Kasia zaginęła 22 lata temu. Miała 13 lat, gdy opisała romans z adwokatem. "Daty, adresy, szczegóły"

2 lat temu
Zdjęcie: fot. Facebook.com/Zaginieni przed laty


17-letnia Kasia Domeracka wyszła z domu na warszawskim Mokotowie 9 maja 2000 roku. Pojechała ze znajomymi nad Zegrze, jednak po jakimś czasie dostała SMS-a, po którym udała się na "spotkanie", nie mówiąc, z kim ma się ono odbyć. Po jej zaginięciu policja odkryła pamiętnik i notes, w którym dziewczyna opisała swój romans ze znanym adwokatem. Pierwszy z opisów wykorzystywania seksualnego miał powstać, gdy Kasia miała zaledwie 13 lat.
Kasia Domeracka kilka dni przed zaginięciem przeprowadziła się do mieszkania dziadków na warszawskim Mokotowie. 9 maja 2000 roku, na dwa miesiące przed 17. urodzinami, nastolatka powiedziała babci, iż jedzie ze znajomymi nad Zalew Zegrzyński. Wiadomo, iż dotarła w to miejsce i wspólnie z kolegami oraz koleżankami bawiła się przy ognisku na plaży. Nagle nastolatka miała otrzymać SMS-a, po którym powiedziała, iż musi się z kimś spotkać. Zapewniła jednak, iż ma jak wrócić do domu. Niestety, dziewczyna już się w nim nie pojawiła. Na stronie policji do tej pory można znaleźć rysopis zaginionej. "Wzrost 156-160 cm, włosy długie, farbowane, jasnoblond, oczy jasne, mały nos, sylwetka szczupła" - czytamy. Przygotowano też progresję wiekową, która pokazuje, jak Kasia mogłaby wyglądać jako dorosła już kobieta.

REKLAMA







Zobacz wideo
Czy wiesz, co zrobić, gdy zaginie ktoś bliski?



Kasia była zwykłą uczennicą. Chłopak wyznał, iż miała pamiętnik, w którym odkryto jej sekrety
Były policjant, Piotr "Pochuro" Matysiak na łamach crime.com.pl opisał swoją rozmowę z funkcjonariuszem, który w 2000 roku pracował w wydziale kryminalnym mokotowskiej komendy. Jak przekazał, jest to jedyna sprawa, której nie udało się mu rozwiązać. W toku śledztwa ustalił, iż Kasia była na pozór zwyczajną uczennicą drugiej klasy liceum. Nie miała kłopotów z nauką i była lubiana wśród rówieśników. Koledzy jednogłośnie zeznali, iż dziewczyna nie paliła, nie piła i nie zażywała narkotyków. Na początku uwagę zwrócono na to, iż kilka dni przed zaginięciem wyprowadziła się do dziadków. Powodem były kiepskie relacje z matką i to, iż nie przepadała za ojczymem. gwałtownie jednak okazało się, iż problemy rodzinne nie są odpowiednim tropem.
Policjant skupił się więc na dwudziestokilkuletnim chłopaku, z którym Kasia spotykała się od dawna, chociaż jej matka nie pochwalała tej znajomości. Łukasz po trzech godzinach intensywnego przesłuchania powiedział, iż dziewczyna pisała pamiętnik. Mówił, iż poprosiła go o pomoc w uwolnieniu się z toksycznej relacji z przeszłości. Wspomniał też o "przyjacielu rodziny", na którym skupiła się uwaga policji.
15-letnia Iga Bolszewska wyszła na spacer. Do domu wrócił sam pies
"Przyjaciel rodziny" zaczął wykorzystywać Kasię. "Wykorzystał jej ufność, niewinność"
Chodziło o mecenasa J.W., który poznał rodzinę Kasi siedem lat przed jej zaginięciem. Wówczas to w tragicznym wypadku zginął jej ojciec. Znany prawnik, który był równolatkiem zmarłego, zaczął wspierać rodzinę. Matka Kasi utrzymywała, iż chociaż dziewczynka i mecenas mieli ze sobą kontakt, to miał on charakter przyjacielski. Co innego wynikało jednak z pamiętnika dziewczyny i zeznań jej chłopaka oraz znajomych, którzy opisali funkcjonariuszom to, co wiedzą o kontaktach nastolatki z dorosłym mężczyzną.
Z zapisków zaginionej wynikało, iż J.W. uwiódł ją i wykorzystał seksualnie. - Ten pamiętnik zrobił na mnie mocne wrażenie. Wchodząca w życie dziewczyna zostaje skrzywdzona przez takiego sk*****yna. Wykorzystał jej ufność, niewinność. Zawziąłem się na niego - mówił były policjant. Jedna z przyjaciółek zeznała, iż w siódmej klasie podstawówki 13-letnia Kasia miała jej się przyznać, iż całowała się z mecenasem. Po wakacjach powiedziała, iż doszło między nimi do współżycia. Następnie funkcjonariuszowi udało się ustalić, iż mecenas założył Kasi subkonto dla młodzieży, na które przelewał drobne kwoty. We wniosku zaznaczył, iż jest jej krewnym. Później miał wynająć mieszkanie, w którym spotykał się z dziewczyną.



W tym czasie matka Kasi Domarackiej zdecydowała się skorzystać z pomocy jasnowidza, który powiedział jej, iż 17-latka została zabita przez przyjaciela rodziny oraz wskazał region, w którym sprawca miał ukryć zwłoki. W poszukiwaniach w tym miejscu udział wzięło ponad 100 policjantów i pies tropiący, jednak mimo tego nie udało się natrafić na ciało zaginionej. Funkcjonariusz następnie otrzymał namiar z "ważnego wydziału w Komendzie Głównej" do wróżki, która miała nieodpłatnie pomóc mu w sprawie. Jak przytoczył w rozmowie dla crime.com.pl, jedno ze spotkań naprowadziło go na przesłuchiwaną już wcześniej koleżankę Kasi, która miała ukrywać coś należącego do 17-latki. Jak się okazało, był to kolejny notes - tym razem bardziej szczegółowo opisujący jej związek z mecenasem.
Znaleziony w Bałtyku, ze skrępowanymi dłońmi i płytą chodnikową wokół ciała
Ukryty notes Kasi. Ostatni zapis powstał rok przed zaginięciem
- O ile pierwszy zeszyt wskazywał dosyć wyraźnie w podtekstach na seksualny związek Kasi i adwokata, to w tym drugim znajdowały się daty i adresy hoteli, w których spotykali się, i szczegółowe opisy tych schadzek - wyznał policjant. Dzięki tym danym policjanci zebrali wpisy meldunkowe i zeznania obsługi hotelowej, która potwierdziła, iż J.W. był w tych miejscach z zaginioną. Nastolatka opisywała, iż chciała, by adwokat zostawił dla niej żonę. Miała wysyłać do ich domu kartki z prowokacyjnymi tekstami - przez co miała być kilkukrotnie uderzona przez "przyjaciela rodziny". Ostatni zapis powstał rok przed zaginięciem.
Policjanci odkryli, iż niedługo po zaginięciu 17-latki adwokat oddał swój samochód do specjalistycznej myjni, w której zamówił pranie tapicerki. Na podstawie tych danych wydano zgodę na przeszukanie domu mecenasa. W bagażniku jego auta znaleziono kilka blond włosów, które należały do 17-latki. W domu znaleziono też but z zaschniętą plamą krwi. - Był bardzo poruszony. Stwierdził, iż to krew sarny. Powiedziałem mu, iż to bardzo ciekawe. Tym bardziej iż nie jest członkiem Związku Łowieckiego. Wtedy zamilkł - opowiadał policjant.




Gdyby potwierdzono, iż krew na bucie mecenasa należała do Kasi, wówczas mężczyźnie można byłoby postawić zarzut zabójstwa. Prokuratura wysłała go do cywilnej uczelni w Gdańsku - do jedynego miejsca, w którym wykonywano badania porównawcze DNA. Niestety, but zginął w laboratorium w niewyjaśnionych okolicznościach.



Pamiętnik Kasi, zeznania jej chłopaka i znajomych, zeznania obsługi hotelowej, wpisy w księgach meldunkowych czy włosy w bagażniku były jednak poszlakami, na których podstawie nie można było przedstawić adwokatowi żadnych zarzutów - zwłaszcza iż nigdy nie znaleziono ciała Kasi. Piotr "Pochuro" Matysiak dotarł do J.W., który prowadzi swoją kancelarię. Mężczyzna stwierdził, iż nie chce komentować tej sprawy i iż "miał przez nią bardzo dużo osobistych kłopotów".
W 2021 roku podkomisarz Robert Koniuszy z Komendy Rejonowej Policji dla Mokotowa, rozmawiając z portalem warszawa.naszemiasto.pl, przekazał, iż sprawa Katarzyny Domerackiej uległa przedawnieniu i została zawieszona. - Aktualnie akta figurują jako poufne - przekazał Koniuszy. Jak podaje Onet.pl, J.W. nigdy nie przyznał się do utrzymywania kontaktów seksualnych z Kasią, z którą miał się ostatni raz widzieć 5 maja. Billingi telefonicznie wykazały jednak, iż mężczyzna dzwonił do 17-latki zarówno 9 maja, w dniu jej zaginięcia, jak i 10 maja.
Idź do oryginalnego materiału