W “wojnie o zasięgu kontynentalnym” każda ze stron dąży do zachowania i, jeżeli to możliwe, zwiększenia swojej “rezerwy operacyjnej” – czyli sumy wyszkolonych i odpowiednio wyposażonych jednostek bojowych, które nie biorą udziału w walce. Tylko dzięki rezerwie operacyjnej można podejmować decyzje taktyczne: czy utrzymywać siły w gotowości do odparcia spodziewanej ofensywy przeciwnika, czy też rozpocząć ofensywę w celu odparcia przeciwnika, czy też – jeszcze lepiej – przebić się przez front przeciwnika aby rozwinąć flanki i okrążyć jego siły. To właśnie poprzez szereg takich ofensywnych “okrążeń” Armia Czerwona odepchnęła Niemców od Stalingradu i przepchnęła aż do Berlina. Alianci zrobili to samo na znacznie mniejszą skalę po lądowaniu w Normandii w 1944 roku.
Oczywiście dopóki rezerwa operacyjna nie zostanie utworzona i nie będzie można rozpocząć ofensywy, absolutnie niezbędne pozostają siły frontowe, czy to do przeciwstawienia się nacierającemu wrogowi, czy też do ciągłego atakowania wroga, tak aby nie mógł on wycofać swoich sił frontowych w celu zbudowania własnej rezerwy operacyjnej. Ale siły frontowe mogą walczyć tylko na wyniszczenie, w stylu pierwszej wojny światowej, zabijając i raniąc oddziały wroga znajdujące się przed nimi. Cała wojna, toczona wyłącznie metodą “na wyniszczenie”, czyli polegająca jedynie na eliminowaniu żołnierzy po obu stronach, aż do momentu gdy jedna lub druga strona podda się z powodu wyczerpania, musi trwać latami.
To właśnie stało się 11 listopada 1918 roku, kiedy Niemcy poddały się, mimo iż ani jeden aliancki żołnierz nie wkroczył na niemieckie terytorium, które pozostało prawie nieuszkodzone pomimo brytyjskich i francuskich nalotów. To właśnie dlatego, iż Niemcy nie były ani zniszczone ani okupowane po kapitulacji, mogły ponownie przystąpić do wojny już 20 lat później, i to do pełnoskalowej wojny z katastrofalnymi skutkami. Oznacza to, iż wyniszczenie jest nie tylko kosztowne w ludziach, ale także nierozstrzygające, ponieważ nie wyczerpuje ono woli walki.
Dlaczego to jest istotne? Od czasu niepowodzenia rosyjskiego ataku lotniczego na lotnisko Antonow w pierwszą noc inwazji, który miał otworzyć drogę do zdobycia Kijowa i kapitulacji kraju, Ukraina prowadzi właśnie wojnę na wyniszczenie. Kosztem rosnącej liczby ofiar, ukraińska wojna frontowa okazała się na tyle skuteczna, iż skłoniła Rosjan do wycofania się z Charkowa, drugiego co do wielkości miasta w kraju, zapobiegła pozornie nieuniknionemu zdobyciu przez Rosjan Odessy, głównego portu kraju, oraz ograniczyła rosyjskie postępy w najbardziej spornych obwodach donieckim i ługańskim, a ostatnio utrzymuje Bachmut w krwawej walce dom po domu i ulica po ulicy, pomimo nieustających ataków rosyjskich najemników z grupy Wagnera.
Jednak największy sukces ukraińskiego oporu osiągnięty został poza frontem, wraz ze stopniowym budowaniem coraz większej, dobrze wyszkolonej i dobrze uzbrojonej rezerwy operacyjnej jednostek bojowych. Rezerwę tą można było do teraz utrzymywać z dala od pola walki, ponieważ siły frontowe okazały się wystarczająco wydolne by powstrzymać rosyjskie posunięcia, bez potrzeby angażowania dużych rezerw. Oznacza to, iż po raz pierwszy od początku wojny ukraińscy dowódcy mogą faktycznie przejąć inicjatywę, a nie tylko odpierać jeden rosyjski atak za drugim w różnych sektorach bardzo rozciągniętego frontu.
Muszą więc oni wybrać sposób działania w ramach spektrum aktualnego ryzyka i możliwych do osiągnięcia zysków: od pozostania w defensywie i przeprowadzania kolejnych ataków w celu odparcia Rosjan w jakimś wybranym sektorze, co niesie ze spobą jedynie ograniczone ryzyko, do najśmielszej opcji, czyli skoncentrowania wszystkich dostępnych sił w celu przeprowadzenia głębokiej ofensywy penetracyjnej i przecięcia rosyjskich linii zaopatrzeniowych w całym regionie. Specyficzna geografia tej wojny, zdominowana przez zakola wielkiej rzeki Dniepr, daje kilka możliwości dla tak śmiałego posunięcia, w tym najbardziej ambitne: ofensywę od Zaporoża aż do Morza Czarnego w Berdiańsku, lub choćby w Mariupolu, zaledwie 40 mil od granicy rosyjskiej.
Niezależnie od wybranego punktu ataku, jeżeli Rosjanie nie będą dysponować dużymi siłami gotowymi do kontrataku na tyle silnego, by gwałtownie wyprzeć Ukraińców, rezultatem całościowej ofensywy może być spektakularna klęska Rosjan, zakończona bezprecedensową liczbą jeńców. Mogłoby to choćby doprowadzić w końcu do zakwestionowania sposobu kierowania wojną przez Putina, a tym samym podważenia całego jego przywództwa.
To, iż przywódcy Ukrainy mogą wreszcie wybierać między różnymi opcjami jest wielkim postępem, choćby jeżeli wybraną opcją będzie wstrzymanie rezerwy operacyjnej do czasu aż Rosjanie wykonają własny ruch. Jest to całkowicie możliwe: atak na Bachmut, który od dawna dominuje na pierwszych stronach gazet był intensywny, ale też bardzo ograniczony w swoim zasięgu. Rosjanie którzy tam walczyli i ginęli w walkach “o każdy dom” nie byli wojskowymi profesjonalistami z elitarnych sił, nie byli też zdolnymi do rozmieszczenia żołnierzami pozyskanymi z zeszłorocznego poboru, obejmującego 300 000 rezerwistów, nie byli też członkami jednostek obsadzonych przez żołnierzy kontraktowych – to byli raczej zbędni najemnicy.
To z kolei może oznaczać, iż gdzieś – być może na Białorusi, być może w samej Rosji lub na okupowanej Ukrainie – znajduje się wystarczająco dużo niezaangażowanych sił rosyjskich, aby Kreml mógł przeprowadzić własną ofensywę. Ale choćby ona będzie nierozstrzygająca, bo decydujące wydaje się w tej chwili być jedynie zdobycie Kijowa, a to jest w tej cwili niemożliwe, chyba iż zmobilizowałoby się w tym celu całą armię rosyjską.
Jeśli dojdzie do rosyjskiej ofensywy, to ukraińska kontrofensywa rozpoczęta po wykorzystaniu przez Rosjan rezerw operacyjnych może przynieść jeszcze lepsze rezultaty, zmuszając Kreml do defensywy, a być może choćby do dążenia do zawieszenia broni. jeżeli Kijów i Zachód szukają najbardziej prawdopodobnej drogi do zwycięstwa, to taki scenariusz wydaje się być tutaj na miejscu.
Edward Luttwak (unherd.com)
tłumaczył MR