W Elblągu, mieście o bogatej historii i przemysłowym dziedzictwie, narasta cichy, ale coraz bardziej palący kryzys społeczny – dramatyczna sytuacja mieszkalnictwa komunalnego. Choć liczby mogą wydawać się suche, za każdą z nich kryje się ludzka historia: samotna matka, senior bez wsparcia, rodzina z dziećmi żyjąca w przeludnionym mieszkaniu rodziców lub dziadków. A system, który miał być ratunkiem, coraz częściej zawodzi.
403 rodziny w kolejce, 107 przydziałów i… pustostany
Na przydział mieszkania komunalnego w Elblągu czekają w tej chwili 403 rodziny, z czego tylko 107 otrzymało lokal w 2025 roku. Co gorsza, większość z tych mieszkań (83) wymaga generalnego remontu, który przyszli najemcy muszą przeprowadzić na własny koszt. Dla wielu to bariera nie do pokonania — osoby, które nie mają środków na remont, trafiają z powrotem na listę oczekujących, tym razem na lokal „bez remontu”.
Mieszkania są, ale nie dla wszystkich
Paradoksalnie, mimo długich kolejek, w mieście wciąż znajdują się pustostany. W samych budynkach przeznaczonych do rozbiórki jest ich aż 91. To lokale w złym stanie technicznym, często nieopłacalne do remontu, ale formalnie wciąż figurujące w zasobach miejskich. W sumie Elbląg dysponuje 4799 mieszkaniami komunalnymi, z czego tylko 182 budynki są w pełni własnością samorządu. Aż 38 z nich ma zostać wyburzonych do 2028 roku.
System, który nie działa
Społeczna Komisja Mieszkaniowa rozpatruje setki wniosków rocznie — w ostatnim naborze było ich 258, z czego 190 zostało odrzuconych. Kryteria są surowe, a procedury długotrwałe. Najstarszy wniosek o mieszkanie komunalne pochodzi… z 2015 roku. To niemal dekada oczekiwania na dach nad głową.
Długi, które pogłębiają kryzys
Na koniec 2024 roku zadłużenie lokatorów mieszkań komunalnych wynosiło 67 milionów złotych, a całkowite zadłużenie lokali przekroczyło 103 miliony. To nie tylko problem finansowy miasta, ale także sygnał, iż wielu mieszkańców nie jest w stanie udźwignąć kosztów życia — choćby w lokalach komunalnych.
Głos mieszkańców: frustracja i bezsilność
W komentarzach pod artykułami w lokalnej prasie roi się od głosów rozczarowania. Ludzie skarżą się na brak przejrzystości, niejasne kryteria przydziału i konieczność inwestowania dziesiątek tysięcy złotych w remonty mieszkań, które formalnie nie są ich własnością. Pojawiają się też zarzuty o faworyzowanie „znajomych” i brak realnego wsparcia dla najbardziej potrzebujących.
Co dalej?
Elbląg stoi przed trudnym wyborem: albo zainwestuje w realną modernizację zasobów komunalnych i uproszczenie procedur, albo będzie musiał zmierzyć się z narastającym kryzysem społecznym. Bo mieszkanie to nie luksus — to podstawowe prawo człowieka.