„To nie jest robota za 35 zł brutto”. City Helpersi na nocnej zmianie „pilnują” Krakowa

2 dni temu

„Uśmiechnięci, przeszkoleni, gotowi do działania” – tak w oficjalnym komunikacie Urzędu Miasta opisano City Helpersów, którzy znów pojawili się na krakowskich ulicach. Od początku wakacji patrolują Stare Miasto, Kazimierz i – po raz pierwszy – bulwary wiślane. Mają pomagać turystom, udzielać informacji, interweniować, gdy łamane są zasady porządku publicznego. Wszystko działa? Tylko na papierze. Z danych, które uzyskaliśmy z magistratu, wynika, iż w okresie 2025 w projekcie bierze udział zaledwie 17 osób. A z rozmów, które przeprowadziliśmy z byłymi City Helpersami, wyłania się jeszcze jeden obraz: niskie stawki, niebezpieczne sytuacje i patrole złożone wyłącznie z młodych dziewczyn. Coraz mniej chętnych, coraz więcej do zrobienia. I coraz większa rozbieżność między miejską narracją a rzeczywistością.

City Helpersi to miejscy pomocnicy, których zadaniem jest nie tylko informowanie turystów i promowanie lokalnych wydarzeń, ale też czuwanie nad porządkiem i bezpieczeństwem – we współpracy ze Strażą Miejską i Policją. W razie potrzeby mają też udzielić pierwszej pomocy. Projekt, realizowany w ramach kampanii „Respect Kraków”, ma również za zadanie łagodzić skutki tzw. turystyki imprezowej. To odpowiedzialna rola – szczególnie nocą, gdy na ulicach nie brakuje alkoholu, agresji i sytuacji konfliktowych.

W tym roku w projekt zaangażowano zaledwie 17 osób. Dziesięciu mężczyzn i siedem kobiet. To mniej niż w poprzednich edycjach – i jak wynika z naszych ustaleń, nieprzypadkowo.

– Pracowałam w zeszłym roku. Zaczęło się świetnie – szkolenie, atmosfera, poczucie misji. Ale wystarczyło kilka nocy na Kazimierzu, żeby zrozumieć, iż to nie jest bezpieczna praca. Było nas za mało, patrole często składały się z samych dziewczyn. Raz zostałyśmy we dwie, trzecia osoba zachorowała, nikt nie przysłał zastępstwa. Miałyśmy zgłoszenie, iż ktoś się awanturuje. Nie poszłyśmy. Po prostu nie dało się. Nie czujesz się wtedy częścią systemu. Czujesz się wystawiona – mówi jedna z byłych City Helpersów.

Władze miasta przekonują, iż wszystko działa. W odpowiedzi przesłanej do redakcji KRKNews czytamy, iż „grupy są zawsze mieszane”, a „wszyscy zatrudnieni przeszli identyczne, kompleksowe szkolenia”. City Helpersi pracują w systemie zmianowym: pierwsza zmiana od 18.00 do 21.00, druga – do godziny 1.00, w weekendy – do 2.00. Jak poinformowała Patrycja Piekoszewska z Wydziału Komunikacji Społecznej UMK, „obecnie w projekcie zaangażowanych jest 17 osób, w tym 10 mężczyzn i 7 kobiet”, a pracownicy zatrudnieni są na umowach zlecenia przez Przedsiębiorstwo Społeczne Darania sp. z o.o.

W tym roku wydłużono godziny pracy City Helpersów. Jak podkreśla miasto, Kraków ukierunkowuje rozwój turystyki na model zrównoważony, którego istotą jest budowanie wizerunku miasta przyjaznego i otwartego, a zarazem promowanie przestrzegania zasad – w tym poszanowania ciszy nocnej. Strategia na tegoroczny sezon została przygotowana na bazie danych z 2024 roku, co – jak tłumaczą urzędnicy – przełożyło się na „położenie większego nacisku na gospodarkę nocy”. Efektem tej decyzji jest wydłużenie godzin pracy miejskich pomocników: od poniedziałku do czwartku oraz w niedziele do godziny 1.00, a w piątki i soboty – aż do godziny 2.00 w nocy.

City Helpers to bardzo młodzi ludzie, głównie studenci, z niewielkim doświadczeniem i często żadnym przygotowaniem do sytuacji, z jakimi muszą się mierzyć na ulicach. Patrole owszem – według harmonogramu powinny być mieszane, ale jak sami mówią, rzeczywistość wygląda inaczej.

– W weekendy często wychodziłyśmy we dwie. Bez mężczyzn, bez nikogo starszego. Sama dziewczyna z drugiego roku i ja, dopiero po maturze. Jak coś się działo, miałyśmy tylko numer do straży miejskiej, ale oni rzadko przyjeżdżali od razu – mówi była City Helperka, która w tym roku odmówiła udziału w programie.

City Helpersi mają udzielać informacji turystycznej, promować wydarzenia kulturalne, tłumaczyć, edukować. „Dysponujemy ogromną ilością wiedzy, informacji i materiałów, które przydają się nie tylko turystom, ale również mieszkańcom” – mówi Róża Urban-Basiak z Krakow Tourism Alliance. Organizacja ta współrealizuje projekt już drugi rok.

– Tyle iż w nocy ta wiedza nie bardzo się przydaje. Bo jak ktoś ledwo stoi na nogach, to nie potrzebuje broszury, tylko eskorty do hotelu. A jak są dwie osoby, które się biją, to nie pomożesz im tłumaczem elektronicznym. Ja byłam sama z koleżanką, gdy jeden facet rzucił butelką w latarnię. Skończyło się, iż po prostu odeszłyśmy – opowiada była uczestniczka akcji.

Z danych przesłanych do naszej redakcji wynika, iż w każdy piątek i sobotę w centrum Krakowa obecne są cztery trzyosobowe patrole, czyli 12 osób. Od niedzieli do czwartku – trzy patrole, czyli dziewięć osób. Mają być obecni również na bulwarach wiślanych – nowym punkcie w harmonogramie, dodanym na podstawie danych o wzmożonym ruchu turystycznym.

Miasto podkreśla, iż City Helpersi to „ambasadorzy kampanii Respect Kraków”, a ich obecność ma pomagać zarówno turystom, jak i mieszkańcom. – City Helpersi pełnią niezwykle istotną rolę – mówił w lipcu wiceprezydent Krakowa Stanisław Mazur. – Z jednej strony pomagają gościom poczuć się mile widzianymi, a z drugiej – dbają o komfort mieszkańców.

– Tak się mówi, jak się nigdy nie pracowało w nocy w okolicach Miodowej. Może pan Mazur powinien kiedyś przejść się sam. Ale nie na pokaz, tylko tak naprawdę, o drugiej, bez kamer – komentuje były uczestnik projektu.

Do obciążeń wynikających z późnych godzin i zagrożeń związanych z pracą w przestrzeni publicznej dochodzi jeszcze kwestia wynagrodzenia. „Wynagrodzenie Helpersów to 35 PLN brutto za godzinę. Nie przewidziano premii za godziny nocne ani pracę w weekendy” – odpowiada magistrat. Przy stawce godzinowej minimalnej obowiązującej w 2025 roku (30,50 zł brutto), różnica między miejską ofertą a rynkowym minimum to cztery i pół złotego. A zakres obowiązków obejmuje nie tylko tłumaczenie czy informowanie. W praktyce oznacza to, iż nocna zmiana od 21.00 do 2.00 w piątek lub sobotę to pięć godzin pracy za 175 zł brutto. Na rękę – kilka ponad 150 zł.

– Ja byłam sama z koleżanką, gdy jeden facet rzucił butelką w latarnię. Skończyło się, iż po prostu odeszłyśmy. Co miałyśmy zrobić? Krzyczeć? – opowiada inna była Helperka. – W tym roku nie wróciłam. Za te pieniądze to nie jest robota. To jest ryzyko.

Jarek Strzeboński

Idź do oryginalnego materiału