Rolnik rozpoznał swojego sąsiada – 80-letniego Kazimierza R. Natychmiast powiadomił jego syna oraz pogotowie i policję. Wszystko wskazywało na to, iż doszło do nieszczęśliwego wypadku podczas wyrębu lasu. Dopiero sekcja zwłok wykazała, iż starszy mężczyzna miał rany tłuczone głowy, złamany nos oraz żebra, stłuczony mózg. A to wskazywało na to, iż został zaatakowany jakimś tępym i twardym przedmiotem. Prawdopodobnie był też duszony i kopany.
Konflikt, który trwał 50 lat
Wiadomo było tyle, iż Kazimierz R. wyszedł z domu do pobliskiego lasu między 10 a 11 rano. Miał tam wyciąć drzewo. Dźwięk piły spalinowej słyszała z mieszkania żona. Kiedy ustał około południa, wołała na męża, ale nie odpowiadał. Kiedy małżonek nie pojawił się w domu na obiad, żona poszła bliżej lasu, żeby go ponownie zawołać. Bezskutecznie. Zobaczyła natomiast biegnącego w jej kierunku syna, który krzyczał, iż ojciec nie żyje.
Po wynikach sekcji zwłok śledczy rozpoczęli śledztwo i poszukiwanie sprawcy. Ustalono, iż Kazimierz R. był bardzo lubiany we wsi. Oceniano go jako pogodnego i uczynnego sąsiada. Był bardzo religijny, nikomu z niczym nie zalegał. Okazało się jednak, iż był w wieloletnim konflikcie z sąsiadem mieszkającym obok. Początek zatargu sięgał jeszcze lat 70. minionego wieku. Wówczas sąsiad wyciął drzewo należące do Kazimierza R., pociął je na deski i podobno sprzedał. Od tego czasu mężczyźni nie rozmawiali ze sobą i nie utrzymywali żadnych relacji towarzyskich. Kazimierz R. czuł nieustający żal do Mirosława S. i często dochodziło między nimi do kłótni i wzajemnych wyzwisk.