Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Zabójstwo byłego gliny

4 godzin temu

28 maja 1990 roku mieszkaniec ostatniego piętra wieżowca przy ul. Unisławy, zaniepokojony potęgującym się od kilku dni odorem na korytarzu, skierował swoje podejrzenia na lokal nr 43, bo od kilku dni nie widział mieszkającego tam sąsiada, Ludwika E. Znał go słabo, mimo iż mieszkał tu od lat, zdecydował się jednak sprawdzić, czy nie wydarzyło się coś złego. Zadzwonił kilkukrotnie do drzwi, ale nikt nie otwierał. Po naciśnięciu klamki okazało się, iż mieszkanie nie jest zamknięte na klucz. Kiedy uchylił drzwi, natychmiast się wycofał z powodu straszliwego smrodu i ogromnego bałaganu wewnątrz i zawiadomił Komisariat II Policji w Szczecinie.

Wysłany patrol znalazł w mieszkaniu zwłoki gospodarza w daleko posuniętym rozkładzie. Z oględzin i sekcji zwłok wynikało, iż śmierć nastąpiła w wyniku poderżnięcia gardła. Poharatana twarz i ręce świadczyły o tym, iż pan Ludwik przed śmiercią stoczył walkę z napastnikami. Ujawnione ślady krwi na tapczanie w małym pokoju sugerowały, iż atak morderców mógł nastąpić podczas snu ofiary. Nie do końca było jasne, dlaczego po zabójstwie sprawcy przenieśli zwłoki do łazienki i wrzucili je do wanny. Wyrwany rygiel jednego z zamków mógł świadczyć o tym, iż napastnicy włamali się do mieszkania, gdy gospodarz spał. Warto zauważyć, iż zwłoki ujawniono 13 dni po zabójstwie, co częściowo utrudniło oględziny. Nie było wątpliwości, iż zbrodnia nie była przypadkowa, a agresorzy zjawili się tam, aby zamordować Ludwika E. Ponieważ mieszkał sam, trudno było ustalić, co zginęło z mieszkania. Najprawdopodobniej skradziono radiomagnetofon japoński JVC, radiomagnetofon marki Grundig i czarną torbę turystyczną produkcji bułgarskiej.

Tego samego dnia przesłuchano wstępnie mieszkańców wieżowca. Z zeznań wynikało, iż Ludwik E. ostatni raz był widziany 15 maja, a jak ustalono, zabójstwo miało miejsce w nocy z 15 na 16, ok. godz. 1 w nocy. Co istotne, dzień wcześniej były milicjant zwierzył się jednemu z sąsiadów, iż zginęły mu klucze od mieszkania i będzie musiał zmienić zamki. Z zeznań innego świadka wynikało, iż dwa dni przed zbrodnią, 13 maja ok. godz. 7, Ludwik w towarzystwie dwóch mężczyzn i kobiety wynosił ze swojego mieszkania pakunki, które ładował do samochodu osobowego, prawdopodobnie Mercedesa. Wstępnie założono, iż mamy do czynienia ze zbrodnią na tle rozliczeń lub rabunku.

Po kilku dniach śledczy poznali życiorys i wydarzenia z ostatnich miesięcy życia ofiary. Ludwik E. od wielu lat, od kiedy opuściła go żona z trójką dzieci, mieszkał samotnie. Bliscy wyjechali do RFN i tam uzyskali obywatelstwo niemieckie. Polskę odwiedzali sporadycznie. Analiza milicyjnych akt zamordowanego z okresu, kiedy do 1977 roku pracował jako funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, nie wykazała, aby to zabójstwo miało jakikolwiek związek z jego ówczesną służbą. Natomiast prawie pewne było, iż z tą tragedią wiąże się nowe zajęcie, którego podjął się, przechodząc na emeryturę. Od lat był bywalcem giełd samochodowych, gdzie handlował akcesoriami do aut, ale trudno było ustalić źródło pochodzenia tych towarów. Do marca 1990 roku Ludwik E. pozostawał w konkubinacie z niejaką Danutą, która obracała się w środowisku przestępczym i takich ludzi sprowadzała do mieszkania partnera.

Wśród swoich znajomych Ludwik E. uchodził za człowieka bogatego i nader chytrego. Przy sobie i w domu nie miał większej gotówki, całe oszczędności ulokował na koncie w PKO, jeździł passatem. Współżycie z sąsiadami układało się bezkonfliktowo, ale z nikim nie był w zażyłych stosunkach. Miał słabość do alkoholu, po rozstaniu z żoną nawiązał też wiele intymnych relacji z kobietami. Z policyjnych ustaleń wynikało, iż był człowiekiem ostrożnym i nieufnym. W sypialni pod poduszką trzymał pistolet gazowy.

Śledczy nie zdołali dotrzeć do wszystkich osób, które prowadziły interesy z Ludwikiem E., i prawdopodobnie dlatego nie udało się wpaść na trop zabójców.

Idź do oryginalnego materiału