Kościół SOK-ów nie puści

1 miesiąc temu

Straże Ochrony Kolei są dwie, a gdyby prawo traktowano w Polsce poważnie, prywatnych armii byłoby 14

PKP Polskie Linie Kolejowe oraz Szybka Kolej Miejska (SKM) w Trójmieście są jedynymi na świecie spółkami prawa handlowego, które dysponują formacjami zbrojnymi finansowanymi z budżetu państwa – co roku podatnicy wydają na sokistów 300 mln zł. W SOK służy 3 tys. uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy, w trójmiejskiej SOK SKM – 250. Nie są oni jednak funkcjonariuszami publicznymi, podlegają bowiem prezesom zarządów przedsiębiorstw nastawionych na osiąganie zysków, a nie podmiotom zobligowanym do troski o bezpieczeństwo obywateli. Sokiści muszą zatem wykonywać polecenia wydawane przez osoby de iure i de facto prywatne, niekoniecznie mające na względzie interes państwa. W świetle przepisów prezesi PKP PLK i SKM nie różnią się wcale od szefa Polsatu czy firmy Red is Bad, handlującej odzieżą chętnie wdziewaną przez kiboli i pisowców. Cóż, status Straży Ochrony Kolei jest groteskowy.

Włos się jeży

SOK w ubiegłym roku obchodziła 105-lecie istnienia. Jak stwierdził prezydent Andrzej Duda w jubileuszowym przemówieniu, „to najstarsza polska służba dbająca o bezpieczeństwo i porządek publiczny, została ustanowiona przez Marszałka Józefa Piłsudskiego zaraz po odzyskaniu niepodległości”. Początkowo stosowano nazwę Straż Kolejowa, od 1934 r. Straż Ochrony Kolei. Formacja od zarania była państwowa i ściśle powiązana z PKP. Miała prawo nakładania grzywien, legitymowania i zatrzymywania oraz przymusowego doprowadzenia na policję, a także noszenia i użycia broni palnej. Po wojnie kilka się zmieniło, nie licząc zmiany nazwy na Służba Ochrony Kolei.

„Przełomowym dla SOK okresem były lata 1981-1982. Sytuacja społeczno-ekonomiczna kraju w tym okresie miała bardzo duży wpływ na obniżenie dyscypliny społecznej, również w środowisku kolejarskim. Znalazło to odbicie w znacznym wzroście zdarzeń o charakterze przestępczym. Powszechnym zjawiskiem stały się kradzieże mienia kolejowego oraz powierzonego kolei do przewozu, dewastacja urządzeń sterowania ruchem kolejowym, naruszenie dyscypliny pracy oraz ładu i porządku prawnego”, czytamy na portalu internetowym SOK.

Cytat może być uznany za niepoprawny politycznie, bo nie wskazano w nim, dlaczego doszło do obniżenia dyscypliny społecznej i nasilenia kradzieży. A uświadomionemu czytelnikowi może przyjść do głowy, iż w 1981 r. trwał festiwal Solidarności i za anarchizację życia społecznego odpowiadał związek zawodowy elektryka Wałęsy i suwnicowej Walentynowicz, co otwiera drogę do uzasadnienia wprowadzenia stanu wojennego. Tak czy siak, na początku lat 80. sokiści mieli pełne ręce roboty. Po zmianie ustroju nastała epoka bałaganu i marginalizacji. W 1997 r. formacji przywrócono przedwojenną nazwę i zmieniono umundurowanie. Cztery lata później dokonano komercjalizacji, restrukturyzacji i prywatyzacji PKP.

Od momentu urynkowienia kolei strażnicy przestali podlegać państwowej firmie i stracili status funkcjonariusza publicznego, nie tracąc uprawnień do użycia broni i środków przymusu, legitymowania i karania. Prerogatywy pozwalające na radykalną ingerencję w sferę praw człowieka ma więc formacja zbrojna działająca na rzecz podmiotu, którego celem jest osiąganie zysków. Włos się jeży.

Ranga aktu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Post Kościół SOK-ów nie puści pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.

Idź do oryginalnego materiału