Nikt, z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa, nie jest w stanie podać, ile osób w Polsce porywanych jest dla okupu. Policyjne statystyki obejmują ogólną liczbę przestępstw, polegających na pozbawieniu wolności drugiego człowieka. Do jednego wora wrzucono tzw. porwania rodzicielskie i działalność zorganizowanych grup przestępczych, wymuszających okup w zamian za uwolnienie zakładnika.
Krąży obiegowa opinia, iż tylko co 7. porwanie zgłaszane jest policji. Nie wiadomo, skąd jej autorzy czerpią dane, ale przypuszczać można, iż bliższe jest to „wróżeniu z fusów” niż rzeczywistości.
Niezaprzeczalnie porwania dla okupu weszły na stałe do katalogu działalności zorganizowanych grup przestępczych w Polsce. Skąd takie wnioski? Po pierwsze, dzieje się tak w każdym państwie, w którym występuje przestępczość zorganizowana (czyli wszędzie za wyjątkiem Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej), a po drugie w naszym kraju stale rośnie liczba osób zamożnych. W roku 2013 mieliśmy ponad 100 tysięcy „milionerów”. Jest więc mało prawdopodobne, aby rodzimi przestępcy nie skorzystali z tego faktu. Poza tym nie wyrobiliśmy jeszcze w sobie, jako społeczeństwo, nawyku dbania o własne bezpieczeństwo. Ta dbałość sprowadza się głównie do zainstalowania alarmu w domu i samochodzie. Rzadko dochodzi do tego ochrona fizyczna. Jednak jest mało prawdopodobne, aby ochroniarz, zatrudniony za 5 złotych brutto na godzinę, chciał ryzykować zdrowie i życie w obronie pracodawcy. Przeważnie nie chce mu się choćby obserwować bacznie otoczenia domu.
Zagrożeni są wszyscy
Jedna mała uwaga, która być może zweryfikuje Państwa opinię na temat porwań dla okupu. W grupie ryzyka wcale nie są ludzie z listy najbogatszych. Nie tylko korzystają oni z profesjonalnej ochrony, ale ich majątek pozwala na przeprowadzenie skutecznej „akcji odwetowej”. Krótko mówiąc, stać ich nie tylko na zapłacenie okupu za uwolnienie bliskiej osoby, ale także na ustalenie i wytropienie sprawców. Przestępcy mają tego świadomość.
Zagrożeni tak naprawdę są wszyscy, którzy posiadają jako taki majątek. Dzisiaj zebranie kwoty 100-200 tysięcy złotych, średnio zamożnej rodzinie nie przysporzy większych problemów.
Nie jest prawdą, iż porywacze żądają niebotycznych okupów. Dla nich przede wszystkim liczy się czas. Zakładnik jest niczym gorący kartofel, którego lepiej zbyt długo nie mieć w rękach. Samo zorganizowanie porwania, to już spore przedsięwzięcie logistyczne, ale jest niczym wobec przetrzymywania i pilnowania zakładnika, kontaktu z jego rodziną, nie wspominając o przejęciu okupu. Sprawcy chcą zarobić gwałtownie i – o ile to możliwe – bez zbędnego ryzyka. Również w ich interesie leży, aby zakładnik cały i zdrowy wrócił do domu. Zawsze istnieje szansa, iż rodzina ofiary zastosowała się do ich poleceń i nie zawiadomiła policji. Szczęśliwy powrót do domu osoby uprowadzonej, może sprawić, iż pozostaną bezkarni.
Brak wiarygodnych informacji, co do skali dokonywanych w Polsce porwań dla okupu, wynika z faktu, iż większość rodzin ofiar nie decyduje się na powiadomienie organów ścigania. Powodów jest kilka. To przede wszystkim lęk o losy najbliższej osoby. Wystarczającym jest komunikat, iż karą za zawiadomienie policji będzie śmierć zakładnika. Sprawcy bardzo często zdają się być dobrze zorientowani w sytuacji rodzinnej swojej ofiary. Może to dawać do myślenia rodzinie, iż w porwanie zamieszany jest ktoś z bliskiego otoczenia. Innym powodem unikania zgłaszania o uprowadzeniu, jest chęć ukrycia jakichś własnych „ciemnych” interesów.
Zarobić chcą detektywi
Rodziny zakładników, stojące przed dylematem, czy powiadamiać policję, czy też na własną rękę próbować porozumieć się z porywaczami, decydują się na skorzystanie z usług prywatnych detektywów lub tzw. „doradców”.
Jest to o tyle ryzykowne, iż ich działania często opierają się na znanej z psychologii zasadzie, iż „im mniejszą mam wiedzę, tym bardziej uważam się za fachowca”. Nietrudno wyobrazić sobie, do czego może doprowadzić takie podejście do sprawy. Bez choćby podstawowej wiedzy na temat przestępczości, psychologii, czy zasad prowadzenia negocjacji kryzysowych, wszelkie próby uwolnienia zakładnika mogą zakończyć się tragicznie.
Znany jest przypadek, kiedy doradzający rodzinie detektyw zaproponował przekazanie 100 tysięcy złotych zamiast euro. Odpowiedź porywaczy była szybka – śmierć zakładnika i list wysłany jego bliskim: „okup w kawałkach, chłopak w kawałkach”.
Natomiast wszelkie próby prowadzenia „prywatnego śledztwa”, mającego na celu ustalenie sprawców, to nic innego, jak chęć wyłudzenia przez detektywów jak największej kwoty od zrozpaczonej rodziny ofiary.
Wie o tym każdy specjalista od negocjacji w sytuacjach kryzysowych. Także każdy policjant zajmujący się przestępczością zorganizowaną potwierdzi, iż żaden prywatny detektyw nie rozwikła zagadki porwania, szczególnie, kiedy zjawia się nagle w obcym mieście, po którym choćby poruszać się nie potrafi bez pomocy GPS.
Na świecie funkcjonują prywatni konsultanci do spraw porwań, ale ich jedyną rolą jest doradzanie, jak bezpiecznie zapłacić okup i sprowadzić zakładnika do domu. Są oni często zatrudniani przez towarzystwa ubezpieczeniowe oferujące polisy na wypadek porwania. Takie rozwiązania pojawiły się już na rodzimym gruncie. Ubezpieczonymi są przeważnie członkowie zarządów dużych firm, oraz ci, którzy podróżują do krajów, gdzie porwania występują na porządku dziennym (Ameryka Środkowa, Afryka).
Jak się uniknąć porwania
Nie ma idealnej ochrony przed przestępstwem. Każdy może stać się jego ofiarą. Należy jednak pamiętać, iż przestępcy zaatakują tam, gdzie z ich punktu widzenia jest prościej i bezpieczniej.
Armie uzbrojonych po zęby ochroniarzy, należą już do historii. Być może spełniają swoje zadanie w Ameryce Środkowej czy Afryce, ale nie w centrum Europy. Dają poczucie bezpieczeństwa, ale z drugiej strony zbyt rzucają się w oczy, i co najważniejsze, są łatwe do rozpracowania przez obserwatorów. Dziś ważniejsza jest umiejętność rozpoznawania zagrożeń i sztuka ich unikania.
Niezmiernie trudno jest przekonać człowieka posiadającego pieniądze, aby nie obnosił się ze swoim majątkiem. Może on jednak przy pewnym wysiłku ze swojej strony, wyrobić w sobie nawyki, które mogą uchronić przed staniem się ofiarą większości przestępstw, w tym porwania. Przede wszystkim czujność i zwracanie uwagi na pewne zmiany w najbliższym otoczeniu. Przygotowanie porwania wymaga dokładnego poznania trybu życia przyszłej ofiary, to z kolei wiąże się z koniecznością obserwacji jej domu, miejsca pracy.
Zachowanie czujności może pomóc we wczesnym wykryciu zagrożenia. Zmiana trasy podczas przemieszczania się z domu do pracy czy z powrotem, również utrudni zadanie przestępcom. Uczulmy dzieci, aby nie opowiadały zbytnio o majątku rodziców. Nigdy nie wiadomo, do kogo trafią te informacje. Wskazany jest wizyjny monitoring miejsca zamieszkania.
Co zaś tyczy się ochrony, to specjaliści zalecają bardziej pracę operacyjną znających się na tym ludzi, niż bezpośrednią fizyczną, wykonywana przez uzbrojonych agentów. Jest to również kwestia kosztów. Całodobowa ochrona fizyczna musi kosztować majątek. Praca jednej lub choćby kilku osób – prowadzona jakby w tle – z pewnością będzie tańsza. Wyszkoleni ludzie, monitorujący otoczenie klienta, są w stanie ujawnić na czas wiele zagrożeń. Dodatkowo, w dyskretny sposób mogą „prześwietlać” współpracowników, znajomych dzieci, kontrahentów, itp. Pamiętajmy, iż porywacze często korzystają z informacji uzyskanych od osób z otoczenia ofiary.
Na szczęście większość z nas nigdy nie padnie ofiarą porywaczy, ale jak mawiają „strzeżonego….”
Mirosław Rybicki
Autor jest byłym policjantem pionu kryminalnego i współzałożycielem Fundacji Na Tropie