Ostatnie miesiące pokazały, iż niemal wszystkie instytucje mogą działać wzorowo. Przed tą serią cudów nie tylko przeciętny Kowalski, ale wiele posłów, osób publicznych i choćby tych „gorszych” sędziów nie mogło liczyć na błyskawiczną identyfikację „hejterów”. Wszystko się zmieniło, gdy Jerzy Owsiak nagłośnił groźby karalne kierowane pod jego adresem. Błyskawicznie do akcji ruszyły: Policja, prokuratura i sądy, co może dziwić najbardziej. Z dnia na dzień wyłapywano kolejnych „zamachowców”, siedemdziesięcioletnich emerytów i czterdziestoletnich smakoszy weekendowego piwa, którzy przyznawali się do winy i obiecywali, iż więcej tego nie zrobią.
Skrucha nie pomagała, wbrew deklaracjom Jerzego Owsiaka – przeproś, a będzie po sprawie. Przepraszali praktycznie wszyscy, ale Owsiak żadnego oskarżenia nie wycofał i konsekwentnie gra ofiarę tysiąclecia. Niespotykana sprawność Policji i prokuratury została też przypieczętowana błyskawicznymi wyrokami. Najstarsi statystycy nie pamiętają wyroku karnego, który zapadł po trzech miesiącach od namierzenia sprawcy, „dyrygent” WOŚP również i w tym obszarze mógł liczyć na sprinterską łaskawość. I wszystko byłoby w najlepszym porządku, ale niestety „dobro” zaczęło wracać do podwójnego prezesa WOŚP i „Złotego Melona”.
Źli ludzie przypomnieli Owsiakowi, jego wcześniejsze zachowania i „walkę o wolność słowa”. Na płocie domku letniskowego pod Warszawą pojawiło się pięć gwiazdek połączonych z nazwiskiem „Jurka” i do tego odniesienie do sepsy. Przypomnijmy w tym miejscu, iż na Pol’and’Rock Festival, dawniej „Przystanek Woodstock”, gdzie rokrocznie dochodzi do popełnienia kilkuset przestępstw i wykroczeń, publiczność bawiła się w „jeb*ć PiS”, a wodzirejem był niejaki „Łona”. Ówczesny wojewoda zachodniopomorskiego uprzejmie zadzwonił do pana „Jurka” i zwrócił uwagę, iż to mowa nienawiści. Pan podwójny prezes w swoim stylu się wściekł i zaczął pisać epistoły o wolności słowa, czego nie kupili choćby dziennikarze „Gazety Wyborczej”.
Jeśli chodzi o sepsę, to sprawa była tak głośna, iż znacząco odbiła się na wizerunku szefa WOŚP i „Złotego Melona”. W czasie kampanii wyborczej w 2013 roku Jerzy Owsiak bezpośrednio zaangażował się w politykę, co czynił wielokrotnie, ale pierwszy raz się do tego przyznał na antenie TVP Info. Dodatkowo zostały zaangażowane środki zgromadzone na kontach fundacji WOŚP i tak powstała kampania polityczna pod kryptonimem „Pokonamy sepsę”. Prowokacyjny charakter tej kosztownej akcji nie budził żadnej wątpliwości, a Owsiak stojąc obok Donalda Tuska na „marszu miliona serc” pokręcał atmosferę. Media udawały, iż nic nie zaszło, eksperci od socjotechnik nabrali wody w usta. Nic się nie stało, nie ma o czym mówić, poza obroną konstytucji i demokracji. Co się zatem nagle przewróciło w idealnym świecie Jerzego Owsiaka?
Czyżby chodziło o słynną doktrynę zdefiniowaną przez bohatera powieści „W pustyni i w puszczy”. Gdy „Jurek” hejtować, wyzywać, gnoić i jeb*ć pisowski biały człowiek, to dobrze! Ale gdy „Jurkowi” robić skromny fragment tego samego, to być mowa nienawiści? Jerzy Owsiak to jeden z tych „nietykalnych”, któremu można udowodnić 1000 kłamstw, a lud i tak krzyknie: ”Uwolnić Barabasza”. Z poczuciem tak daleko zaawansowanej nietykalności bardzo gwałtownie traci się kontakt z rzeczywistością. Pan „filantrop” od zawsze żył w tej schizofrenii, ale teraz zderza się ze swoim prawdziwym wizerunkiem i kompletnie sobie z tym nie radzi, pomimo wizyt u psychoterapeuty. A recepta jest prosta. Przestań być Owsiakiem dla ludzi, to ludzie nie będą Owsiakiem dla ciebie.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!