"Interwencja". Zabrali i umieścili w rodzinie zastępczej. Cztery dni później doszło do tragedii

6 godzin temu

Dramat rodziny z Warszawy. Policja odebrała i umieściła w rodzinie zastępczej trzyletnią Lenę i czteromiesięcznego Oskara. Cztery dni później chłopiec zmarł. Jak to możliwe? Rodzeństwo odebrano, gdy matka dzieci trafiła do więzienia za nieopłacone mandaty. Dziećmi mogła zaopiekować się prababcia, babcia czy ojciec, ale zdecydowano się na radykalne rozwiązanie. Materiał "Interwencji".

- Wypuścili matkę Oskara, miała skute ręce, nogi, w zielonym stroju. No wyglądało to okropnie. Bardzo przeżywała pogrzeb - opowiada pani Karolina, znajoma rodziny o ostatnim pożegnaniu czteromiesięcznego Oskara. Kilka dni temu odbył się pogrzeb dziecka, które zmarło podczas pobytu w rodzinie zastępczej.

- Cały czas jest na uspakajających lekach, pogrzeb przeżyła strasznie – opowiada pani Monika, babcia Oskara i Leny.

Warszawa. Umieścili dziecko w rodzinie zastępczej. Cztery dni później doszło do dramatu

Rodzicami zmarłego Oskara są 22-letnia pani Magdalena i 26-letni pan Jakub. Mieszkają z babcią 71-letnią panią Haliną w Warszawie. Babcia bardzo pomagała w wychowaniu prawnucząt, bo ojciec dzieci pracuje na budowach w całej Polsce.

Życie rodzinne układało się dobrze do 15 maja tego roku. Wtedy to do mieszkania zapukała policja. Matka dzieci została zabrana do więzienia za niezapłacone mandaty. Dzieci do rodzin zastępczych zabrała opieka społeczna.

- Wciąż nie wiem, dlaczego te dzieci zostały zabrane z domu. Owszem przyszli policjanci, bo Magda ma się stawić na cztery miesiące, wyrok do odsiedzenia za bzdurę. Dobrze, jej wina, zabrali ją ale czemu te dzieci - pyta pani Karolina, koleżanka pani Magdaleny.

ZOBACZ: "Interwencja". Nie chce znać matki, ale musi płacić na jej pobyt w DPS

- Nic kompletnie, żadnych dokumentów, tylko "książeczki proszę oddać i akty urodzenia". Ja mówię, czy ja nie mogę zostać z dziećmi? "Nie, bo pani jest za stara i pani sobie nie poradzi”. Tłumaczyłam, iż przyjdzie córka z pracy i mi pomoże - opowiada pani Halina, prababcia Oskara i trzyletniej Leny.

- Nie mogłam nic zrobić, bo byłam w pracy, a poza tym ja wiedziałam, iż jest mama, dzieci miały z kim zostać. To był szok, to było coś dziwnego. Tu nikt nie spożywa alkoholu, nikt nie ma problemu z narkotykami – mówi pani Monika, babcia Oskara i Leny.

Maluchy zabrano i umieszczono w różnych rodzinach zastępczych. Rodziny nikt nie poinformował, gdzie i do kogo dzieci trafią.

- Nie dali mi żadnej szansy, żadnego kuratora ani żadnej opieki, asystenta. Powinni przyjść i sprawdzić mnie, czy ja sobie daję radę czy nie. Jak nie, to wtedy jest podstawa, iż zabieramy – zauważa prababcia pani Halina.

- Za daleko było, bym dojechał wówczas do domu. Nie miałem szans, by zdążyć w dwie godziny, a tyle czasu dostałem od policjanta - wskazuje pan Jakub, ojciec dzieci.

"Z tego co wiem, to się zachłysnęło"

Babcia postanowiła sądownie walczyć o odzyskanie wnuków. Chciała by jak najszybciej wróciły do domu, w którym się wychowywały. Niestety nie udało się. Cztery dni po odebraniu dzieci mały Oskar zginął w rodzinie zastępczej. Jak do tego doszło? Na te pytania nie ma jeszcze odpowiedzi.

ZOBACZ: "Interwencja": Trafili z mieszkań do "kołchozu". Ponieważ kolej buduje tunel

- My o tej całej sprawie słyszałyśmy w radiu, iż zmarło dziecko na Saskiej Kępie, iż miało cztery miesiące. Nie miałyśmy pojęcia, iż to chodzi o Oskara, wnuka Moniki - rozpacza pani Karolina, znajoma rodziny.

- Z tego co wiem, to się zachłysnęło. Na początku była wersja, iż kawałkiem buraka, nie wiem, to nie jest potwierdzone. Obstawiam, iż dziecko było nakarmione mlekiem i nie zostało postawione do odbicia się. Chciałam mieć wgląd w akta, ale prokuratura powiedziała, iż go uzyskam, jak się zakończy sprawa. Obawiam się, iż jak się zakończy, to już nic nie będę mogła zrobić - komentuje pani Monika, babcia dzieci.

Rodzina jest zrozpaczona. przez cały czas nie wie, jak mogło dojść do śmierci chłopca w rodzinie zastępczej. Sprawą zajęła się policja i prokuratura.

- Śledztwo jest wszczęte w kierunku art. 155 kodeksu karnego, czyli nieumyślnego spowodowania śmierci. Toczy się in rem ( w sprawie - red.), nikomu żadne zarzuty nie zostały przedstawione ani ogłoszone. Cały czas realizowane są czynności dowodowe. Przeprowadzono sekcję zwłok i nie wykazała ona jakichkolwiek obrażeń, które wskazywałyby na to, iż do śmierci dziecka przyczyniły się urazy mechaniczne, a w drogach oddechowych nie stwierdzono treści pokarmowej. Wstępne wyniki sekcji wskazują na to, iż przyczyną zgonu była niewydolność krążeniowo- oddechowa lub pokarmowa. Szczegółowych danych na temat przyczyny śmierci nie mamy - informuje Remigiusz Krynke z Prokuratury Okręgowej w Warszawa-Praga.

ZOBACZ: "Interwencja". W kilka miesięcy miał kupić 27 aut. Nie ma pojęcia, o co chodzi

Zapytaliśmy policję oraz Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie dlaczego dzieci zostały zabrane z domu, mimo iż na miejscu była rodzina, która maluchami mogła się zaopiekować. Policja odpowiedzi odmówiła, a z centrum pomocy rodzinie dostaliśmy jedynie maila.

- Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie nie podejmuje decyzji odnośnie zabezpieczenia dzieci poza rodziną. Takie kompetencje ma sąd, policja, ewentualnie pracownik socjalny. W tym przypadku decyzję o zabezpieczeniu dzieci poza rodziną podjęła policja, która nie zdecydowała się na powierzenie opieki nad dziećmi innym osobom bliskim - przekazała Monika Beuth. rzeczniczka prasowa, zastępczyni dyrektorka Urzędu m.st. Warszawy.

Teraz najbliżsi Lenki marzą, aby dziewczynka wróciła do domu. Każdy dzień rozłąki to dramat dla trzylatki.

- To oni robią krzywdę. Zabierają dzieci, jakbyśmy byli patologię jakąś, my chcemy tylko odzyskać nasze dzieci, nic więcej. Jedno straciliśmy. Nie wiadomo, czy nie dostaniemy kolejnego telefonu, iż nie żyje kolejne, tego już nie przeżyjemy – rozpacza babcia, pani Monika.

Materiał wideo dostępny TUTAJ.

"Interwencja" / Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

WIDEO: "Trump bardzo chce zaatakować Iran". Ekspert o wojnie na Bliskim Wschodzie
Idź do oryginalnego materiału