Poszukiwania Beaty Klimek realizowane są od ponad trzech tygodni. Kobieta zniknęła 7 października w tajemniczych okolicznościach po wyjściu z domu teściów, w którym mieszka z dziećmi. W dniu zaginięcia odprowadziła dzieci na przystanek – one pojechały do szkoły, ona wróciła, by wyszykować się do pracy. Ale do niej nie dotarła.
Kobieta mieszka z dziećmi w Poradzu na Pomorzu Zachodnim. Jest w trakcie rozwodu z mężem. Mąż czasami przyjeżdża do domu rodziców. Był tam także w dniu zaginięcia Beaty Klimek. Między godz. 8:00 a 9:00 dzwoniono do niej z pracy, po południu dzieci wróciły ze szkoły.
– Przyszły do mnie i powiedziały: "Ciocia, mamy nie ma w domu. Pomóż nam" – powiedziała w rozmowie z TVN Katarzyna Klimek, siostra zaginionej. To ona powiadomiła służby.
Beata Klimek zaginiona. Detektyw twierdzi, iż ktoś zrobił jej krzywdę
Dzielnicowy poradził, by poszukać w mieszkaniu, sprawdzić, czy nie zasłabła. W poszukiwania zaangażowani są policjanci, ale też sąsiedzi. Psy tropiące doprowadziły funkcjonariuszy polną ścieżką do lasu. Potem ślad się urwał.
Wcześniej pisaliśmy w naTemat.pl, iż w domu, w którym mieszkała zaginiona 47-latka, znajdowała się kamera. Takie informacje ujawnił Arkadiusz Andała, zaangażowany w sprawę prywatny detektyw. Jak powiedział, kilka miesięcy temu pani Beata zamontowała ją na wprost drzwi wejściowych. Klucze do jej mieszkania miał zarówno mąż, jak i teściowie. I dodał, iż są pewne nieścisłości w wyjaśnieniach męża kobiety i bada to policja.
– Nie ma postępów w tej sprawie. Jestem jednak pesymistą, choć chciałbym się mylić, mówiąc, iż pani Beata żyje. Opieram się jednak na pragmatyce i ponad 20-letnim doświadczeniu, bo pracowałem przy dziesiątkach takich spraw i obawiam się, iż działania służb będą ukierunkowane na poszukiwanie zwłok. Okoliczności i splot pewnych niuansów wskazują, iż zrobiono jej krzywdę – mówi naTemat.pl Arkadiusz Andała.
– Tropy zaprowadziły służby do jej domu i tam była widziana żywa po raz ostatni. Psy tropiące poszły co prawda w inne miejsce, na skraj lasu, ale to nic nie znaczy, ponieważ pani Beata chodziła wcześniej tymi drogami. A choćby jeżeli nie jest to mylny trop, może to oznaczać, iż nie znalazła się tam z własnej woli.
Pytamy detektywa, jak bardzo i czy w ogóle ta sprawa przypomina zaginięcie Izabeli P., która odnalazła się po 11 dniach. Przypomnijmy, iż poszukiwaniami 35-latki żyła w sierpniu praktycznie cała Polska. Jak pisaliśmy w naTemat, po odnalezieniu kobieta poinformowała, iż nie chce kontaktować się z rodziną ani ujawniać swojego miejsca pobytu.
– Przy tego typu sprawach można znaleźć nie jedną, ale choćby kilkanaście analogii. Nie można się jednak tym kierować, ponieważ choć sprawy mogą być do siebie podobne, to nigdy nie są takie same – odpowiada detektyw.
I dodaje: – Kto wyłączył kamerę? jeżeli znajdziemy odpowiedź na to pytanie, wówczas dowiemy się, kto stoi za jej zniknięciem. Czy ona sama tę kamerę wyłączyła, a jeżeli tak, to w jakim celu miałaby to zrobić? Nagrania byłyby dowodem ostatnich zdarzeń. Potwierdziliśmy też, iż w sobotę, dwa dni przed zaginięciem, pani Beata była z dziećmi w Poznaniu. I już wtedy na jakiś czas kamera w jej mieszkaniu została wyłączona. Albo doszło do awarii, albo ktoś wyłączył ją specjalnie i testował, czy to zadziała.
– Poza tym dwa dni później, czyli w dniu zaginięcia, kamera ponownie została wyłączona. Moim zdaniem to nie może być przypadek – zaznacza.
7 października pani Beata wyszła z domu o godz. 7:05. Kamera nagrała, jak z dziećmi opuszcza dom teściów. Do przystanku autobusowego w Poradzu mieli 5 minut pieszo. Dzieci pojechały autobusem do szkoły, 47-latka wróciła się natomiast do domu.
– To jest potwierdzone z dwóch źródeł, widzieli ją okoliczni mieszkańcy. Jednak jej wejścia na piętro do mieszkania kamera nie zarejestrowała, ponieważ była już wtedy wyłączona. I trzeba się trzymać tego wątku. Wersja samobójstwa jest również brana pod uwagę, ale jest mniej prawdopodobna – mówi nam detektyw.
Pani Beata mieszka w domu teściów – oni na dole, ona z dziećmi na górze. Arkadiusz Andała dodaje też, iż kamera nie była zainstalowana na zewnątrz budynku, ale w środku i rejestrowała drzwi wejściowe oraz pokój, w którym mieszka z dziećmi.
– Ktoś, kto wyłączył tę kamerę, nie chciał, by kobieta została przez nią zarejestrowana. Tu trop się urywa, ale to mówi wiele. Nie mamy dowodów, jest za to mnóstwo poszlak. Sprawa utkwiła w martwym punkcie, ale zwrot może nastąpić w każdej chwili. No i to, iż nie ma ciała, wcale nie oznacza, iż nie ma zbrodni – podkreśla prywatny detektyw.
Policja wciąż prowadzi poszukiwania
O to, na jakim etapie są w tej chwili poszukiwania Beaty Klimek, zapytaliśmy też w Komendzie Powiatowej Policji w Łobzie.
– Funkcjonariusze w dalszym ciągu prowadzą działania poszukiwawcze, mające na celu ustalenie aktualnego miejsca pobytu bądź przybliżonej lokalizacji pani Beaty Klimek. Nie zmienia to również faktu, iż z uwagi na duże zainteresowanie sprawą do naszej jednostki docierało i wciąż dociera wiele plotek i nieprawdziwych informacji, które jesteśmy zobligowani zweryfikować. Badamy sprawę wielotorowo i nie zamykamy się na żadną z możliwości – przekazał nam st. sierż. Szymon Martula.
Jak dodał, została wszczęta sprawa poszukiwawcza, a nie śledztwo. – Funkcjonariusze KPP w Łobzie prowadzą wewnętrzne czynności, o których nie jestem uprawniony wspominać – dodał policjant.
Jak relacjonują media, Beata Klimek była w związku ze swoim mężem przez ponad 20 lat. Ale ten wyprowadził się z domu i związał z inną kobietą. Do domu rodziców przyjeżdżał na weekendy. Siostra i siostrzenica 47-latki mówią jednak, iż nie były to miłe wizyty. 7 października rano mąż pani Beaty też był w domu. Twierdzi, iż był zajęty na podwórku i ostatnie co pamięta, to jak żona wyszła odprowadzić dzieci na przystanek.
Beata Klimek ma 158 cm wzrostu i jest krępej budowy ciała. Ma brązowe oczy i włosy przed ramiona, farbowane na kolor rudy. W dniu zaginięcia była ubrana w różową kurtkę, czarne spodnie oraz biało-niebieskie buty sportowe. Wszelkie informacje dotyczące zaginionej oraz jej aktualnego miejsca pobytu, należy kierować do Komendy Powiatowej Policji w Łobzie lub pod nr alarmowy 112.