Głos sprzeciwu w czasach milczenia

4 godzin temu

Nie każdy bohater musi być głośny. Czasem prawdziwa siła tkwi w cichych gestach, codziennym działaniu na rzecz wspólnoty, w której żyjemy. Dowodem na to stała się historia gości dzisiejszej debaty, zorganizowanej przez Miejski Ośrodek Kultury przy okazji realizacji projektu „Opór robotniczy – opór artystyczny”.

Na scenie sali kameralnej MOK spotkały się dwa światy, na pozór odległe od siebie, a jednak przenikające się. Przedstawiciel świata sztuki – Stach Szabłowski, jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich kuratorów i krytyków sztuki. Świadkowie, a jednocześnie ci, którzy stawili opór komunistycznej władzy – Elżbieta Kozak, córka Henryka Gontarza, twórcy Radia „Solidarność” w Świdniku oraz Leszek Fijołek, spiker Radia „Solidarność” Świdnik.

Pretekstem do rozmowy stała się historia twórców Radia „Solidarność” Świdnik oraz wszystkich tych, którzy nie zawahali się zaprotestować przeciw komunistycznej władzy.

Tak o 13 grudnia 1981 roku mówiła Elżbieta Kozak: – O wprowadzeniu stanu wojennego dowiedziałam się będąc u babci w Bychawie. Obudził mnie brak „Teleranka” i słynna przemowa Jaruzelskiego. Nie wiedziałam czym jest stan wojenny, miałam wtedy 17 lat. Ogromnie się wystraszyłam. Autobusy wtedy nie kursowały, ale udało mi się dostać do Świdnika. Wracając do domu spotkałam ciocię, która powiedziała, iż wszyscy robotnicy są na WSK. Tam będą strajkować i spać, dlatego jeżeli mogę, to żebym zrobiła kanapki i poszła zanieść je tacie. Tak też zrobiłam. Razem z 13-letnim bratem poszliśmy pod bramę. Co tam się działo… było pełno ludzi. Nie można było się z nikim skontaktować . Przypomniałam sobie numer telefonu na wydział, na którym pracował tata. Zadzwoniłam, powiedziałam, iż jestem sama z bratem i iż szukam taty. Kazano nam czekać pod bramą. Już się ściemniał, kiedy usłyszałam „Ela”. To był mój tata, który powiedział, iż nas kocha, ale musi zostać. Poprosił, żebyśmy schowali wszystkie ulotki, które mieliśmy w domu. Zrobiliśmy to wszystko i spokojnie czekaliśmy na mamę, która wróciła w poniedziałek. We wtorek, 15 grudnia, zobaczyliśmy z okien naszego bloku potężną łunę. Usłyszeliśmy huk i strzały. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Ludzie wyszli na dwór. Mama chciała mnie zatrzymać, ale nie udało jej się, musiałam być na placu. Robotnicy zaczęli wychodzić z zakładu, byli bici. Było strasznie zimno, a ja wśród tłumu wypatrywałam swojego taty. Nie było go.

Henryk Gontarz wrócił do domu dzień później: – Zobaczyliśmy, jak idzie. Nie wyglądał jak mój tata, miał inny płaszcz, czapkę. Kiedy zadzwonił do drzwi, spojrzałam przez wizjer i zapytałam „Kto tam?”. Odpowiedział „Ela otwórz, to ja”. Wszyscy poczuliśmy niesamowitą radość. kilka się nim cieszyliśmy, bo za pół godziny przyszła milicja i kilku wojskowych, którzy go zabrali – opowiadała pani Elżbieta.

Leszek Fijołek opowiedział natomiast, jak to się stało, iż został głosem Radia „Solidarność” Świdnik: – Mój szwagier, Henryk Gontarz, którego bardzo szanowałem i szanuję do dziś, mimo iż już nie żyje, był człowiekiem wielkiej charyzmy. Wytłumaczył mi z jakim niebezpieczeństwem łączy się czytanie audycji. Nie nakłaniał mówiąc, iż muszę to zrobić, tylko zapytał czy chcę, czy mogę im pomóc. Zgodziłem się. Wiedziałem, iż jeżeli ja nie nagram audycji, będzie duży kłopot ze znalezieniem kogoś zaufanego, kto to zrobi. Moi koledzy z Bychawy roznosili ulotki. Ja nie chciałem się w to angażować, bo wiedziałem, iż gdybym wpadł, nie będzie miał kto nagrywać audycji. Pamiętam, iż to budziło wątpliwości moich rówieśników. To było przykre, ale wiedziałem, iż taka postawa gwarantuje to, iż będę mógł dalej działać czytając audycje. Wszystko ma jednak swój kres.

W 1986 roku Leszek Fijołek został aresztowany: – Trzeba było pogodzić się z tym, iż moja kariera spikera definitywnie się zakończyła. Zdekonspirował mnie człowiek ze Świdnika. Bardzo angażował się w działalność, był bardzo aktywny, rwał się do działania. Nazywano go „pistoletem”, bo niczego się nie bał. Okazało się, iż był tajnym informatorem SB.

– Był Pan cichym bohaterem. Mimo iż bychawskim, to jednak świdnickim. Jak Pan za to zapłacił? – zapytała Justyna Kowalczyk ze Strefy Historii MOK, która prowadziła spotkanie.

– Za próbę obalenia władzy ludowej otrzymałem 7 lat więzienia. Z takim wyrokiem człowiek nie mógł nigdzie znaleźć pracy. Trzeba było zająć się czymś, przy czym nie wymagano zaświadczenia o niekaralności. Nie było ważne, czy ktoś został skazany za zabójstwo, kradzież, czy tak jak ja, za czytanie wiadomości. Wyrok to wyrok. Skazuje człowieka na margines – odpowiedział L. Fijołek.

– Leszek opowiedział, o karze, która go spotkała. Mój tato natomiast nie przewidział, jakie skutki może mieć jego zaangażowanie w Radio „Solidarność”. Nie tylko on był więziony. Konsekwencje dotknęły też moją mamę i mnie. Pracowałam w zakładzie fotograficznym. Ciągle przyjeżdżało do niego SB i zabierało mnie na przesłuchanie. Wiadomo, jak mocno musiałam kryć w sobie emocje, żeby czegoś nie powiedzieć i nie wydać taty. Doszło do tego, iż chciano zwolnić mnie z pracy – dodała E. Kozak.

Podczas spotkania przypomniano słynną audycję Radia „Solidarność” Świdnik, którą nadano w drugim programie TVP. 14 lutego 1984 roku, po godz. 20.00, podczas transmitowanego z Moskwy pogrzebu Jurija Andropowa, widzowie zamiast Konstantina Czernienki, przemawiającego nad trumną, usłyszeli: „Tu radio Solidarność”. Audycja informowała o aresztowaniach działaczy „Solidarności” i innych represjach w Świdniku. Wzywała też załogę WSK do gotowości strajkowej. Była słyszalna również na przedmieściach Lublina.

– W tamtych czasach byłem dzieckiem. Pamiętam wrażenie obcowania z władzą, która była zupełnie inaczej skonstruowana niż ta, z którą mamy do czynienia dzisiaj. Wydawała się wszechmocna i totalna w tym sensie, iż organizowała wszystko, a jej twarzą były media, które z kolei były bardzo wąskim kanałem informacyjnym. Mimo tego, iż wiedzieliśmy, iż informacje, które przekazuję władze nie są prawdziwe, to wiedzieliśmy, iż brakuje wiedzy o tym, co dzieje się naprawdę. Mówię o tym dlatego, iż zhakowanie tych środków przekazu. To, iż nagle komuś niezależnemu udało się wbić w program telewizyjny, było momentem zupełnego zachwiania wyobrażenia o wszechpotężnej i wszechmocnej władzy – powiedział Stach Szabłowski.

– To nadawanie audycji na drugim kanale TVP miało swoje duże plusy, dlatego, iż nie można było zakłócać sygnału telewizji państwowej. Przy nadawaniu audycji na innej częstotliwości SB potrafiło ją zagłuszyć, natomiast program drugi TVP był nie do ruszenia – wyjaśnił pan Leszek.

Debacie przysłuchiwała się młodzież z Zespołu Szkół nr 1 oraz Powiatowego Centrum Edukacji Zawodowej. Honorowy patronat sprawował nad nim burmistrz Marcin Dmowski.

Projekt „Opór robotniczy – opór artystyczny” dofinansowano ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach programu „Patriotyzm Jutra”. Partnerzy: Strefa Historii w Świdniku, Galeria Labirynt w Lublinie.

Idź do oryginalnego materiału