W ciągu ostatniego półtora roku wezwania do negocjacji pokojowych między Ukrainą a Rosją były powszechnie odrzucane przez ukraiński rząd i jego bardziej maksymalistycznych internetowych zwolenników jako pro-putinowska propaganda lub defetyzm. Jednak jak dotąd słabe wyniki długo oczekiwanej ukraińskiej kontrofensywy sprawiły, iż cała pokojowa debata stanęła pod znakiem zapytania: w tej chwili Rosja nie ma żadnego bodźca do rozpoczęcia negocjacji.
Jak oświadczył w zeszłym tygodniu rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow: “Perspektywy negocjacji między Rosją a Zachodem w chwili obecnej nie istnieją”. W rzeczywistości Ławrow stosuje dokładnie ten sam argument przeciwko rozmowom pokojowym, który zarówno Ukraina, jak i jej zachodni zwolennicy przedstawili na wcześniejszym etapie wojny: “uważamy obłudne wezwania Zachodu do rozmów za taktyczną sztuczkę, aby ponownie kupić czas, dając wyczerpanym wojskom ukraińskim wytchnienie i możliwość przegrupowania się oraz wysłania im większej ilości broni i amunicji”. Do negocjacji potrzeba dwóch stron. choćby jeżeli Waszyngton zmusi Kijów do zajęcia miejsca przy stole, to Moskwa nie zaakceptuje w tej chwili ustępstw innych niż kapitulacja przeciwnika, niemożliwych do zaakceptowania przez Ukrainę i szkodliwych dla Ameryki pod kątem możliwości nadzoru.
Z perspektywy Moskwy wojna toczy się w wygodnym dla niej rytmie: nowoczesne uzbrojenie, którego Ukraina domagała się od tak dawna, a którego dostawa wywołała taki niepokój i dramat w zachodnich stolicach, jest wykorzystywane przeciwko rosyjskim liniom obronnym ze słabym skutkiem, przynajmniej jak dotąd. Wiosenna fala makabrycznych, kręconych z dronów, filmów, pokazujących z bliska śmierć Rosjan została przerwana, a zwolennicy Rosji cieszą się teraz z wybijania coraz cenniejszych rezerw siły żywej Ukrainy przy pomocy tanich dronów FPV. Rosyjska gospodarka radzi sobie lepiej z zachodnimi sankcjami niż ktokolwiek by się spodziewał, podczas gdy europejskie rządy próbują wykorzystywać niezadowolenie swoich wyborców z powodu rosnących kosztów życia. Na froncie dyplomatycznym mocarstwa spoza Zachodu patrzą na wojnę na Ukrainie z niezmąconym spokojem lub cichą satysfakcją, ciesząc się, iż mogą handlować z Rosją po obniżonych cenach i odgrywać coraz ważniejszą rolę w nowym, wielobiegunowym porządku świata, który w tej chwili ewidentnie staje się faktem.
Rola Rosji w Afryce jest daleka od izolacji i gwałtownie rośnie w miarę pogarszania się sytuacji na Zachodzie. Największe zagrożenie dla przetrwania Ukrainy, zmienna wola burzliwego amerykańskiego systemu demokratycznego, powoli zmierza w kierunku na który Putin zawsze miał nadzieję. Wojna może nie być tak oszałamiającym sukcesem na jaki początkowo liczył Putin, ale jej ostatnie tendencje wydają się zasadniczo korzystne dla Moskwy, a jej uciążliwości są w tej chwili dla Rosji możliwe do opanowania.
W tych okolicznościach ta lawina anonimowych briefingów, dzięki których administracja Bidena dystansuje się teraz od źle rozpoczętej ukraińskiej kontrofensywy, wydaje się być co najmniej niesmaczna. Jej wyniki nie były w końcu zaskoczeniem dla amerykańskich planistów: jak ujawniły przecieki wywiadowcze Discord, już w lutym Pentagon ostrzegał, iż ofensywa prawdopodobnie nie osiągnie założonych celów: Wyrafinowane rosyjskie fortyfikacje okopowe, w połączeniu z ukraińskimi “niedoborami w zakresie generowania i utrzymania sił” oraz “trwałymi ukraińskimi brakami w wyszkoleniu i zaopatrzeniu w amunicję”, “zaostrzą liczbę ofiar podczas ofensywy”, osiągając jednocześnie jedynie “skromne zyski terytorialne”.
Chociaż istnieją poważne opinie przeciwne, które twierdzą, iż wyniszczenie zarówno rosyjskiej artylerii jak i siły żywej przez ukraiński atak w końcu przyniesie owoce, dotychczasowe wyniki wydają się potwierdzać trafność początkowej oceny przeprowadzonej przez Amerykę. Biorąc pod uwagę ogromną różnicę między Rosją a Ukrainą pod względem powierzchni, liczby ludności, bogactwa i produkcji przemysłowej, strategia wyniszczenia w której to Ukraina ponosi koszty ataku, wydaje się ryzykownym przedsięwzięciem. Zawsze było mało prawdopodobne, by ukraińska armia mogła w ciągu kilku miesięcy całkowicie przekształcić swoją doktrynę wojskową zgodnie ze standardami natowskimi. To byłoby konieczne aby pokonać, bez żadnej przewagi powietrznej, niezbędnej dla amerykańskiego sposobu prowadzenia wojny, dobrze okopanego i wielokrotnie większego wroga.
To ukraińscy internetowi zwolennicy, a nie amerykański establishment obronny, wysuwali największe roszczenia dotyczące nadchodzącej ofensywy, jednocześnie pomniejszając potencjał militarny Rosji. Wydaje się niesprawiedliwe, by Kijów płacił teraz cenę za ich lekkomyślną, choć pełną dobrych intencji wylewność.
Podejście administracji Bidena do wojny zawsze było zasadniczo rozsądne: Ukraina powinna być wspierana w negocjacjach, ale tylko z pozycji względnej siły. Jednak nie jest dobrze zauważać po niewczasie, jak to mają w zwyczaju robić anonimowo amerykańscy urzędnicy, iż być może najwyższy rangą amerykański generał Mark Milley miał rację, twierdząc, iż największy okres względnej siły Ukrainy miał miejsce zeszłej zimy, po nieoczekiwanym sukcesie ofensyw w Chersoniu i Charkowie, kiedy przeciążona Rosja była na granicy i wydawała się pozornie skłonna do negocjacji. Prawdą jest, iż wtedy gwiazda Ukrainy jaśniała, a planowana na wiosnę ofensywa wydawała się obarczona straszliwym ryzykiem dla rosyjskiego przywództwa. Jednak choćby wtedy Rosja nalegała, by Kijów uznał jednak zajęcie przez Moskwę ukraińskich terytoriów, które właśnie utraciła, co było niemożliwym do spełnienia, warunkiem rozpoczęcia rozmów.
Nawet najlepsza szansa na pokój, bezpośrednie rozmowy nadzorowane przez Turcję po porzuceniu przez Rosję stosowanej początkowo strategii blitzkriegu, zostały zahamowane przez okrucieństwa w Buczy i Irpieniu, które ujawnione zostały po nagłym wycofaniu się Rosji z północnej Ukrainy. Tortury i morderstwa ukraińskich cywilów, które uniemożliwiły Kijowowi negocjacje, mogą ostatecznie zostać uznane za jedne z najbardziej kosztownych indywidualnych zbrodni w historii Europy: według amerykańskich urzędników po obu stronach zginęło pół miliona osób. W ciągu pierwszego półtora roku wojny były zatem dokładnie dwie okazje do rozpoczęcia znaczących negocjacji i obie zostały politycznie uniemożliwione albo przez nierozsądne żądania Moskwy, albo przez działania wojsk pod jej dowództwem.
Liczono na to, iż dzięki kontrofensywie Ukrainy poprawi się jej pozycja negocjacyjna niezbędna do podjęcia sensownych rozmów, ale nie odrzucając ciągle możliwości nagłego przełomu, z pewnością rozsądnie byłoby teraz rozważyć pewne alternatywy. Pisząc dla UnHerd, wybitny amerykański strateg Edward Luttwak proponuje, aby Ukraina rzuciła kostką w kierunku całkowitej mobilizacji, wcielając do armii trzy miliony ludzi, w celu odparcia rosyjskiego zagrożenia. Byłby to odważny, być może desperacki krok, który albo złamałby kręgosłup rosyjskiej armii, albo zniszczył Ukrainę.
Jakość ukraińskich sił zbrojnych wyraźnie się pogorszyła, ponieważ ochotnicy z pierwszych miesięcy wojny zostali zastąpieni przez często niechętnych poborowych, a nowo utworzone i wyszkolone na Zachodzie brygady, mające przewodzić ofensywie, nie spisały się tak dobrze jak oczekiwano. Kolejne fale ukraińskiej mobilizacji z pewnością będą konieczne, ale na tym delikatnym etapie, ryzykowanie przetrwania kraju w oparciu o jakiekolwiek nieuchronne ofensywne wyczyny jego nowych żołnierzy byłoby działaniem dość pochopnym. Być może bardziej ostrożnym podejściem byłoby dla Ukrainy ograniczenie swoich bezpośrednich celów na tym słabnącym etapie letnich działań wojennych, okopanie się na zimę, zgromadzenie zasobów i ocena możliwości jakie otworzy wiosna.
Zamiast realizować zasobochłonne, symboliczne akcje, takie jak próba rekonkwisty Bachmutu – miasta, które, jak nas zapewniono, nie miało żadnej wartości strategicznej – lub rozpraszające widowiska, takie jak próba utworzenia przyczółka na Dnieprze, w sytuacji gdy Kijów nie czuje się pewnie w angażowaniu całej dostępnej siły w ofensywę na południu, powinien wycofać się i przygotować teraz na to, co z pewnością będzie ciężką zimą. Jeśli, jak twierdzą niektórzy analitycy, Kijów nie posiada zdolności dowodzenia i kontroli, aby realizować coś więcej niż fragmentaryczne ataki siłami wielkości kompanii, to powinien ponownie ocenić swoją strategię, przedkładając rzeczywiste zdolności wojskowe ponad potrzebę zaimponowania światu zewnętrznemu. Polityka wzmacniania międzynarodowego poparcia poprzez obiecywanie niekończącej się serii nieprawdopodobnych wyczynów nie jest żadną długoterminową strategią.
Względny sukces Rosji tego lata był wynikiem skrócenia i optymalizacji jej linii zaopatrzeniowych jesienią ubiegłego roku, upokarzającej strategii uwięzionego generała Surovikina, która teraz przyniosła skuteczne owoce. Ukraińskie wycofanie się z obecnej ofensywy niekoniecznie musiałoby oznaczać oddanie terytorium w taki sam sposób jak zrobiła to Rosja w zeszłym roku: ostatnie dwa i pół miesiąca ukraińskiej ofensywy miały miejsce w spornej “szarej strefie”, ziemi niczyjej znajdującej się przed pierwszą stałą linią obrony Rosji i nic nie stoi na przeszkodzie, aby Ukraina wykorzystała swoją pozostałą siłę żywą, artylerię i mobilne rezerwy pancerne w podobny sposób. Nie wyklucza to również uderzenia w cele okazjonalne, gdyby sytuacja stała się ku temu sprzyjająca, co nie generuje nierealistycznych oczekiwań i nie wymaga żmudnego opracowywania celów dla opóźnionej kontrofensywy.
Zamiast rozmieniać kapitał polityczny na zakup kosztownego, zaawansowanego technologicznie uzbrojenia, takiego jak odrzutowce F-16, które nie wejdą do służby przed końcem dekady, Kijów może lepiej skupić się na taniej, łatwej w produkcji broni, takiej jak drony-kamikadze, dzięki których Rosja sieje takie spustoszenie w ukraińskich siłach zbrojnych. Ataki bezzałogowych statków powietrznych i krótkotrwałe wtargnięcia na terytorium Rosji mogą być dobrze odbierane w mediach społecznościowych, ale niepokoją coraz bardziej niewiarygodnego amerykańskiego sponsora Ukrainy i są lekzeważone przez Moskwę jako jedynie irytujące. Zamiast tego Kijów powinien skupić się na przeniesieniu ludzkich i materialnych kosztów wojny z powrotem na Rosję, zmuszając Putina do powrotu do ofensywy.
Warunki, które pozwoliły Ukrainie na podjęcie śmiałej i skutecznej ofensywy jesienią ubiegłego roku, już nie istnieją, Ukraina już zademonstrowała swoją zdolność do wytrwałej obrony przed przytłaczającymi przeciwnościami i nic się w tym względzie nie zmieniło. Choć Rosji udało się zająć dwa miasta, Mariupol i Bachmut, wbrew zdeterminowanej ukraińskiej obronie, to w obu przypadkach dokonała tego ogromnym kosztem, skutecznie zamrażając operacje ofensywne w innych częściach kraju. Rozwijająca się mini-ofensywa Rosji przeciwko Kupiańskowi będzie testem jej obecnych zdolności ofensywnych i nie ma powodu by sądzić, iż Moskwie będzie tutaj łatwiej. Wręcz przeciwnie, improwizowany zamach stanu Prigożyna sprawił, iż grupa Wagnera stała się mniej efektowną bronią w arsenale Putina i choć ostatnie wysiłki mobilizacyjne mogły wzmocnić rosyjskie linie obronne, wątpliwe jest, by Moskwa była w stanie utrzymać poważne działania ofensywne bez dalszych, politycznie kosztownych, fal poboru.
W międzyczasie, podobnie jak w zeszłym roku, Kijów jest chroniony przed inwazją z północy przez wąskie leśne drogi i nieprzejezdne bagna; choćby rozległe miasto Charków, tuż przy granicy z Rosją, jest w tych warunkach trudnym celem dla najeźdźcy.
Nacisk na obronę między jesienią a wiosną przyszłego roku nie stanowiłby zatem dla Ukrainy poważnego zagrożenia, ale pozwoliłby jej wzmocnić swoją największą strategiczną słabość: swój status w amerykańskim systemie politycznym. Brutalna prawda jest bowiem taka, iż nadrzędnym imperatywem strategicznym Ukrainy nie jest odzyskanie Krymu lub wątpliwie lojalnych miast Donbasu, ale utrzymanie quasi-sojuszu z Ameryką przez okres konieczny do zapewnienia średnioterminowego przetrwania państwa ukraińskiego. Bez poparcia Ameryki, całe wsparcie Europy zniknie z mniejszym lub większym żalem i mniejszą lub większą ulgą; choćby agresywny program dozbrojenia się prowadzony przez Polskę nie świadczy o pewności ukraińskiego zwycięstwa.
Niewygodna rzeczywistość jest taka, iż suwerenność Ukrainy jest poważnie ograniczona przez kaprysy amerykańskiej polityki wewnętrznej. Niezależnie od tego, czy Trump uniknie więzienia aby powrócić do władzy, i czy uwikłanie Bidena w skandal korupcyjny na Ukrainie stanie się politycznie istotne, amerykańska dwupartyjność jest coraz bardziej zwaśniona z powodu wojny, a zmienni wyborcy z Ameryki coraz mniej chętnie finansują dalszą obronę Ukrainy.
Jednak zamiast wzmocnić sojusz, rozczarowujące wyniki dotychczasowej kontrofensywy ujawniły rozdźwięki między obydwoma krajami, na co Kijów nie może sobie pozwolić. Fakt ten znacznie przewyższa znaczenie zniszczonych wiosek, które zdobył. Rozwijająca się gra w obwinianie, prowadzona pomiędzy anonimowymi urzędnikami administracji Bidena, oskarżającymi ukraińską armię o nadmierne obietnice i niedomagania strategii, a ukraińskimi urzędnikami oskarżającymi Zachód o to samo w sprawie dostaw broni, z czasem zacznie się obracać na niekorzyść Ukrainy (w rzeczywistości zachodni dyplomaci dobrze by zrobili, gdyby wystrzegali się rodzących się w tej chwili wojennych mitów o nożu w plecy).
Waszyngton nie powinien obiecywać Kijowowi więcej niż może on realistycznie oczekiwać, biorąc pod uwagę możliwość zmiany warty w Białym Domu. Podobnie Ukraina musi teraz przyciąć swoje ambicje do amerykańskich: powinna porzucić fantazje o podzieleniu upokorzonej Rosji na republiki etniczne lub umieszczeniu Putina w celi w Hadze i skupić się na tym, co można realistycznie osiągnąć w ciągu najbliższego roku. Zarówno Ameryka, jak i Ukraina będą musiały pójść na kompromis: Waszyngton, dostarczając więcej pomocy w dłuższych ramach czasowych niż jest politycznie wygodne dla Bidena, a Kijów redukując swoje cele, aby dopasować je do obiektywnych możliwości.
Niezależnie od tego, czy negocjowanie porozumienia jest pożądane czy nie, nie jest ono w tej chwili osiągalne: Ukraina nie ma innego wyboru jak tylko kontynuować walkę, a biorąc pod uwagę jej dotychczasowe zaangażowanie, Ameryka jest moralnie zobowiązana do kontynuowania swojego wsparcia w tej wojnie, która najprawdopodobniej zakończy się najwcześniej pod koniec przyszłego roku. Odnosząc się do wycofania się Stanów z Afganistanu, Ławrow zauważył w zeszłym tygodniu, iż “Stany Zjednoczone nie mają najlepszej historii, jeżeli chodzi o wspieranie swoich sojuszników”. Nie byłoby dobrze dla NATO, a przynajmniej dla Ukrainy, gdyby Waszyngton potwierdził iż Ławrow ma rację.
Aris Roussinos (unherd.com)
tłumaczył MR