Śmierć Szymona była dla rodziców ogromną tragedią. Dziecko bawiło się na podwórku pod opieką ojca. Kiedy 5-latek zniknął mu z oczu, mężczyzna od razu rozpoczął poszukiwania. 5-latek wpadł do nieczynnej studzienki, z której ktoś wcześniej ukradł klapę. Pomimo podjętej reanimacji, chłopca nie udało się uratować. To jednak nie był tragedii koniec, bo oprócz straty dziecka, rodziców czekała długa sądowa batalia. Historia ma swój finał dopiero teraz, osiem lat po tragicznych wydarzeniach.
REKLAMA
Zobacz wideo Jaką mamą jest Anna Wendzikowska? "Jeśli ktoś krzywdzi moje dziecko, budzi się we mnie matka lwica" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]
Sądowa batalia, która czekała rodziców
Po śmierci 5-letniego Szymona na jego rodziców spadła fala krytyki. Jakby tego było mało, prokuratura oskarżyła rodziców dziecka o narażenie go na utratę życia. Potem postępowanie miało zostać warunkowo umorzone, ale Stąporowscy - rodzice chłopca, się na to nie zgodzili. Chcieli całkowitego oczyszczenia z zarzutów. Stanęli przed sądem i po długim procesie zostali prawomocnie uniewinnieni.
W ławie oskarżonych zasiadła również Ewelina S., urzędniczka odpowiedzialna za gospodarkę komunalną w Białogardzie. Usłyszała zarzut niedopełnienia obowiązków, które były bezpośrednią przyczyną tragedii. Po kilku latach procesów ją również sąd uniewinnił, chociaż rodzice tragicznie zmarłego 5-latka nie kryli tu swojego żalu. Twierdzą, iż władze miasta nigdy nie zaoferowały im wsparcia ani choćby nie przeprosiły za to, co się stało, toteż cztery lata po śmierci dziecka postanowili na nowo wytoczyć proces. W pozwie przeciwko miastu domagali się dla wszystkich z nich po 200 tys. zł za stratę dziecka.
Finał sądowej przepychanki. Ojciec surowo oceniony
Kres sądowej batalii rodziców Szymona z władzami miasta nastąpił dopiero teraz, po ośmiu latach od tragicznych wydarzeń. Sąd w Koszalinie przyznał 200 tys. zł mamie Szymonka oraz 100 tys. zł jego tacie. Różnica w kwocie odszkodowania jest spowodowana tym, iż jak przekazał ojciec chłopca w rozmowie z portalem fakt.pl, sąd uznał, iż tata jest częściowo odpowiedzialny za tę tragedię, dlatego wysokość odszkodowania dla niego jest o połowę mniejsza niż dla matki dziecka.
- Żadne pieniądze nie wynagrodzą nam straty dziecka. Człowiek codziennie to przeżywa i odczuwa ból. To się po prostu nigdy dla nas nie skończy - stwierdził po wyjściu z sądu tata chłopca, cytowany przez fakt.pl.
Mężczyzna nie kryje jednak rozczarowania. Uważa, iż został potraktowany krzywdząco przez sąd. - Sąd uznał wprawdzie winę miasta, ale moją rolę w tej tragedii ocenił zbyt rygorystycznie. W pewnej części biorę odpowiedzialność na siebie, ale uważam, iż to zostało potraktowane zbyt surowo - skomentował po ogłoszeniu wyroku.