„Najbardziej satysfakcjonujące dla mnie jest uzyskanie pełnego porozumienia z koniem, zdobycie jego zaufania umożliwiającego czerpanie pełnymi garściami z przyjemności jazdy. Konie to nieskończony temat, można z nimi pracować całe życie, a umiera się, nie poznawszy tematu do końca… wciąż odkrywam coś nowego, każdy koń to nowa karta w książce „ja i moje konie”…” – powiedziała lubonianka – Danuta Bielawska. Konie to jej największa życiowa pasja. Jak mówi – „jestem dla koni i nie wyobrażam sobie bez nich życia”.
Korzenie i łapanie bakcyla
Danuta Maria Bielawska jest od urodzenia lubonianką. Pochodzi z rodziny od pokoleń związanej z naszym miastem. Rodzice – Tadeusz Bielawski i Maria z d. Nowicka od wielu lat udzielają się w lubońskim harcerstwie – od 33 w Harcerskim Kręgu Seniorów 7. LDH im. Jana Karola Chodkiewicza.
Po ukończeniu Szkoły Podstawowej nr 2 (wówczas im. Marcelego Nowotki) Danka kontynuowała naukę w poznańskim Liceum Ogólnokształcącym nr 2 im. Heleny Modrzejewskiej, a po zdaniu matury podjęła studia na Wydziale Zootechniki Akademii Rolniczej w Poznaniu, gdzie uzyskała tytuł magistra inżyniera.
Końmi interesuje się i fascynuje od 10. roku życia. Zainspirowały ją do tego przede wszystkim książki o Dzikim Zachodzie i filmy westernowe, które uwielbiała czytać i oglądać. Z czasem zrodzoną w niej pasję zaczęła rozwijać, mimo iż przedtem nikt z rodziny nie miał bliższej styczności z końmi. Danka marzyła, żeby jeździć konno. Nie było to początkowo łatwe, ponieważ konie wierzchowe były wówczas wyłącznie w stadninach. Dostęp do jazdy konnej miały tylko dzieci, których rodzice lub znajomi pracowali przy koniach. Zaczęła więc od oglądania zawodów w skokach przez przeszkody, które często odbywały się na poznańskiej Woli i, jak się dowiedziała, startują w nich studenci zootechniki, którzy mają jazdę konną w ramach zajęć wychowania fizycznego. To przesądziło, iż zamiast weterynarii wybrała studia zootechniczne. Wszystko kręciło się wokół koni.
Podczas studiów jazda konna pochłonęła młodą luboniankę bez reszty. Z przyjemnością chodziła na wf., na fakultet z jazdy konnej oraz zajęcia sekcji jeździeckiej Akademii Rolniczej, prowadzonej przez zawodnika i trenera jeździectwa, mistrza Polski w skokach przez przeszkody oraz pięciokrotnego mistrza Polski w ujeżdżeniu – Mariana Kowalczyka. We wszystkie dni tygodnia dosiadała też koni prywatnie, gdzie się dało, np. u znajomych poznanych na studiach. Z iskrą w oku wspomina obozy jeździeckie w Stadzie Ogierów w Gnieźnie oraz ulubione zajęcia z hodowli koni z cudownym wykładowcą tematu – dr. Stanisławem Siudzińskim. Uwieńczeniem studiów była obroniona w 1990 r. praca magisterska, pierwsza w temacie hipoterapia – „Jazda konna jako metoda leczenia”, za którą pani Danuta zdobyła w roku 1991 drugą nagrodę w konkursie Polskiego Towarzystwa Zootechnicznego i redakcji „Przeglądu Hodowlanego”, w dziedzinie chowu i hodowli koni (pierwszego miejsca nie przyznano). Zajęcia seminaryjne z koni oraz praktyki odbyła w stadninie koni Mieczownica i w klubie jeździeckim w Piotrkowicach k. Czempinia. W roku ukończenia studiów po raz pierwszy od dawna zorganizowano w Poznaniu kurs na instruktora jazdy konnej, który z powodzeniem ukończyła. I tak została instruktorem.
Puszczykowo i Raduszyn
„Pierwsza praca sama mi wpadła w ręce. Właściciel puszczykowskiej stajni, w której jeździłam, akurat szukał instruktora jazdy, zapytał, czy bym się nie podjęła i tak się zaczęło… – nauka zawodu w praktyce. Po dwóch latach podjęłam pracę w Raduszynie k. Murowanej Gośliny, gdzie szkoliłam jeźdźców przez kolejnych osiem lat. Była też mała hodowla, nasze klacze szkółkowe rodziły źrebaki. Umiejętności jeździeckie to podstawa, żeby być dobrym instruktorem, ale potrzebny też jest otwarty umysł, pozytywne nastawienie do klienta i dopasowywanie działań do jego oczekiwań, oczywiście przy zachowaniu maksimum bezpieczeństwa – jazda konna to niebezpieczne hobby…” – mówi pani Danuta. Dodała, iż zrozumienie i zaufanie (obustronne) to podstawa dobrych relacji jeźdźca z koniem. Dzisiaj już dużo wiemy o „języku” koni, mowie ciała, i trzeba to wykorzystywać, to my musimy mówić językiem koni, bo one naszego nie rozumieją… Wtedy wszystko jest łatwiejsze i bezpieczniejsze… W nauczaniu jazdy konnej niezmiernie ważne jest także znalezienie sposobu dotarcia do kursanta z informacją „jak to zrobić”, żeby każdy się nauczył swobodnie siedzieć na koniu i bezpiecznie na nim jeździć. Każdy inaczej czuje, inaczej postrzega otoczenie i to, co robi koń, inaczej trzeba tłumaczyć te same aspekty.
Praca w policji
Do policji pani Danuta trafiła przez przypadek. Pracowała w szkółce jeździeckiej, do której przychodził z synem Komendant Policji z Poznania. Kiedyś spytał, czy nie pomogłaby mu w stworzeniu jednostki konnej w Poznaniu? I tak się zaczęło…
W grudniu 2000 r. nastąpiło uroczyste otwarcie policyjnej stajni w Kiekrzu i Plutonu Konnego Komendy Miejskiej w Poznaniu, który był pierwszą tego typu jednostką w Wielkopolsce i czwartą w Polsce. Spełniło się marzenie ówczesnego z-cy komendanta miejskiego – podinsp. Piotra Malarskiego. Zanim to jednak nastąpiło, grupa zapaleńców – wśród nich zatrudniona w czerwcu 2000 r. jako pracownik cywilny w Komendzie Miejskiej Policji Danuta Bielawska – włożyła ogrom wysiłku i pracy. Początkowo była jedyną osobą w zespole znającą się na koniach. Podpowiadała, jak ma wyglądać stajnia, jak boksy i wspólnie z komendantem poszukiwała odpowiedniego miejsca dla policyjnych koni. Ostatecznie zdecydowano, iż idealnym miejscem będzie teren ośrodka wypoczynkowego MSWiA nad jeziorem w podpoznańskim Kiekrzu. Trwały jednocześnie intensywne poszukiwania odpowiednich koni oraz nabór policjantów do Ogniwa Konnej Policji. Pani Danuta jako instruktor jazdy konnej była również odpowiedzialna za przygotowanie policjantów-jeźdźców. „W grudniu 2000 r. w kierskiej stajni zamieszkały konie” – wspomina lubonianka. Gdy zapytała o program szkoleniowy, okazało się, iż sama musi go stworzyć. Później został on wykorzystany do opracowania (przy jej udziale) programów szkolenia dla jeźdźców i młodych koni zatwierdzonych przez Komendę Główną Policji, które obowiązują do dziś w całej Polsce. Ponadto program zyskał uznanie również u policjantów jeźdźców z państw Grupy Wyszehradzkiej V4, którzy ocenili go bardzo wysoko.
W 2015 r. jednostka została przeniesiona na teren Lusowa do stajni Hubertus, a później do Żydowa. w tej chwili pani Danuta dojeżdża do pracy 40 km. Każdy dzień zaczyna o godz. 7. Rano, kiedy konie jedzą, ma chwilę na prace biurowe, natomiast o godz. 9 jest już w stajni i zajmuje się koniem, którego akurat ma pod opieką. Przygotowuje go, szkoli, a gdy zachodzi potrzeba, wykonuje również zabiegi weterynaryjne. Szkoli zarówno konie, jak i policjantów jeźdźców. Wykonuje również prace gospodarcze. Bywa, iż w stajni pełni dyżury. Wierzchowce, za które odpowiada, są przecież żywymi zwierzętami i różne niespodziewane, nagłe sytuacje mogą się zdarzyć, np. koń okuleje. Nie spogląda wówczas na zegarek. Uwielbia swoją pracę i oddaje się jej bez reszty.
Ta miłośniczka koni wyszkoliła kilkuset jeźdźców, w tym kilkudziesięcioro policjantów jeźdźców. „W jeździectwie nie ma jednej recepty na wszystko… Zawsze na początku trochę ćwiczymy jak w woltyżerce, a potem to zależy od ucznia… No i minimum 100 godzin trzeba „odklepać” na koniu, a potem dopiero zaczyna się adekwatna nauka… Istotne są: przed treningiem – pielęgnacja, czyszczenie i przygotowanie konia do jazdy, natomiast po treningu – bezdyskusyjne sprawdzenie kopyt, ewentualnie podków (jeśli koń jest okuty), roztarcie słomą lub kąpiel (latem) i wypuszczenie konia na wybieg” – mówi Danuta Bielawska.
Zapytana czy zaobserwowała jakieś trendy lub zmiany w świecie jazdy konnej, które mają wpływ na pracę instruktora – odpowiedziała, iż z biegiem lat w tej kwestii bardzo dużo się zmieniło. Mianowicie zaczynamy rozumieć konie i „rozmawiać” z nimi w ich języku. Wielką rewolucję zrobił w tej kwestii jej idol, amerykański pisarz, były jeździec rodeo i trener koni – Monty Roberts, który był prekursorem metod naturalnych szkolenia i porozumiewania się z koniem. Pani Danuta uważa, iż jest cudowne, jak można zajeździć młodego konia bez przemocy i narażania życia metodą Robertsa. Uważa konie za wspaniałe, mądre zwierzęta, które codziennie odkrywa na nowo. Każdy dzień pracy jest przez to inny. Nie wyobraża sobie bez nich życia i dzięki nim czerpie inspirację do realizowania oraz rozwijania swojej życiowej pasji.
Dobra robota
Podczas pobytu w Żydowie miałem przyjemność przyjrzeć się z bliska i podziwiać pracę pani Danuty. Podziwiałem jej profesjonalizm w każdym calu, który można było zauważyć w podejściu do koni. Byłem pod wrażeniem jej zaangażowania w to, co robi, przy jednoczesnym okazywaniu wielkiego serca wierzchowcom. Zaimponował mi również zgrany zespół ludzi pracujących w Ogniwie – zarówno policjantów, jak i pracowników cywilnych, którzy wykonywali po prostu dobrą robotę.
Paweł Wolniewicz