Premier Donald Tusk zapowiedział kilka dni temu dobrowolne szkolenia wojskowe dla wszystkich Polaków. Większość Polaków nie garnie się jednak ani do tych szkoleń, ani tym bardziej do ewentualnej obrony kraju w przypadku wojny. Czy da się ich jakoś skutecznie zachęcić na większą skalę?
Na początek mały disclaimer
Ten artykuł mówi o wojnie, albo przynajmniej o ewentualności wojny. Wojna wiąże się z przemocą. Więc siłą rzeczy ten artykuł mówi też o przemocy - w tym w sposób ofensywny. Ilekroć jednak jest w nim mowa o przemocy, nie jest to żadna forma namawiania kogokolwiek do działań przestępczych, ale sugestie i podpowiedzi odnośnie możliwych zmian w prawie (w tym prawie karnym) dla osób decyzyjnych na poziomie państwa. Z tego samego powodu artykuł został zilustrowany zdjęciami z filmów fabularnych, zamiast dokumentalnymi z realnych scen przemocy: aby nie nawiązywać do żadnych realnych wydarzeń i nie propagować żadnej konkretnej ideologii.
Obecne nastawienie Polaków do wojny i obrony kraju
Niezależnie od tego, czy spytamy zwykłych Polaków, czy polityków i z której strony sceny politycznej, najczęściej spotkamy się z nastawieniem negatywnym - różnice są tylko w sposobie uzasadnienia, oraz poziomie otwartości jego przedstawienia: jedni nie chcą umierać za Tuska, inni za deweloperów i drogie mieszkania, a jeszcze inni z powodu pacyfistycznych poglądów.
Najczęstsza narracja polityków prawicowych sprowadza się do mniej więcej takich poglądów:
Tymczasem narracja lewicowa:
Należy zauważyć, iż podejście to jest zrozumiałe i w gruncie rzeczy jak najbardziej prawidłowe: po co poświęcać się dla kraju, w którym ktoś się źle czuje i nie widzi dla siebie perspektyw?
Czy da się skłonić Polaków do zmiany tego nastawienia?
Tak.
Ale zanim przejdziemy do szczegółów, skupmy się najpierw na realnych problemach związanych ze szkoleniem wojskowym - aby zrozumieć, co konkretnie trzeba zmienić.
Jak wygląda klasyczne szkolenie wojskowe i dlaczego trwa wiele miesięcy?
Przede wszystkim: czy celem klasycznego szkolenia wojskowego jest wyszkolenie samodzielnego "wojownika", którzy będzie w stanie zrobić cokolwiek znaczącego samodzielnie?
Jakkolwiek absurdalnie i szokująco by to nie zabrzmiało w uszach laika - nie.
Większość podstawowych szkoleń wojskowych na całym świecie nie jest tak naprawdę żadnymi "szkoleniami" w sensie nabywania konkretnych umiejętności, ale raczej obozami, na których odbywa się formowanie i dyscyplinowanie kandydatów. Tak aby kandydat po takim "szkoleniu":
- Nie uciekł przy pierwszej możliwej okazji - czy to ze zwykłego strachu, czy to przedkładając życie własne i rodziny ponad obowiązek wobec kraju.
- Był sformatowany patriotycznymi bzdetami.
- Był skłonny poświęcić życie jeżeli nie "ku chwale ojczyzny", to przynajmniej w obronie kolegów z drużyny.
- Potrafił efektywnie z tymi kolegami współpracować przy realizacji narzuconych zadań.
- Był w miarę zsynchronizowany w działaniu razem z tymi kolegami, a nie każdy w swoim tempie.
- Potrafił współpracować z dowódcą - a więc np. znał sposoby komunikowania się gestami dłoni.
I tyle.To jest wszystko, co kandydat po szkoleniu podstawowym musi umieć - albo raczej, jaką ma prezentować postawę. A skuteczne wypranie mózgu i wyrobienie takiej postawy faktycznie musi trwać kilka miesięcy, aby było skuteczne i trwałe.
Natomiast twarde umiejętności takie jak obsługa broni palnej czy choćby podstawy pierwszej pomocy, są wprowadzane dużo później. Czy to nie absurdalne?
Dlaczego tak się dzieje?
Z dwóch podstawowych względów. Po pierwsze, statystyki z różnych dotychczasowych wojen mówią, iż tylko 10-20% żołnierzy bierze realny udział w walkach, natomiast cała reszta zajmuje się innymi działaniami: logistyką, łącznością, IT, mechaniką, papierologią, czy zwykłym kopaniem kryjówek w ziemi.
I mówiąc najbardziej wprost, do dźwigania skrzynek z amunicją, albo machania łopatą, nie są potrzebne żadne dodatkowe umiejętności.
Po drugie zaś, większość państw lubi mieć swoje społeczeństwa pod kontrolą. A więc np. posiadanie broni palnej wymaga odpowiedniego zezwolenia - ale też sama wiedza jest mniej lub bardziej reglamentowana (zależnie od kraju).
No dobra, więc jak skutecznie skłonić całą Polskę do przeszkolenia się?
Na poziomie ogólnym, to bardzo proste: odpuścić sobie powyższe, klasyczne podejście wojskowe, z formowaniem i dyscyplinowaniem - i wprowadzić 3 stopnie przeszkolenia, aby każdy Polak najpierw szkolił się dla siebie i własnej rodziny, potem dla własnych perspektyw i kariery zawodowej - a dopiero na końcu dla kraju, na wypadek wojny.
Stopnie te można określić następująco:
- Przeżycie i obrona rodziny
- Najemnik
- Żołnierz
Przeżycie i obrona rodziny: najkrótsze szkolenie dla wszystkich chętnego
Takie szkolenie powinno być ograniczone do minimum, aby nie przerywać nikomu kariery zawodowej, ani innych aktywności życiowych. A więc program powinien być tak ułożony, aby zmieścić się w ciągu 2-3 tygodni. I powinien on skupiać się na tych prostych umiejętnościach indywidualnych:
- pierwsza pomoc i opatrywanie ran
- samodzielne przeżycie kilku dni w ukryciu (np. techniki uzdatniania wody pitnej)
- skuteczne maskowanie i ukrywanie się w różnych typach środowisk - w tym metody szukania bezpiecznych ukryć w dobie dronów i termowizji
- podstawy walki wręcz w ramach takiej kondycji fizycznej, jaką realnie ma dany ochotnik, tj. z uwzględnieniem indywidualnych ograniczeń, ale też atutów (np. otyłość jest olbrzymim ograniczeniem, ale umiejętność operowania ciężarem ciała może też być atutem)
- podstawy walki nożem (jak korzystać z efektu zaskoczenia, jak skutecznie razić słabo uzbrojonego wroga i jak nie dać sobie tego noża odebrać)
- podstawy obsługi broni krótkiej na przykładzie kilku różnych modeli pistoletów - bezpieczniki, strzelanie, ładowanie, obsługa zacięć, czyszczenie
Jeszcze raz: tylko konkretne umiejętności. Tylko to, co daje realną wartość dodaną samemu ochotnikowi. Zero tracenia czasu w "właściwą postawę", patriotyzm itp. bzdety.
Co niby mają dać takie podstawy?
Jeśli ktoś twierdzi, iż w 2-3 tygodnie nie da się wyszkolić komandosa potrafiącego skutecznie działać w grupie, to ma 100% racji. Nie da się.
Ale w 2-3 tygodnie da się wyszkolić kogoś, kto będzie potrafił:
- prawidłowo ocenić sytuację - czy w danej sytuacji ma większe szanse w walce, ucieczce, pozostając w ukryciu, czy poddając się
- stanąć do walki wręcz ze słabo wyszkolonym, albo w ogóle niewyszkolonym obywatelem wrogiego państwa - może choćby słabo wyszkolonym żołnierzem służby zasadniczej
- pomysłowo schować, a potem z zaskoczenia wyciągnąć nóż
- nie dać sobie tego noża odebrać
- a przede wszystkim, nie zawahać się zabić człowieka
Dlaczego właśnie nóż i pistolet?
Ponieważ to są narzędzia, jakie da się:
- ukryć pod ubraniem
- ukryć w lokalu
- ukryć wewnątrz jakiegoś pozornie bezpiecznego przedmiotu
- przenosić w ukryciu z miejsca na miejsce
- mieć przy sobie 24/7, również mając zajęte ręce i coś robiąc
- dyskretnie wyjąć i użyć z zaskoczenia
- stosunkowo łatwo zdobyć w warunkach wojennych, albo choćby na rynku przestępczym
- na dłuższą metę operować nim w pojedynkę, nie będąc częścią drużyny wojskowej ani innej większej struktury
Czego nie da się powiedzieć o karabinie, ani tym bardziej o jakiejś większej broni.
Przysięga wojskowa - powód do obaw wielu osób
Bardzo wiele osób, włącznie choćby z autorem tych słów, bardzo chętnie by się przeszkoliło w powyższym zakresie - jednak z tego lub innego powodu nie przewidują możliwości składania przysięgi wojskowej:
- boją się ewentualnych zobowiązań
- nie przewiduje tego ich system wartości
- nie czują się związane z Polską bardziej niż tylko formalnie
Aby "odzyskać" takie osoby, przysięga wojskowa powinna być albo opcjonalna, albo też całkowicie usunięta z programu szkolenia pierwszego stopnia. W ostateczności można ją zastąpić klarownym kontraktem, na wzór umów o zakazie konkurencji stosowanych w biznesie, w którym będzie jasno określone, jakie są zobowiązania obu stron i kiedy wygasają.
Poziom drugi: kariera najemnika
Ten poziom już z samej nazwy może być dla niektórych osób kontrowersyjny - fakty (wg statystyk policji i służby więziennej z kilku różnych lat) są jednak takie, iż mamy w Polsce w miarę stały poziom przypuszczalnie około 8-9 tysięcy osób, które:
- mają już za sobą przekroczenie bariery bezpośredniego ataku na życie lub zdrowie innego człowieka z użyciem przemocy fizycznej - w tym jakieś 3-5% to zabójcy
- mają albo problemy z agresją, albo przynajmniej łatwość wyzwalania w sobie agresji
- mają dość swobodne podejście do prawa, a także zobowiązań wobec kraju
- są w wieku i kondycji fizycznej wystarczającej do walki
Jeśli weźmiemy poprawkę na ogólny poziom wykrywalności przestępstw rzędu 74%, należy doliczyć do tego kolejne nieco ponad 2 tysiące osób, które nie zostały skazane. W tym np. środowiska pseudokibiców.
A także należy doliczyć do tego osoby, które zdołały znaleźć zatrudnienie w policji lub innych służbach, gdzie mogą stosować metody siłowe legalnie.
Po co takie osoby karać?
Dzisiejsze prawo karne w Polsce jest prawem w pełni pokojowym - tj. nie przewiduje żadnych rozwiązań, które by były przydatne na wypadek wojny. Zgodnie z tym prawem wiele osób, które nie nadają się do życia na wolności w warunkach pokoju, ale mogłyby być bardzo cennymi żołnierzami w warunkach wojny, marnuje się w więzieniach.
Co warto w tym prawie zmienić?
- wprowadzić gwarancję bezkarności dla polskich żołnierzy - na wzór rozwiązań stosowanych przez USA wobec ich żołnierzy
- znieść wszelkie zakazy indywidualnego zaciągania się do służby w obcych wojskach i organizacjach paramilitarnych, partyzanckich itp. - czy to jako regularni żołnierze, czy najemnicy
- zalegalizować działalność przestępczą, o ile:
- będzie to działalność związana z jakąś formą służby wojskowej lub paramilitarnej (nawet jeżeli realizowana w czasie wolnym), czy w ostateczności choćby uczestnictwem w gangu - a nie po prostu jednoosobowa przestępczość pospolita (np. okradanie piwnic)
- nie będzie to działalność przeciwko Polsce lub Polakom (również tym poza granicami Polski)
- konkretne działania będą realizowane poza polską jurysdykcją
- przechowywanie narzędzi i innych przedmiotów związanych z taką działalnością (np. obcego munduru i broni) również będzie realizowane poza polską jurysdykcją
Oczywiście wszystko to powinno być dostępne tylko dla osób, które w zamian za ułaskawienie zdecydują się złożyć przysięgę wojskową i zobowiążą się do powrotu do Polski w przypadku wojny.
Czy gdzieś na świecie stosuje się takie rozwiązania?
Tak. Całkiem otwarcie stosuje się je w Rosji, w Ukrainie i na Białorusi - różnią się głównie szczegółami technicznymi. Nieco mniej otwarcie stosuje się je w zasadzie w połowie Afryki (np. w Nigerii) i Azji (np. w Chinach), czy na Kubie.
W czasie II wojny światowej stosowano podobne rozwiązania co najmniej w Niemczech, ZSRR, Rumunii, Bułgarii i na Węgrzech. A wcześniej rozwiązanie takie stosował Napoleon Bonaparte - a także broniący się przed nim marszałek Kutuzow.
Jak takie osoby szkolić?
Dla takich osób warto przygotować dłuższe szkolenia, złożone z:
- programu podstawowego, zoptymalizowanego głównie na działania w ramach niewielkich struktur, z użyciem głównie broni lekkiej i pojazdów lądowych - można się tutaj wzorować na podejściu amerykańskiego Academi (dawnego Blackwater)
- dodatków zgodnych z indywidualną wizją danej osoby - a więc całościowo bez odgórnie określonej długości danego szkolenia
Jednemu ochotnikowi może się bowiem marzyć zostanie mechanikiem czołgowym, a innemu kariera pacyfikatora partyzantki w Mjanmie, do której potrzebuje znajomości sprzętu typu miotacz ognia:
Co przed szkoleniem?
Oczywiście przed skierowaniem każdej osoby z tej grupy na indywidualne szkolenie, należy poddać ją ewaluacji i ustalić:
- czy daną osobę da się w sensownym stopniu kontrolować i zadaniować na wypadek wojny w Polsce
- czy prezentowana przez nią wizja przyszłej kariery zagranicznej (na czas pokoju w Polsce) brzmi spójnie, sensownie i realistycznie, a nie jak wyłącznie linia obrony przestępcy
- czy ta przyszła kariera nie konfliktuje w bezpośredni (a nie jakiś hipotetyczny) sposób z interesami Polski
Warto też rozważyć albo modyfikację tekstu przysięgi wojskowej i usunięcie dla takich osób fragmentu "strzec honoru żołnierza polskiego", albo wypracowanie jakiegoś rozwiązania umożliwiającego ich formalny pobór do służby dopiero w momencie wybuchu wojny - co pozwoli spożytkować z korzyścią dla Polski problematyczne cechy takich osób, jak wybuchy agresji, czy skłonność do sadyzmu, bez łamania przysięgi.
Poziom trzeci: szkolenie do pełnowymiarowej służby wojskowej
Dopiero na tym poziomie, dopiero wobec osób pragnących związać swoją zawodową przyszłość z wojskiem, powinno mieć miejsce pełne szkolenie, obejmujące działanie w ramach większych struktur, takich jak oficjalna armia (polska lub inna).
Jednak choćby w tym przypadku warto zrewidować, na ile niezbędne są dziś metody formowania i dyscyplinowania rodem z czasów I wojny światowej.
Jakie są realne szanse na realizację opisanych zmian?
Rządy PO, PiS i w zasadzie wszystkich poprzednich ekip, o ile różnią się ideologicznie na wielu płaszczyznach, to w płaszczyźnie militarnej są niestety zaskakująco zgodne, trzymając się modelu europejskiego - tj. rozbrojonego i "uspokojonego" społeczeństwa. A więc modelu przeciwnego, niż praktykowany jest w Azji i Afryce.
To oznacza, iż o ile nie zmusi ich do tego sytuacja, żadnych istotnych zmian może nie być. A więc kolejne pokolenia przez cały czas mogą być przede wszystkim formowane i dyscyplinowane, a dopiero potem uczone wiedzy, która nie przyda im się w żadnych działaniach na własną rękę. Jest jednak szansa, iż postępy wojny Rosji z Ukrainą zmuszą w końcu rząd PO do odblokowania zmian i przekazania społeczeństwu wiedzy, która umożliwi działania nie tylko w strukturach wojska, ale przede wszystkim ochronę własnej rodziny w taki sposób, w jaki dla danego obywatela będzie to najskuteczniejsze.
I tego Wam wszystkim życzymy: abyście przede wszystkim umieli się sami obronić. A co do obrony kraju, mogli podjąć świadomą, dobrowolną i mającą oparcie w twardej wiedzy decyzję, czy się z nim identyfikujecie i chcecie ryzykować dla niego życie.