Już pisałem o dziwnym zjawisku, jakie zaistniało nam się przy ulicy Pawińskiego. Już w połowie maja jeden z konarów drzew odłamał się i leży sobie w poprzek wydeptanego chodnika po wschodniej stronie jezdni. W artykule "Obaliło się - niech leży" porównałem los tego drzewa z drzewem, które na skwerku przy Dickensa w ciągu jednego dnia znikło i to bez większych śladów. Tutaj mija ponad 3 miesiące i nikomu nie chce się uprzątnąć już podeschłą gałąź. Już ludzie i psy wydeptały sobie "obwodnicę" i czy było to w zamyśle władz Dzielnicy? Tak postępuje się w rezerwatach gdzie zostawia się i czeka aż sama przyroda upora się ze swoimi odpadami. Ale czy Pawińskiego to już jakiś rezerwat? Czy może tak jak przy ulicy Nowickiego obszar chroniony przez dziesiątkę radiowozów na terenie ZUS dla służb mundurowych?