Kontrterroryści pomylili mieszkania w Gdańsku. „To są kpiny”

news.5v.pl 4 dni temu

Na początku października funkcjonariusze z Oddziału Kontrterrorystów z Bydgoszczy zorganizowali akcję zatrzymania poszukiwanego mężczyzny. Pomylili jednak mieszkania, a zdaniem współwłaściciela lokalu przy ulicy Jaśkowa Dolina zasugerowali się identycznym numerem miejsca parkingowego, z którego miał korzystać poszukiwany.

ZOBACZ: Żandarmeria w domu Ewy Stankiewicz. „Szukali części tupolewa”

– O 6:05 telefon mam od lokatorki, iż było wtargnięcie kontrterrorystów. Wyłamali drzwi i rzucili granat hukowy – powiedział Piotr Kucharski, współwłaściciel mieszkania, w rozmowie z reporterem Polsat News Michałem Tokarczykiem. W ocenie mężczyźni funkcjonariusze „chyba choćby w lodówce sprawdzali”.

Jak dodał, po jego przybyciu na miejsce lokatorka była roztrzęsiona, a jej córka ciągle trzymała ją za nogę. – Zauważyli, iż poszukiwany zaparkował pod numerem 15 na parkingu podziemnym. Logiczne według nich było, iż mieszka pod piętnastką. On mieszkał pod innym numerem. Numer parkingu nigdy się nie potwierdza z numerem mieszkania – wyjaśnił pan Piotr.

Policja weszła do złego mieszkania. Na komendzie „nikt nic nie wiedział”

Po całym zdarzeniu, jak zdradził współwłaściciel, policja zaczęła wypytywać się o numery polis ubezpieczeniowych, a także zaprosiła go na komendę przy ulicy Kartuskiej w Gdańsku. Tam okazało się, iż na komisariacie „nikt nic nie wie”.

– Poczekałem 15 minut, aż ktoś zszedł. Powiedział mi, iż on tylko mnie przesłucha, ale nie będzie miał nic z tym do czynienia. Po spisaniu tego protokołu poprosiłem o jakiś kontakt, z kim mógłbym rozmawiać – opisał, podkreślając, iż „na tym się sprawa skończyła”.

ZOBACZ: Rektor Uniwersytetu Jana Długosza zatrzymany. Akcja służb w Częstochowie

– W tym samym dniu, gdzieś koło 10:00, zadzwonił komendant policji wojewódzkiej z Bydgoszczy, przeprosił na wstępie i powiedział, iż wszystko pokryją i załatwią. Spytałem się, czy dostanę jakąś zaliczkę. Usłyszałem, iż zapłacą po dostarczeniu dowodu kupna w wersji faktury. Powiedziałem, iż reszta będzie rozpoznana po wymianie drzwi – dodał.

Współwłaściciel zwrócił się do policji z pismem, w którym przedstawił wstępne koszty na 2,5 tys. złotych za nadzór, dojazdy oraz poświęcony czas fachowcom, którzy zajmowali się doprowadzeniem mieszkania do wyglądu sprzed akcji. – Byłem jedyną osobą upoważnioną do pilnowania dobytku i nadzorowania wymiany drzwi – zaznaczył.

Policja pomyliła mieszkania, zapłacić za to nie chciała. „To są kpiny”

W związku z remontem mieszkania, wymianą drzwi czy podłogi mężczyzna wynajął na cztery dni hotel dla lokatorki z dzieckiem. Później, z odpowiedzi policji dowiedział się, iż nie otrzyma wspomnianych 2,5 tys. złotych i w tej sytuacji może złożyć sprawę do sądu cywilnego. Ostatecznie – według ustaleń serwisu trójmiasto.pl – otrzymał 18 tys. złotych za spowodowane zniszczenia.

To są kpiny, chciałem to szybko, sprawnie załatwić. Nie chciałem na tym zarobić złotówki – wyznał.

Mimo to podkreśla, iż nie jest to jeszcze koniec sprawy. Jak wyjawił, nie waha się pójść do sądu, aby walczyć za poświęcony czas, dojazdy oraz traktowanie przez policję w Bydgoszczy jako „zło konieczne”. – Powinien przyjechać do mnie negocjator lub rzeczoznawca. Tu było zero. Z ich strony była to forma starej poczty, a nie droga mailowa – skwitował pan Piotr.

Prok. Mariusz Duszyński z gdańskiej Prokuratury Okręgowej powiedział na łamach trojmiasto.pl, iż w sprawie omyłkowego wtargnięcia do mieszkania wszczęto śledztwo dotyczące przekroczenia uprawień przez funkcjonariuszy publicznych.

wb/wka / Polsatnews.pl / Polsat News

Czytaj więcej

Idź do oryginalnego materiału