„Ciepło, zimno” z policją i mandat „w koszty”. Wigilijna opowieść o elektryku, pośpiechu i pewnym trójkącie

Grudzień to czas cudów, ale też ekstremalnego pośpiechu. Przekonała się o tym znajoma – znajomej, która swoją wyprawę na wizytę u lekarza zapamięta na długo. W roli głównej: cichy samochód elektryczny, nieoznakowany radiowóz, gra w „ciepło-zimno” z funkcjonariuszami i pytanie, które zwaliło mundurowych z nóg.

Przebierańcy w drodze do Wojkowic?

Wszystko zaczęło się od klasycznego grudniowego scenariusza: „Spóźnię się!”. Nasza bohaterka, prowadząc swojego nowoczesnego elektryka, mknęła w stronę Wojkowic Kościelnych, mając przed oczami jedynie zegarek i wizytę u lekarza.

Nagle obok niej pojawił się nieoznakowany samochód. Ktoś z wnętrza zaczął energicznie machać „lizakiem”. Pierwsza myśl? — „Co to za przebierańcy? Przecież teraz wszyscy mają odblaski, a tu jakiś pan macha mi czymś przez szybę” — wspomina z uśmiechem. Okazało się jednak, iż panowie nie byli na balu przebierańców, a ich odznaki były tak prawdziwe, jak mandaty, które wypisują.

„Nie kliknę, bo zepsuję!”

Po zjechaniu na pobocze zaczęła się technologia rodem z XXI wieku kontra brutalna rzeczywistość. Policjant, po poinformowaniu o przekroczeniu prędkości, poprosił o podanie stanu licznika. Prosta sprawa? Nie w elektryku, gdzie deska rozdzielcza przypomina kokpit statku kosmicznego, a fizyczne przyciski odeszły do lamusa.

— Gdzie pani ma przebieg? — zapytał funkcjonariusz. — Nie wiem… — padła szczera odpowiedź. — To ja mam wiedzieć? Niech pani klika! — odparł nieco zdezorientowany mundurowy. — Nie kliknę, bo jeszcze coś przeklikam, zepsuję i nigdzie nie pojadę! Sytuację musiał ratować telefon do przyjaciela, a konkretnie do męża. Rozmowa na głośnomówiącym, instruktaż „wejdź w ustawienia, potem w serwis”, a wszystko to pod czujnym okiem policji. Stan licznika w końcu się odnalazł, ale to był dopiero początek zabawy.

Wigilijna gra w „ciepło-zimno”

Gdy emocje związane z oprogramowaniem opadły, padło sakramentalne pytanie o gaśnicę i trójkąt. — Na pewno mam… gdzieś w bagażniku — odparła nasza koleżanka i ruszyła do poszukiwań.

Najpierw z czeluści bagażnika wyłonił się zestaw naprawczy do kół (niepotrzebny). Potem, po chwili nerwowego przesuwania toreb, znalazła się gaśnica. Największym wyzwaniem okazał się jednak trójkąt. Mundurowi, widząc bezradność kierującej, postanowili porzucić surowe miny i… weszli w tryb świątecznej zabawy.

— Ciepło… zimno… mroźno… ooo, teraz bardzo ciepło! — podpowiadali, gdy zbliżała się do klapy bagażnika. Trójkąt, jak to w nowoczesnych autach bywa, był sprytnie przymocowany właśnie tam. Sukces!

Czy mandat można wrzucić w koszty?

Finał spotkania był jednak mniej zabawny dla portfela. Za zbyt ciężką nogę w drodze do lekarza policjanci wypisali mandat w wysokości 1 000 zł. Nasza koleżanka, najwyraźniej wciąż będąc w trybie „biznes-woman”, zapytała z nadzieją w głosie: – „A czy ja to mogę chociaż wrzucić w koszty firmy?”

Niestety, polskie prawo podatkowe nie jest tak litościwe jak policjanci grający w „ciepło-zimno”. Mandat to wydatek osobisty, który z pewnością uszczupli fundusz na świąteczne prezenty. Na koniec spotkania, z dawką humoru godną największych optymistów, nasza bohaterka życzyła panom miłego dnia i zadeklarowała: „To ja już nie będę wyjeżdżać na dłuższe podróże!”.

Ku przestrodze przed świętami

Choć historia brzmi jak scenariusz komedii, niesie ze sobą istotną lekcję. Przed świętami wszyscy się spieszymy: do lekarza, po prezenty, do rodziny.

• Zdejmij nogę z gazu: 1 000 zł piechotą nie chodzi, a lepiej dojechać 10 minut później niż zostać bohaterem policyjnej notatki.
• Poznaj swoje auto: choćby jeżeli Twój samochód ma więcej procesorów niż Twój laptop, musisz wiedzieć, gdzie szukać podstawowych informacji i wyposażenia.
• Policjant też człowiek: Jak widać, choćby przy mandacie można liczyć na odrobinę ludzkiego odruchu i grę w „ciepło-zimno”.

Pamiętajcie: mandatu w koszty nie wrzucicie, a spokój na drodze to najlepszy prezent, jaki możecie sprawić sobie i innym na te święta!