło do konfrontacji kub gdy w trakcie procesu padały pytania adwokata, to mówił, iż od dziecka adekwatnie ma problemy z pamięcią i - jak wspomina Jakub - wszelkich nieścisłości nie był już w stanie wyjaśnić.

Sprawa gangu "Rympałka"


Ale i tak nie przeszkadzało to prokuraturze oprzeć wszelkich oskarżeń wobec Jakuba Radziszewskiego tylko i wyłącznie na jego słowach. Lektura aktu oskarżenia oraz jego uzasadnienia nie pozostawia wątpliwości, iż żadnych innych dowodów nie było.

W akcie mowa jest o tym, iż w sprawie znanego gangu Marka Cz. ps. "Rympałek" do odrębnego postępowania wyłączono wątek Michała Cz. ps. "Niedźwiadek", który w tej grupie miał odpowiadać za handel narkotykami. Cz. sypnął stojącego od niego niżej w hierarchii Karola P., ten zaś obciążył Jakuba Radziszewskiego.

W 2016 r. prokuratura (ranga sprawy była wysoka - konkretnie był to Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie) zarzucała Radziszewskiemu, iż ten w 2008 r. od Karola P. wziął do sprzedania 200-300 gramów marihuany, a potem jeszcze od 2009 do 2012 wielokrotnie odbierał od Karola P. środki odurzające do dalszej dystrybucji, z czego ten "uczynił sobie stałe źródło dochodu". Do tego dorzucono jeszcze sprawę znalezionych w mieszkaniu 19 gramów.

Wyrok na podstawie zeznań małego świadka koronnego


Przed sądem Jakub odpowiadał już z wolnej stopy. W pierwszej instancji, jak mówi, adwokat gwałtownie uprzedził go, iż raczej nie ma co liczyć na dogłębne rozpoznanie sprawy. Dostał trzy lata więzienia oraz nakaz spłaty tego, co ponoć miał zarobić na narkotykach, czyli 84 tys. zł. Tak oszacowano ich wartość na podstawie zeznań Karola P.

Jakub bardzo liczył na to, iż w apelacji sąd zauważy, iż nie ma przeciwko niemu żadnych dowodów. Że jedynym obciążającym go jest Karol P., który twierdzi, iż Kuba nie był jego klientem, ale współpracownikiem w przestępstwie. I iż ów oskarżyciel coraz bardziej gubi się w zeznaniach i coraz częściej zasłania problemami z pamięcią.

Przeliczył się. W apelacji owszem Jakub został potraktowany ciut łagodniej, ale kilka to zmieniło - dostał dwa lata więzienia plus zasądzony wcześniej obowiązek zwrotu ponad 80 tys. zł. Jak mówi, Sąd Apelacyjny jego sprawę potraktował bardzo powierzchownie.

– Na jednej kartce A4 uzasadniono, skąd takie orzeczenie. Adwokat zgłosił kilkanaście wątpliwości co do wiarygodności świadka i jego zeznań. Sąd odniósł się lakonicznie raptem do dwóch. Poczułem się, mówiąc wprost, olany – nie kryje żalu Radziszewski.

W uzasadnieniu wyroku mowa jest o trzech dowodach – o zeznaniach Karola P., o wizji lokalnej z udziałem świadka (tego samego Karola P.) oraz o tym, iż Jakub Radziszewski został wskazany na tablicy z wizerunkami osób (również przez Karola P.).

– De facto jest to jeden dowód, pochodzący od jednej osoby, która mnie oskarża, bo ma w tym interes. Ale sąd rozbił to na trzy dowody, co pewnie lepiej wygląda na papierze – zauważa Radziszewski.

Ale tym razem jest to już orzeczenie prawomocne. I nie ma dyskusji - skoro przyszło wezwanie do odbycia kary, to należy się stawić we wskazanym miejscu oznaczonego dnia i kropka.

Adwokat Kuby skierował już kasację do Sądu Najwyższego, a jednocześnie zwrócił się do SN z wnioskiem o wstrzymanie wykonania kary na czas podjęcia decyzji co do kasacji. Jednak wezwanie do stawienia się za kratami przyszło na tyle szybko, iż jasne jest, iż Sąd Najwyższy nie zdąży tego rozpatrzyć zanim Jakub trafi do więzienia.

– Zdaję sobie sprawę, iż wstrzymanie wykonania kary w Polsce stosuje się dość rzadko. Chcę jednak wierzyć, iż za miesiąc-dwa Sąd Najwyższy się na to zgodzi – mówi Jakub.

Problem z "sześćdziesiątką"


Z wyrokami niezawisłych sądów dyskutować trudno. Zwłaszcza gdy chodzi już o wyrok prawomocny. Nie zamierzam rostrzygać o niewinności lub winie Jakuba Radziszewskiego. Ale warto zauważyć, iż Kuba z Mokotowa nie jest jedynym skazanym wyłącznie na podstawie zeznań tzw. małego świadka koronnego. Bo problem jest o wiele grubszy.

Cztery lata temu temat podjął Rzecznik Praw Obywatelskich, a powodem do tego była sprawa rapera Bonusa RPK i słynna akcja #MuremZaBonusem. Hip-hopowiec został skazany na 5,5 roku więzienia również w sprawie dotyczącej narkotyków, a głównym dowodem (choć nie jedynym) były właśnie zeznania małego świadka koronnego.

Bonus wówczas w rozmowie z naTemat zwracał uwagę, iż tzw. sześćdziesiątki - nie dość, iż mogą liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary - to jeszcze wobec zwykłych ludzi czują się zupełnie bezkarni.

Nota bene - Bonus i jego koledzy również zostali uznani przez sąd za odłam gangu "Rympałka".


Czytaj także: Zawszone poduszki i materace, bo istnieje zakaz prania. Tak policja "przyjmuje" zatrzymanych



RPO już wtedy, w 2018 r. wskazywał na konieczność nowelizacji przepisów Kodeksu karnego dotyczących małego świadka koronnego. Rzecznik wskazywał na istotne wady tego mechanizmu - mali świadkowie nie są w żaden sposób chronieni, a zatem mogą mieć obawy przed tym, by wsypać swoich kolegów przestępców. Na pewno mniej mogą się bać osób spoza swoich grup i chętniej mogą je obciążać. RPO postulował wprowadzenie mechanizmu weryfikacji zeznań małych świadków.

W 2020 r. biuro Rzecznika wydało obszerną publikację "Instytucja 'małego świadka koronnego'- praktyka, kontrowersje, wyzwania". Przytoczono w niej szereg danych potwierdzających, iż wyroków takich, jak w sprawie Jakuba Radziszewskiego jest o wiele więcej.

Nie ze wszystkich apelacji udało się zebrać pełne dane. Ale z udzielonych informacji wynika, iż bardzo często wyroki zapadały tylko i wyłącznie na podstawie zeznań małego świadka koronnego, bez jakichkolwiek innych dowodów.

W apelacji gdańskiej na 29 wyroków w procesach, gdzie występowała tzw. sześćdziesiątka, w pięciu wyrok skazujący zapadał tylko na podstawie zeznania małego świadka (to 17 proc.). W Poznaniu na 76 wyroków - 9 opierało się wyłącznie na obciążeniu mśp (niecałe 12 proc.). Ale były też apelacje, gdzie tego typu wyroku nie było ani jednego.

W publikacji RPO podsumowano:


W innym miejscu w wydawnictwie Rzecznika zwracano uwagę:


Jakub Radziszewski zdaje sobie sprawę, iż takich jak on jest więcej. Często pewnie z dużo wyższymi wyrokami. Chce wierzyć, iż w końcu ktoś ten problem dostrzeże i zmieni przepisy. Na razie czuje, iż ta "wada systemu" zrujnowała mu życie.

Przyznaje, iż w pracy przełożeni znają jego sytuację i są wyrozumiali. Wspiera go też jego rodzina i partnerka. Ale mimo wszystko nie jest łatwo psychicznie to wszystko znieść.

– Czasem myślę, iż może lepiej by było, gdybym już wtedy sześć lat temu od razu trafił do więzienia na dwa lata. Dawno bym już wyszedł i mógł zacząć normalne życie. A tak - wciąż żyję w zawieszeniu. Nie wiem, kiedy uda mi się spłacić zasądzoną kwotę. Nie jestem w stanie podjąć żadnych decyzji zawodowych czy rodzinnych. Z moją partnerką nie bierzemy ślubu, nie decydujemy się na dziecko, bo nie wiemy, co będzie dalej – wyznaje.

Idź do oryginalnego materiału