No dobrze, chłopaki, wędkowanie może poczekać zdecydował Krzysztof i chwycił podbierak. Trzeba uratować tego biedaka.
Krzysztof prowadził łódź po spokojnej tafli Zalewu Zegrzyńskiego, a jego pasażerowie turyści z Warszawy z zapałem zarzucali wędki. Dzień był wyjątkowo piękny: świeciło słońce, lekko wiał wiatr, a ryby brały ochoczo.
Krzysztofie Stanisławowiczu, tam coś płynie! nagle krzyknął jeden z turystów, wskazując w oddali.
Kapitan zmrużył oczy, wpatrując się w wodę:
Wygląda jak ptak Ale nie, coś dziwnego.
Gdy łódź się zbliżyła, wszyscy wymienili się zaskoczonym spojrzeniami. W wodzie, ledwo trzymając się na powierzchni, rozpaczliwie miotał się kot. Rudy, przemoczony i całkowicie wyczerpany.
No nie wierzę! pokiwał głową Krzysztof. Jak on się tu znalazł? Do brzegu przecież półtora kilometra!
Może wypadł z innej łodzi? zasugerował jeden z turystów.
Albo porwała go fala dodał drugi.
Kot żałośnie miauknął i próbował dopłynąć do łodzi, ale siły go opuszczały.
No dobra, chłopaki, ryby poczekają zdecydował Krzysztof i chwycił podbierak. Trzeba uratować tego biedaka.
Wyciągnięcie kota nie było łatwe drapał się, rzucał i panicznie się bał. W końcu jednak udało się go wciągnąć na pokład.
Biedaczek zupełnie wyczerpany westchnął Krzysztof, owijając drżącego kota w starą kurtkę. Ileż on musiał być w tej wodzie?
Kot wtulił się w kąt pokładu i patrzył na ludzi ostrożnym, przestraszonym wzrokiem. Mokra sierść sterczała na wszystkie strony, a wąsy drżały.
Jaki śliczny wzruszyła się żona jednego z turystów. I jeszcze taki młody.
Trzeba go pokazać weterynarzowi zaniepokoił się Krzysztof. Kto wie, ile wody się nałykał.
Weterynarz zbadał kota i uspokoił wszystkich:
Zdrowy, choć wyczerpany. Odwodniony i wystraszony, ale przeżyje. Dziesięć dni odpoczynku i będzie jak nowy.
Może ogłoszenie dać? Szukać właścicieli? zapytał Krzysztof.
Można spróbować, ale wygląda na bezdomnego. Typowy ulicznik.
Krzysztof zabrał kota do domu. Jego żona, Bożena, przywitała nowego gościa z serdecznością:
Ojej, jaki chudziutki! Zaraz cię odżywimy!
Pierwsze dni kot spędził pod kanapą, wychodząc tylko na jedzenie. Potem zaczął ostrożnie eksplorować nowe otoczenie. A po tygodniu już mruczał, gdy Bożena głaskała go po grzbiecie.
Wiesz co powiedział Krzysztof do żony może go zatrzymamy? Właścicieli raczej nie znajdziemy.
Nie mam nic przeciwko uśmiechnęła się Bożena. Zawsze marzyłam o kocie. Jak go nazwiemy?
Szczęściarz odpowiedział bez wahania Krzysztof. Nie każdemu udaje się przeżyć na środku jeziora.
Kot, usłyszawszy nowe imię, podniósł głowę i głośno miauknął jakby aprobował wybór.
Minął miesiąc, i Szczęściarz stał się pełnoprawnym członkiem rodziny. Witał Krzysztofa przy drzwiach, grzał się na kolanach Bożeny i sprytnie wyłudzał rybę w kuchni. Tylko wody unikał choćby do miski podchodził ostrożnie.
Pewnie trauma mówiła Bożena sąsiadkom. Po takiej przygodzie to nic dziwnego.
A może to los tak chciał? zastanawiała się sąsiadka, pani Grażyna. Sam do was dopłynął.
Krzysztof delikatnie podrapał kota za uchem:
Może i los. Dobrze, iż tamtego dnia wybraliśmy się na ryby. Inaczej
Rudy kot otarł się o jego rękę i z zadowoleniem zamruczał, jakby mówił: *Wszystko będzie dobrze. Teraz jestem z wami. Na zawsze.*
I Krzysztof z Bożeną w milczeniu się z tym zgodzili.
Czasem pomoc, udzielona we właściwym momencie, staje się największym szczęściem. Niekiedy ratunek nie przychodzi tam, gdzie go szukasz, a prawdziwe szczęście samo płynie ci na spotkanie. Ważne, by nie przeoczyć chwili, gdy ktoś cię potrzebuje.
Bo właśnie wtedy w życiu pojawia się nowa, niespodziewana miłość. I choć początki bywają trudne najsilniejsze więzi rodzą się właśnie w takich chwilach.

1 dzień temu















English (US) ·
Polish (PL) ·
Russian (RU) ·