Jak babcia rujnuje moją rodzinę, odmawiając akceptacji zięcia

1 tydzień temu

— Od pierwszej chwili go nie zniosła. choćby imienia nie wymawia — tylko „ten” albo „twój tamten”. Prosiłam ją dziesiątki razy, żeby nie wtrącała się w nasz związek, ale babcia ma swoje zdanie na wszystko. „Gdyby był porządny, dawno by się ożenił. Dziecko jest, a papierek żaden!” — powtarza jak mantrę. Zero szacunku dla niego — z goryczą opowiada 26-letnia Kinga z Wrocławia.

Z Kacprem są razem ponad dwa lata. Najpierw tylko się spotykali, a gdy Kinga zaszła w ciążę, postanowili zamieszkać razem. Kacper nie uciekł, nie spanikował — wręcz przeciwnie, oświadczył się. Ale pech chciał, iż plany się posypały: najpierw jej zagrożona ciąża, potem jego kłopoty w pracy. O ślubie nie było mowy.

Mieszkali u babci Kingi — w trzypokojowym mieszkaniu w bloku z wielkiej płyty na Psim Polu. Mieszkanie należało do niej, ale od dziecka były tam zameldowane Kinga z mamą. Od niedawna — także Kacper. Gdy urodziła się córeczka, przestrzeń stała się jeszcze ciasniejsza, ale miłość trzymała ich razem.

W USC do dziś nie stanęli. Najpierw z powodów zdrowotnych, potem przez codzienne problemy. Ale Kacper mówił: „Chcę, żebyś miała prawdziwe wesele. Żeby były obrączki, suknia, tak jak zawsze marzyła”. Chciał uzbierać pieniądze i zorganizować porządną uroczystość, a nie tylko podpisać się w urzędzie.

Wtedy babcia — Helena Stanisławowa — przypuściła atak. Jej stanowisko było jasne: dopóki nie ma ślubu, to nie mąż. Choć Kacper nigdy nie odwrócił się od Kingi ani dziecka, babcia widziała w nim „przecherę”. Twierdziła, iż gdyby naprawdę chciał, dawno by to załatwił. A według niej to formalności decydują o wszystkim.

Gdy Kacper stracił pracę, babcia nie dawała mu spokoju. Nazywała go leniem, darmozjadem, „chłopcem bez kręgosłupa”. W domu było mu tak ciężko, iż przyjął pierwszą lepszą posadę — byle tylko uciec. Praca ciężka, grosze na rękę, ale szuka czegoś lepszego.

Mama Kingi — kobieta spokojna, trzymająca się z dala od spraw młodych — choćby ona przyznaje, iż Helena Stanisławowa przegina. Wtrąca się, narzuca swoje, krytykuje. A młodzi i tak mają pod górkę.

Przyjaciółka Kingi od dawna radzi, żeby się wyprowadzili. choćby oferowała im tymczasowy nocleg. Ale Kacper zarabia nieregularnie, a wynajem to połowa jego dochodu. Z opłatami jakoś by sobie poradzili, ale jak żyć za resztę?

— Cierpimy — mówi Kinga cicho. — Mieliśmy nadzieję, iż niedługo się ułoży. Aż tu nagle… Wyszedł wieczorem ze znajomymi. Obiecał wrócić do jedenastej. Dwunasta — go nie ma. Pierwsza w nocy — cisza. Dzwoniłam, niepokoiłam się. Babcia to widziała. Wrócił nad ranem, pijany. Tłumaczył się, przepraszał. A babcia… Nie wytrzymała. Rzuciła się na niego, krzyczała, wyrzuciła. Powiedziała: „Mój dom, moje zasady! Jeszcze cię tu zobaczę — wezwę policję!”

Od tamtej pory Kacper mieszka u kolegi. Codziennie dzwoni do Kingi, tęskni za córeczką. Mówi, iż szuka rozwiązania. Obiecuje znaleźć mieszkanie, zabrać je do siebie. Ale to tylko słowa. Na razie — ani pieniędzy, ani możliwości.

A Kinga miota się między młotem a kowadłem: z jednej strony ukochany, z drugiej — dach nad głową. Babcia nie ustępuje. Jej dom — jej reguły.

Ale czy ma prawo niszczyć czyjąś rodzinę tylko dlatego, iż życie nie toczy się po jej myśli? Czy pieczątka w dowodzie to wyznacznik miłości i odpowiedzialności? Czy dla zasad warto odbierać dziecku ojca, a kobiecie oparcie?

Kinga nie wie, co robić. Nie ma wyboru. Brakuje pieniędzy. Nadzieja tylko w mężu. Ale on też ma puste obietnice.

I tak siedzi nocami, patrząc na puste miejsce, gdzie kiedyś leżał jego plecak, i zadaje sobie pytanie: „Może jednak to nie ten człowiek? Może babcia ma rację?”

A może po prostu ktoś tak bardzo chciał udowodnić swoją rację, iż zniszczył coś, co budowała miłość.
Czasem upór to nie siła, ale ślepa droga, na której gubimy to, co najważniejsze.

Idź do oryginalnego materiału