Wypadek na A1. Sąsiad podejrzanego: Szybko uciekł. Monitoring? Dopiero 3 dni temu

- Przesłuchiwana była ochrona, my - jako mieszkańcy budynku - nie. Zabezpieczony został też monitoring, ale z dużym opóźnieniem - powiedział w rozmowie z Gazeta.pl sąsiad Sebastiana Majtczaka, kierowcy BMW, którego poszukuje policja w związku ze śmiertelnym wypadkiem na A1. Zginęła tam trzyosobowa rodzina, w tym pięcioletni chłopiec.

W połowie września na autostradzie A1 w Sierosławiu (woj. łódzkie) doszło do wypadku. Początkowo policja informowała, że samochód osobowy z "niewyjaśnionych przyczyn" uderzył w bariery energochłonne i stanął w ogniu. Później okazało się, że w wypadku brało udział także BMW. Na miejscu zginęła trzyosobowa rodzina: Patryk z żoną Martyną oraz ich pięcioletni syn Oliwier.

Zobacz wideo Policjanci z lubelskiego Archiwum X zatrzymali 60-latka podejrzanego o zabójstwo sprzed wielu lat

Służby ujawniły dane kierowcy BMW, który podejrzewany jest o spowodowanie tego śmiertelnego wypadku. To Sebastian Majtczak, który - jak wynika z listu gończego - mieszka przy ul. Tymienieckiego w Łodzi, gdzie znajdują się luksusowe lofty. Zostały one wybudowane w dawnej przędzalni Karola Scheiblera, zwanego łódzkim "królem bawełny".

Sąsiad kierowcy BMW: Przesłuchano ochronę, zabezpieczono monitoring, ale z dużym opóźnieniem

Gazeta.pl rozmawiała z sąsiadem poszukiwanego, który chce pozostać anonimowy (imię i nazwisko wyłącznie do wiadomości redakcji). - Sam byłem zaskoczony, jak przeczytałem, że mieszkam w tym samym budynku. Kilka razy go minąłem i to wszystko - powiedział. Jak dodał, lokal, w którym mieszkał Sebastian Majtczak, najprawdopodobniej należy do jego ojca.

Nasz rozmówca podkreślił, że 32-letni kierowca BMW "jako człowiek opinie ma fatalne". - Roszczeniowy, niemiły jako sąsiad - zaznaczył. - On prawdopodobnie natychmiast po tym wypadku uciekł - dodał.

- Przesłuchiwana była ochrona, my - jako mieszkańcy budynku - nie. Zabezpieczony został też monitoring - podkreślił i dodał, że zrobiono to "z dużym opóźnieniem". Odniósł się też do sprawy zabójstwa dwóch osób, do którego miało dojść w tym samym budynku. Przypomnijmy, w styczniu 30-letnia kobieta i 34-letni mężczyzna mieli zostać zamordowani przez swojego znajomego. Cała trójka wynajmowała mieszkanie, w którym znaleziono alkohol i środki odurzające. 35-latek przyznał się do popełnienie zbrodni, jednak utrzymywał, że nie pamięta momentu samego ataku. Zeznał, że w pewnym momencie "usłyszał głosy i zobaczył demony, zaczął z nimi walczyć". Następnie wybiegł z mieszkania i podbiegł do kościoła, by porozmawiać z księdzem.

- Głośna sprawa. Policja i prokuratura były w 24 godziny, wszystko było zabezpieczone. O 6:00 rano pukali do sąsiadów. A tutaj działania pojawiały się ze dwa, trzy dni temu. W porównaniu do morderstwa ze stycznia to nie było za szybkie działanie - stwierdził sąsiad poszukiwanego kierowcy BMW. Dopytywany, co się dzieje teraz w mieszkaniu mężczyzny, odparł: "Pusto, nikt się nie kręci. Na parkingu, jak pytałem ochronę, nie stoi żaden samochód. Tak jakby nikogo nie było".

- Do tej pory - jest poniedziałek, po godz. 12:00 - mimo wystawienia listu gończego, mimo całej tej sytuacji, nie pojawił się na terenie czy też w budynku żaden np. policjant dzielnicowy. Jest tylko zabezpieczony monitoring - podkreślił raz jeszcze sąsiad Sebastiana Majtczaka.

***

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.