Temat obrósł takimi legendami i fałszywymi wyobrażeniami, nieprostowanymi zresztą wcale przez samych zainteresowanych – bo wiele z nich im służyło – iż dotarcie do prawdy jest czasem jak szukanie wiatru w polu. A to akurat stamtąd wywodzi się przecież cygańska mitologia.
Właśnie – cygańska. Wyjaśnijmy od razu te terminologiczne niepokoje: autorka konsekwentnie używa takiej nazwy, wychodząc z założenia, iż o ile bohaterowie jej książki to oczywiście ludność o pochodzeniu romskim, o tyle ich mitologia jest cygańska – z całym bagażem, dobrym i złym, jaki niesie – i nie ma się tu co łapać za słówka.
Tyle iż – jak mówią słowa znanej piosenki – dziś Cyganów już nie ma. Odeszli wraz z ostatnimi taborami, które stanowiły kwintesencję ich życia i tożsamości, podczas gdy Romowie osiadli coraz bardziej przestawali się różnić od otoczenia. Koniec Cyganów w naszym kraju wyznaczył… stan wojenny. W 1983 roku jedynie 34 rodziny podjęły jeszcze wędrówki w okresie letnim, nie miały one jednak charakteru koczownictwa, ale raczej turystyki. To wtedy najbardziej kolorowy składnik polskiego bezdroża rozwiał się po cichu i niezauważalnie i wtopił się w szare tło, a z całego jego bogactwa zostały wczasy wędrowne.
Przedtem długo taborom cygańskim nikt nie dawał rady. Wszędzie i całkowicie pozostają tym, kim byli ich ojcowie – Cyganami. Afryka nie czyni ich czarniejszymi, Europa – bielszymi, w Hiszpanii nie stają się leniwi, w Niemczech – pracowici; wśród Turków nie wyznają Mahometa, a u chrześcijan – chrześcijaństwa. Wkoło i obok siebie widzą stałe miejsca zamieszkania osiadłych ludzi, ale nie biorą z nich przykładu, pozostają nieosiadłymi, włóczącymi się złodziejami – latami wpisywali się w stereotyp, poza ostatnim epitetem niekryjącym zresztą fascynacji i podziwu.