Dzisiejsza armia to nie miejsce dla patriotów i wojowników.

1 rok temu

Podkomisja Służb Zbrojnych Izby ds. Personelu Wojskowego zorganizowała w zeszłym tygodniu konferencję w celu omówienia rosnącego kryzysu bezpieczeństwa narodowego wynikającego ze spadającej liczby rekrutów. Pomimo decyzji marksistowskiego wojska o zmarnowaniu ponad sześciu milionów roboczogodzin na szkolenia z niebezpieczeństw “ekstremizmu”, “białego uprzywilejowania” oraz kluczowego znaczenia “różnorodności, sprawiedliwości i inkluzji”, żaden z urzędników Pentagonu nie potrafił znaleźć prawdziwej odpowiedzi na pytanie, dlaczego liczby rekrutów we wszystkich formacjach są tak katastrofalnie niskie.

Wrażliwi, kochający grupowe przytulanki wujaszkowie okazali się świetnymi ekspertami w dziedzinie Krytycznej Teorii Rasowej, ale słabo radzą sobie z rozwiązywaniem problemów kiedy powierza się im rzeczywiste obowiązki – budowanie i utrzymywanie śmiercionośnych sił militarnych, wypełnionych najwyższej klasy wojownikami, którzy będą walczyć tak aby wygrać. Celowe dzielenie Amerykanów i sypanie soli w stare rany zaciera spójność personelu. Jak to zwięźle podsumowała posłanka Elise Stefanik: “Woke-agenda Bidena odbywa się kosztem gotowości naszego wojska”.

Słuchanie wysokich rangą biurokratów z Departamentu Obrony, potrafiących sypać kłamstwami bez mrugnięcia okiem tak samo dobrze jak politycy w stolicy, zawsze pozostawia po sobie niesmak. Niestety prawdą jest, iż stopień i awans w służbach są skażone tą samą ohydną chorobą “ty podrapiesz moje plecy, a ja podrapię twoje”, która infekuje resztę skompromitowanej klasy robotniczej rządu federalnego. W rezultacie, poza kilkoma godnymi uwagi wyjątkami, ci, którzy dotarli na szczyt wojskowej hierarchii, są pozbawieni talentu i mądrości, ale za to obciążeni niekompetencją, żałosnymi osiągami zawodowymi i wybujałym zamiłowaniem do politykowania.

“Najlepsi i najzdolniejsi” zwykle nie są w stanie wznieść się na tyle wysoko by rzucić wyzwanie rządzącej miernocie, podczas gdy promujący się płytcy myśliciele są nagradzani za swoje łatwe do kontrolowania wiernopoddaństwo. Kończy się to strukturą dowodzenia biegłą w podważaniu strategicznej pozycji bezpieczeństwa Ameryki i niezdolną do rekrutowania, utrzymywania lub wzmacniania głównych sił bojowych na świecie. Mianowany chyba dla żartu, przewodniczący Joint Chiefs Mark Milley i emerytowany czterogwiazdkowy generał, obecny sekretarz obrony Lloyd Austin celują w tej tragedii. Milleyowi bardziej odpowiada mówienie o “białej furii” niż wypełnianie celów sił zbrojnych. Austin jest tak zaangażowany we wciskanie propagandowego kitu na całym świecie, iż jest gotów poniżyć siebie (i Amerykanów) pokazując się na obcej ziemi w środkach ochrony indywidualnej przeciw COVID, wyglądając jak przestraszony hipochondryk, w najmniejszym stopniu nie przygotowany na brutalne warunki wojny. Obaj papugują lewicowy bełkot jako swoją świecką wiarę; obaj wyglądają zbyt tęgo by przejść rutynowy tor przeszkód; i żaden z nich nigdy nie mówi o historycznych ofiarach Amerykanów za wolność i ludzką równość. Ci faceci nie mogliby poprowadzić osiedlowego warzywniaka, a co dopiero najbardziej śmiercionośnych sił bojowych na świecie.

Dlaczego liczby rekrutacyjne są na poziomie gruntu? Ponieważ ciężko pracujący, wysportowani, inteligentni wojownicy, którzy dążą do doskonałości w swoim życiu, nie chcą mieć nic wspólnego z obłąkaną, antyamerykańską, politycznie poprawną fabryką wariatów, zapatrzoną w marksistowski światopogląd i promującą jawnie antychrześcijańską, antykonserwatywną i antybiałą agendę. Odpowiedź jest tak oczywista, iż podobnie jak w przypadku każdej innej istotnej w tej chwili kwestii – inflacji wywołanej “zieloną” energią, drukowania pieniędzy przez bank centralny, cenzury rządowej, otwartych granic, inwigilacji bez nakazu, rosnącej przestępczości i globalnej wojny – normalni ludzie po prostu wiedzą co się dzieje, podczas gdy chyba tylko przywódcy Ameryki zdecydowali się udawać głupich (chociaż, to trzeba przyznać, wielu nie udaje).

Co tworzy wojownika najwyższej klasy? Jest to osobnik gotowy powstać każdego dnia, i doprowadzić swoje ciało i umysł do granic możliwości. Taki, który jest w stanie przyjąć tęgie lanie, ale nie boi się wstać i walczyć dalej. Osoba, która nieustannie pracuje nad tym, aby stać się silniejszym, twardszym, myśleć jaśniej i osiągnąć jutro to, czego nie można było osiągnąć dzisiaj. Wojownik pracuje cały czas, bo kiedy on nie pracuje, to robi to ktoś inny, a kiedy ci dwaj spotkają się na polu bitwy, tylko jeden z nich wyjdzie z tego żywy.

To nie jest sposób myślenia dzisiejszych “obudzonych” sił zbrojnych. Jęczenie, psychobełkot, rozpieszczanie i przyjmowanie zażaleń nie tworzy lepszej siły bojowej. “Bezpieczne przestrzenie”, strach przed “wyzwalającymi” słowami i fiksacja na zaimkach osobowych czynią umysły słabymi. Zrzucanie winy za braki psychiczne i fizyczne na innych zawsze będzie skutkowało niepowodzeniem w wykonaniu zadania. Nagradzanie nieudolności i lekceważenie zasług w imię “różnorodności” zapewni naprawdę zróżnicowaną kolekcję trupów, gdy uderzą wrogie siły. Żadna osoba znajdująca się w niebezpieczeństwie nie dba o to, jaki kolor skóry ma osoba walcząca za jej plecami; żadna osoba znajdująca się w niebezpieczeństwie nie ma czasu w przejmowanie się cnotami “sprawiedliwości społecznej” innego amerykańskiego wojownika. Kiedy trzeba coś zrobić lub umrzeć, umiejętna doskonałość sama wybiera życie, cały czas, w każdej sekundzie. Nie ma czegoś takiego jak “obudzony” wojownik, tacy po prostu nie przeżywają.

W jaki sposób “obudzona” polityka sił zbrojnych stała się zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego Amerykanów? Cóż, w tym miejscu należy zastanowić się, co jest najbardziej potrzebne u wojownika stojącego między nami a zagładą. Chcecie kogoś, kogo fundamenty są solidne jak skała i którego umysł jest zawsze prawy. Chcesz kogoś, kto dokładnie wie dlaczego walczy, kto kocha swój kraj bezgranicznie i jest gotów zapłacić najwyższą cenę za przetrwanie swojego narodu. Chcesz kogoś, kto rozumie wzmacniające działanie wiary i rodziny. Chcecie kogoś, kto tak regularnie rozmawia ze swoim Stwórcą, iż znajduje spokój i pocieszenie choćby gdy ogarnia go chaos i niebezpieczeństwo. Chcesz kogoś, kto ceni osobiste poświęcenie i sięgnie głęboko, aby znaleźć odwagę, którą można znaleźć tylko pod opieką Wszechmiłosiernego Boga. Chcesz kogoś, kto nigdy nie przestanie doskonalić swoich umiejętności, kto po cichu będzie dążył do perfekcji w swoim rzemiośle i kto, gdy stanie na przeciw ostateczności, stanowczo odmówi poddania się.

Innymi słowy, kiedy wody są wzburzone, wojownicy najlepiej nadający się do przetrwania, oporu i zwycięstwa to niestrudzeni ludzie z głową na karku, którzy są spokojni pod presją, odporni emocjonalnie i solidni duchowo. To opisuje wielu kochających wolność, konserwatywnych, religijnie oddanych, zorientowanych na rodzinę, patriotycznych i dumnych Amerykanów. Nie obejmuje to raczej ludzi tak zdezorientowanych we własnej tożsamości, iż nie są choćby pewni jak określić swoją płeć biologiczną. Nie opisuje Amerykanów, którzy gardzą wspaniałą historią swojego kraju, uważają, iż jego mieszkańcy są z natury rasistami i nalegają, aby jego fundamenty nie opierały się na wolności, ale raczej na niewolnictwie. Nie obejmuje egoistów, którzy mają zbyt dużą obsesję na punkcie zaimków osobowych, aby zastanowić się nad wyższym powołaniem lub osobistym poświęceniem. Nie należą do niej ludzie, którzy wolą walczyć z tak zwanym “globalnym ociepleniem”, “systemowym uprzywilejowaniem” czy “mową nienawiści” niż z obcymi armiami zamierzającymi wyrządzić nam śmiertelną krzywdę.

Ci, którzy łatwo się obrażają i nie potrafią odróżnić mowy od przemocy, nie mają miejsca na polu bitwy. Są w najlepszym wypadku utrapieniem, które powstrzymuje prawdziwych wojowników od wykonywania ich pracy, a w najgorszym piątą kolumną pomagającą wrogowi w wykonywaniu jego pracy – czyli zabijaniu i podporządkowywaniu sobie Amerykanów. To całe woke to kpina, ale jest to śmiertelnie niebezpieczna kpina.

Dlaczego wojsko zawodzi? Ponieważ odwróciło się od autentycznych wojowników, gdy lizało buty narodowym mięczakom. Ktoś, kto wierzy w ciężką pracę i osobistą doskonałość nie chce być częścią organizacji, która karze zasługi i nagradza tożsamościowe szopki. Ktoś, kto ma silne przywiązanie do Boga, nie chce, by kazano mu ukrywać swoją wiarę lub, co gorsza, zastępować ją politycznie poprawnymi bzdurami. Ktoś, kto chce bronić wolności za wszelką cenę, nie podporządkuje się niemoralnej strukturze władzy, zmuszającej członków swojej organizacji do przyjmowania eksperymentalnych zastrzyków, ideologicznego prania mózgu i wysłuchiwania antyamerykańskiej propagandy. Tacy wojownicy zostaną w domu i będą strzec bezpieczeństwa swoich rodzin.

J.B. Shurk (www.americanthinker.com)

tłumaczył MR

Idź do oryginalnego materiału