Fotografia to spotkanie

2 godzin temu

– Fotografowanie to dla mnie odkrywanie siebie i innych. W zdjęciach staram się uchwycić to, co tak ulotne w dniu codziennym. Detal, uśmiech, błysk w oku, smutek na twarzy… Zatrzymać chwilę i dać wspomnienia – mówi mieszkająca w Rogalinku Małgorzata Sobczak.

Zawsze masz aparat fotograficzny pod ręką?
– Od lat pracuję na lustrzance cyfrowej, ale nie zawsze mam aparat przy sobie w codziennym funkcjonowaniu. Pod ręką mam telefon, jak większość z nas. w tej chwili to norma, co jednocześnie jest plusem i minusem tych czasów. Pamiętam jak na studiach podyplomowych z fotografii wszyscy wykładowcy powtarzali, iż najlepszym aparatem jest ten, który masz przy sobie. I coś w tym jest. Sama coraz częściej dochodzę do wniosku, iż czasami liczba i wielkość sprzętu traci na znaczeniu. Optyka aparatu jest jednak zupełnie inna niż telefonu, więc powoli przymierzam się do zakupienia jakiegoś lżejszego bezlusterkowca, który będzie wygodny, by zabrać go chociażby na spacer z psami.

Czy zatem w czasach, gdy wszyscy robimy mnóstwo zdjęć, fotografię można jeszcze nazwać sztuką?
– Jeszcze tak. Nie ukrywam jednak, iż od dawna czuję się przytłoczona ilością otaczających mnie zdjęć. Tych własnych jak i wszystkich dostępnych w mediach społecznościowych. Mam wrażenie, iż przez tę łatwość i dostępność fotografowania straciliśmy pewną wrażliwość. Fotografujemy mechanicznie, bez chwili zastanowienia. Na koniec wygląda to tak, iż dysponujemy tysiącami zdjęć, ale gdy mamy wybrać te kilka wyjątkowych, które mają na przykład trafić do ramki, zostać podarowane w prezencie, to ich zwyczajnie nie mamy. Chyba coraz trudniej zachwycić się jakimś zdjęciem.

Mam wrażenie, iż od tego fotografowania wszystkiego i wszędzie chyba nie uciekniemy…
– Jesteśmy w momencie zmian kulturowych, społecznych, technologicznych. Nie wykluczam sytuacji, iż nastąpi czas, kiedy ludzie jednak odłożą telefony i będą chcieli wszystkimi zmysłami chłonąć otaczający nas świat. Zobacz co teraz dzieje się na koncertach. Tam niemal wszyscy patrzą na scenę przez telefon. Nagrywają, robią zdjęcia… To nas okrada z wrażeń. A wracając jeszcze do wcześniejszego pytania… Tak, fotografia pozostało sztuką i przez cały czas są osoby, które traktują ją jako sztukę. Trzeba jednak jasno określić, czy mówimy o fotografii artystycznej, czy też o tej komercyjnej. Ta druga w tej chwili też się zmienia, a w niektórych obszarach się kończy. Sama jestem ciekawa, jak to będzie dalej wyglądało.

Kiedyś było zupełnie inaczej…
– Tak, w aparacie mieliśmy 36 zdjęć i fotograf solidnie się przykładał, by wykonać odpowiednie ujęcie. Klisza trochę kosztowała, zdjęcia się wywoływało i choćby jeżeli kilka ujęć trzeba było wywalić, to część z nich była naprawdę dobra. Teraz robimy zdjęcia mechanicznie, wszyscy, wszystkiemu. Brakuje tego momentu zastanowienia się, co ja chcę pokazać na zdjęciu? W jakim celu? Brakuje spokoju, świadomego fotografowania, skupienia. Mówię tutaj o nas wszystkich, bo dzisiaj każdy fotografuje. I są to moje subiektywne refleksje.

Zawsze chciałaś fotografować?
– Skończyłam kulturoznawstwo, po studiach trafiłam do pracy w korporacji, gdzie spędziłam wiele lat. W tak zwanym ‘międzyczasie’ zachorowałam na przewlekłą chorobę. Biorąc zatem pod uwagę swoje siły i możliwości, a także w trosce o swoje zdrowie, uznałam, iż muszę się z takiego funkcjonowania “korporacyjnego” wydostać. Musiałam i chciałam na nowo się określić. To nie trwało długo, ponieważ fotografia zawsze przy mnie była. Dotyczyło to wprawdzie tylko sfery prywatnej, ale uznałam, iż to właśnie w tym kierunku chcę iść. Nauczona jednak wcześniejszymi doświadczeniami zawodowymi, za wszelką cenę nie chciałam z fotografii uczynić zajęcia stricte biznesowego. Od początku nie byłam też ukierunkowana tylko na komercję. Chciałam mieć odpowiednią przestrzeń dla siebie, by wiedzieć, czego w fotografii szukam. To najważniejsze pytanie…

fot. Natalia Pawlicka

Dlatego tak mocno skupiłaś się na portretach?
– Dla mnie fotografowanie, to spotkanie z drugim człowiekiem. I to dosłownie. Przed sesją spotykamy się na rozmowę przy kawie, poznajemy się. Wydaje mi się, iż fotograf nie powinien być introwertykiem, bo otwartość na drugiego człowieka, umiejętność bycia z nim są kluczowe. Chociaż w bliskiej mi również fotografii reportażowej, jak koncerty, milongi, jest to cecha zupełnie niepotrzebna. Często pracuję z kobietami i w tych spotkaniach jeden na jeden czuję się najlepiej. Dla mnie portret to odkrywanie tego, co niedosłowne. Cieszy mnie, jeżeli z naszego spotkania pozostaje to jedno zdjęcie, które pamięta się przez całe życie.

Jak długo taka sesja trwa?
– Nie limituję czasu.Nie mam swojego studia, szukam miejsc, które będą odpowiednie do naszej koncepcji. Przed sesją rozmawiamy, poznajemy się trochę, opracowujemy wstępny scenariusz działań, ustalamy miejsce, ale już w trakcie sesji mogą dziać się rzeczy, których w planach nie było. Bo też każdy z nas jest inny, każdy ma inną osobowość. Będą z drugim człowiekiem na żywo, rozmawiając, śmiejąc się można znaleźć kadr, który pozostanie z nami na dłużej. Czasami zaplanowany, czasami zaskakujący obie strony. I ten element zaskoczenia też jest ciekawy, takie małe odkrycia na temat nas samych. Lubię ciasne, czyste kadry. Ważne są dla mnie emocje na nich.

I zwykle są one czarno-białe.
– Tak już mam. W szkole śmiali się ze mnie, iż szukam czerni w czerni. Przetestowałam też chyba wszystkie laboratoria w Poznaniu, aby znaleźć dobry wydruk czarno-biały. Dla mnie odarcie obrazu z koloru powoduje, iż zwracamy uwagę na inne rzeczy. Bo kolor tę uwagę – moim zdaniem – przykuwa i przez to czasami zanika to, co dla mnie ważne. Czarno-białe portrety to taka formy wyrazu, w której najłatwiej się wyrażam, a nie chcę niczego robić na siłę. Im bardziej czuję, iż pracuję w mojej estetyce, tym efekt jest lepszy. A chyba o to chodzi.

Prowadzisz warsztaty. Czego na nich uczysz?
– Chcę na pewne rzeczy uwrażliwić, bo technikalia mogą być różne. To tylko narzędzia. Najważniejsze jest to, jak patrzymy na świat. Opowiadam o podstawowych zasadach fotografii, ale tylko po to, aby zdradzić jak można świadomie je złamać. To taka próba wyjścia ze schematów i zasad, które w fotografii obowiązują. Dla mnie dobra fotografia to połączenie technicznych umiejętności oraz wrażliwości i oka. Wychodzę z założenia, iż w dzisiejszych czasach nie potrzebujemy zdjęć z cyklu „byłem tam”, ponieważ takie zdjęcia są ogólnodostępne i znamy je z sieci. . Zdjęciami należy próbować opowiedzieć historię
z danego miejsca czy wydarzenia. Byłoby cudownie, gdyby takie zdjęcia nas zatrzymywały na chwilę, skłaniały do refleksji.

Masz swojego mistrza?
– Każdy ma osoby, którymi się inspiruje. Z racji tych moich zamiłowań do portretu, fotografem, który mnie zachwyca jest doskonale znany wszystkim Peter Lindbergh. Mam też jednak swoje prywatne odkrycia. Jednym z nich jest Roman Dejon, fotograf, który mieszka niedaleko Dusseldorfu i również robi czarne-białe portrety. Miałam szczęście się z nim spotkać na sesji, którą dostałam od męża w prezencie. To było spotkanie, które odkryło przede mną wiele nowych ścieżek. Filozofia myślenia o zdjęciach, którą Roman Dejon prezentuje, jest mi bowiem najbliższa.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

fot. Dariusz Sobczak

Idź do oryginalnego materiału