Gdzie jesteś, morderco? W czerwcu mija 25 lat od zabójstwa generała Marka Papały

Helena Kowalik
Przez ćwierć wieku organom ścigania nie udało się dowieść, kim jest morderca byłego komendanta policji. Śledztwo prowadziły dwie prokuratury podążające całkiem odmiennymi tropami. Skutek jest taki, że w miarę upływu lat powiększa się grono uniewinnionych.

 - Przejechałem tysiące kilometrów. Proszę, żeby ta rozprawa się odbyła. Od ośmiu lat jestem oskarżony - nalega Igor M., ps. "Patyk", który w asyście uzbrojonych policjantów stawił się w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. M. mieszka obecnie na południu Europy. Nie wiadomo, gdzie dokładnie (jako świadek koronny jest chroniony).

Zobacz wideo

Sąd ma się zająć apelacją prokuratora od wyroku uniewinniającego "Patyka" sprzed niespełna trzech lat. Ciągle jednak coś stoi na przeszkodzie. Nie udało się w marcu, podobnie było w kwietniu. Poważna choroba jednego z obrońców, nieobecność innego.

5 czerwca, w ostatni poniedziałek, to samo:

Sprawa spada z wokandy. Bez terminu, co oznacza, że na kolejne podejście poczekamy kilka miesięcy.

- Jako adwokat rozumiem - komentuje mecenas Grzegorz Cichewicz, obrońca Igora M. - i potrafię wytłumaczyć decyzję sądu. Ale wczuwam się też w położenie głównego oskarżonego, żyjącego z zarzutem zbrodni zabójstwa. Nie byłoby takiej sytuacji, gdyby Prokuratura Regionalna w Łodzi nie wrzuciła do jednego worka kilkudziesięciu przypadków kradzieży samochodów z lat 90. i zabójstwa szefa policji.

Właśnie absencja jednego z oskarżonych o kradzież samochodów storpedowała czerwcowy termin.

Zabójstwo w przerwie meczu

Wróćmy do 25 czerwca 1998 roku. Jest późny wieczór, ok. godz. 22. Generał Marek Papała, do niedawna komendant główny policji, wjeżdża swoim daewoo espero na parking przy Rzymowskiego 17 na warszawskim Służewcu. Mieszka w bloku obok.

Dziś osiedle jest zamknięte, przez bramki da się wejść tylko ze specjalnym elektronicznym kluczem. Wtedy było ogólnodostępne, z łatwym dojściem do ruchliwej trasy.

25 lat później. Parking, na którym dokonano zabójstwa generała Marka Papały25 lat później. Parking, na którym dokonano zabójstwa generała Marka Papały Fot. Kamil Siałkowski

Papała zamyka samochód, pada śmiertelny strzał, prosto w głowę.

Jego żona jest w pobliżu, wraca ze spaceru z psem. W oddali widzi biegnącego młodego mężczyznę. Ale nie ogląda się za nim. Bardziej interesuje ją para spacerująca przy parkingu. Później, w czasie śledztwa, rozpozna Ryszarda B., warszawskiego gangstera, który po oskarżeniu o malwersacje przeniósł się nad morze, gdzie prowadził szemrane interesy z Nikodemem S., ksywa "Nikoś", mafiosem z Gdańska.

Jest przerwa meczu mundialu we Francji, grają Niemcy z Iranem. Wietnamczyk Nguyen wychodzi na balkon na papierosa. Patrzy na parking. Widzi Papałę wysiadającego z bordowego auta. Widzi też mężczyznę, który wyciąga coś, co przypomina gaśnicę samochodową (to pistolet owinięty folią, aby zatrzymać łuskę od naboju). Rozlega się strzał.

Wieść o zabójstwie tak ważnego funkcjonariusza roznosi się po Warszawie błyskawicznie. Jeszcze tej nocy na Służewcu pojawiają się nie tylko policjanci, ale i dziennikarze, a także wielu polityków. Wszyscy podekscytowani, wchodzą w drogę śledczym; paląc papierosy, rzucają niedopałki na ziemię. I - co czkawką w tej sprawie odbija się do dziś - zadeptują ślady.

To sprawia, że policjanci znajdują w pobliżu miejsca zbrodni jedynie zdeformowany wystrzałem pocisk. W kieszeniach denata tkwi policyjna legitymacja, przepustka do MSWiA, wieczne pióro, telefon komórkowy i zalana krwią kartka z numerem informacji kolejowej.

Tego wieczoru Papała miał odebrać z dworca swoją matkę.

Kryptonim Generał

Następnego dnia specjalna grupa śledczych o kryptonimie "Generał" w Komendzie Głównej Policji odtworzyła ostatnie godziny życia ofiary.

Marek Papała nie przesiedział ich w domu. Wieczorem odwiedził z imieninowymi życzeniami Józefa Sasina, emerytowanego generała brygady MSW. Jubilat był pełnomocnikiem multimilionera Edwarda M. z Chicago, którego firma współpracowała z polskimi producentami leków.

Marek PapałaMarek Papała Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl

Amerykańskiego biznesmena znały władze III RP, gdyż lobbował na rzecz zakupu przez Polskę myśliwców F-16. Przez jego ręce, jako pośrednika, przechodziły pieniądze w aferze Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Uczestnictwo M. w tej spekulacji polegało na tym, że kupił od państwa część udziałów w upadającej spółce spożywczej Bakoma. To umożliwiło mu sprowadzenie z Uzbekistanu milionów ton taniego zboża, za które nie płacił cła. Związek z importem miał też mieszkający w Wiedniu Jeremiasz B., pseudo "Baranina", agent służb niemieckich, brytyjskich i austriackich, przemytnik kokainy.

25 czerwca 1998 roku Edward M. spotkał się z Markiem Papałą na imieninach swego pełnomocnika Sasina. Uzgodnili szczegóły wyjazdu byłego komendanta do Ameryki, gdzie policjant zamierzał podszkolić się w angielskim. Znajomość tego języka była mu niezbędna na nowym stanowisku oficera łącznikowego w Brukseli.

Papała nie zabawił długo na przyjęciu, również Edward M. nie zasiedział się na imieninach, wyszedł pół godziny po byłym komendancie. W tym czasie Papała już nie żył.

"Iwan" wskazuje trop

W postępowaniu prokuratorskim brano pod uwagę różne motywy zabójstwa. Może generał miał wrogów wśród podwładnych? Naraził się choremu psychicznie? Jakieś nieporozumienia małżeńskie? Podobno w trumnie Papały zamontowano aparaturę podsłuchową, licząc na to, że czuwająca w samotności nad ciałem zmarłego wdowa zdradzi w emocjach jakiś sekret.

W toku śledztwa eliminowano te fałszywe kierunki.

Ostatecznie skupiono się na wersji: zabójstwo na zlecenie kogoś (albo grupy) prowadzącego nielegalne interesy. Papała z racji swej funkcji mógł być na tropie takich przestępców.

Trzy tygodnie później dyżurny oficer z komendy na Mokotowie dostał anonimową informację, że mordercami byli Rafał K. ps. "Gruby", prawa ręka „Baraniny" w Polsce (pilnował jego interesów, wykonywał wyroki), oraz gangster Marcin P., świadek w sprawie o zlecenie zabójstwa ministra sportu Jacka Dębskiego przez "Baraninę".

Policjant sporządził notatkę dla Komendy Głównej Policji. Niestety, zagubiła się i do akt śledztwa włączono ją dopiero... w czerwcu 2004 r.

Do prowadzącego dochodzenie dotarła natomiast informacja od funkcjonariusza służby więziennej. Osadzony w areszcie Marek R. chciał wskazać osobę, która sporo wie o okolicznościach zabójstwa Marka Papały.

Policjanci z grupy "Generał" przesłuchali więźnia. Naprowadził ich na Artura Z. pseudo "Iwan", płatnego mordercę na Wybrzeżu, który wykonywał wyroki na zlecenie gangu "Nikosia".

26-letni "Iwan", chcąc uzyskać złagodzenie wyroku, zdecydował się na współpracę z organami ścigania.

Powiedział policjantom, że uczestniczył w spotkaniu w gdańskim hotelu Marina, podczas którego planowano zamordowanie "grubego psa", czyli Papały], gdyż przeszkadzał w interesach narkotykowych. "Iwan" wskazał dobrze mu znanych uczestników tej narady: "Nikosia", "Słowika" i Ryszarda B. Czwartym rozpoznanym na fotografii miał być Edward M. Od niego "Iwan" przyjął zlecenie zabójstwa, miał za to dostać 40 tys. dolarów. Ale nie zdążył, wkrótce potem został aresztowany.

Dwie osoby wskazane przez "Iwana" miały alibi. "Słowik" w czasie zabójstwa byłego komendanta siedział w areszcie, Ryszard B. miał świadków, że załatwiał coś w innym lokalu Gdańska. "Nikoś" nie mógł niczego potwierdzić, gdyż zginął 24 kwietnia 1998 roku, zastrzelony w gdańskim klubie nocnym Las Vegas. Śledztwo zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy.

Na prokuratorskiej liście widniało już tylko jedno nazwisko - Edward M.

W 2002 r. został zatrzymany pod zarzutem zlecenia zabójstwa Papały. "Iwan" rozpoznał podejrzanego na tzw. okazaniu. Stały tam też trzy przypadkowe osoby. "Iwan" nie miał wątpliwości - za każdym razem wskazywał na biznesmena z Chicago. Ale potem wyszło na jaw, że Edward M. podczas okazania był w czerwonej bluzie, pozostałe osoby miały na sobie ciemne kurtki. Prokurator krajowy nakazał zwolnienie podejrzanego. Jeszcze tego samego dnia M. wsiadł w samolot do Stanów Zjednoczonych.

"Iwan" zmarł w areszcie wskutek zatoru tętnicy płucnej. Według oficjalnej wersji połknął dużo leków, licząc na to, że zostanie przewieziony z więzienia do szpitala i stamtąd ucieknie. Po cichu mówiono, że ktoś mógł pomóc mu popełnić samobójstwo.

"Baraninę", aresztowanego przez austriacką policję pod zarzutem zlecania zabójstw i dowodzenia zbrojną grupą przestępczą, również znaleziono martwego w celi.

Jest zbrodnia, nie ma kary

Ścigany międzynarodowym listem gończym biznesmen Edward M. został zakuty w kajdanki we własnym domu w Chicago w październiku 2006 r.

Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości triumfował: - Mamy twarde i niezbite dowody na to, że był on zleceniodawcą zabójstwa gen. Papały. Wybieram się do Stanów Zjednoczonych, żeby doprowadzić do ekstradycji.

Jednakże amerykański sędzia nie zgodził się na ekstradycję podejrzanego do Polski. Sąd w Chicago wytknął naszym organom ścigania brak profesjonalizmu podczas tzw. okazania. M. ubrany w czerwoną bluzę zdecydowanie wyróżniał się od podstawionych mężczyzn.

Mimo porażki prokuratura nie odłożyła ad acta śledztwa w sprawie narady w hotelu Marina. W 2010 roku na ławę oskarżonych trafili Ryszard B. i Andrzej Z., pseudo "Słowik".

Luty 2010 r. Andrzej Z., pseudo 'Słowik' został doprowadzony na pierwszy proces ws. zabójstwa generała Papały w uniformie dla więźniów szczególnie niebezpiecznychLuty 2010 r. Andrzej Z., pseudo 'Słowik' został doprowadzony na pierwszy proces ws. zabójstwa generała Papały w uniformie dla więźniów szczególnie niebezpiecznych Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Wyborcza.pl

Obaj z zarzutami nakłaniania gangstera Zbigniewa G. i "Iwana" do zastrzelenia byłego szefa policji. Ryszard B. został przyprowadzony z celi, gdzie odsiadywał wyrok za współudział w zabójstwie "Pershinga".

W lipcu 2013 roku Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Ryszarda B. i Andrzeja Z. ps. "Słowik".

Sędzia Paweł Dobosz wyznał, że taki wyrok jest dla sądu ciężarem w kontekście słów wygłoszonych na zakończenie procesu przez wdowę po generale: "Jest zbrodnia, musi być i kara". - Ale wyrok skazujący byłby fasadą sprawiedliwości, bowiem dowody są kruchymi, rozrzuconymi ogniwami, które prokurator tylko w swoim przekonaniu zestawił w mocny łańcuch. Po 15 latach prowadzenia sprawy przez prokuraturę warszawską, a od 2009 roku również łódzką, nie wypracowały one jednolitego stanowiska i sąd został postawiony w niewygodnej sytuacji - wskazuje sędzia Dobosz.

Warszawscy prokuratorzy od początku trzymali się wersji, że śmierć Papały nastąpiła w wyniku zaplanowanego zamachu. Łódzcy dowodzą do dziś, że Papała był przypadkową ofiarą gangu złodziei samochodów.

To historia bez precedensu. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by prokuratorzy, nie kończąc formalnie postępowania przeciwko jednemu przestępcy (jeszcze przed wyrokiem sądu), wnieśli do tego samego sądu akt oskarżenia w tej samej sprawie przeciwko innej osobie.

Miejsce zabójstwa Marka Papały. Wczoraj i dziśMiejsce zabójstwa Marka Papały. Wczoraj i dziś Fot. Piotr Molęcki / Kamil Siałkowski

Zupełnie inna historia

Jak doszło do tej totalnej zmiany frontu śledczych? Jeszcze przed wydaniem wyroku na "Słowika" do łódzkiej prokuratury dotarła policyjna notatka, że złożyć zeznania chce Robert P. o ksywie "Biker" lub "Rowerek", złodziej samochodów z gangu Igora M., ps. "Patyk". Dziś motywacja "Bikera" wydaje się oczywista: zemsta na "Patyku", czyli byłym szefie, który przed laty wydał go policji. "Patyk" dostał za to status świadka koronnego, teraz na taki status liczył "Biker".

- Generał zginął z rąk "Patyka". Tamtego wieczoru zobaczyłem go na parkingu biegnącego. Krzyknął do mnie „K..., zabiłem człowieka!" Nie miał tego w planach. Przyjechaliśmy pod blok, aby ukraść samochód daewoo potrzebny do innego napadu. Igor wraz z Mariuszem M. poszli na robotę, a ja z dwoma innymi złodziejami zostaliśmy w samochodzie na czatach. Ponieważ z parkingu zbyt długo nie dochodziły żadne sygnały, postanowiłem się rozejrzeć. Usłyszałem strzał. Po chwili dobiegli do nas Igor i Mariusz, krzycząc: „Spier…, przypał!". Szybko odjechaliśmy - opowiadał Robert P., ps. "Biker".

Igor M., "Patyk", był znany policji od co najmniej dwudziestu lat jako utalentowany złodziej drogich samochodów. Krążyły legendy o metodach "Patyka" na "pukankę" czy "klamkę". M. lubił szarżować - w biały dzień wyjechał ukradzionym autem wprost z wystawy salonu Land Rovera. Warsztat jego ojca był niezawodnym adresem w legalizacji kradzionych samochodów, przebijania numerów, fabrykowania lewych dokumentów.

W pancerzu świadka koronnego

Błyskotliwą karierę "Patyka" przerwało policyjne zatrzymanie. Groził mu surowy wyrok, więc zaczął sypać innych złodziei samochodów. Opowiedział o kilkuset takich akcjach. Dzięki jego zeznaniom zarzuty postawiono kilkudziesięciu osobom. Kiedy się potwierdziło, że mówi prawdę, dostał status świadka koronnego. I wtedy sypał jeszcze bardziej.

W pewnym momencie przypomniał sobie, że 25 czerwca 1998 roku, dwie godziny przed zabójstwem Papały, penetrował teren koło bloku generała. Chciał ukraść upatrzoną czerwoną toyotę. Nie było jej na parkingu, ale dostrzegł inny samochód tej marki, który miał otwarte drzwi. Kiedy podszedł bliżej okazało się, że siedzą w nim znani mu gangsterzy: Ryszard B. i Sergiej S., członek słynnego "klubu płatnych zabójców".

Zeznanie "Patyka" leżakowało w prokuratorskiej teczce ponad rok, a zwerbowany nadal bez oporów donosił na dawnych kumpli. W pancerzu świadka koronnego czuł się bezpieczny. Do czasu. Bo oto w pobliżu pojawił się jego były kompan od złodziejskich akcji Robert P. pseudo "Biker". On również dostał status świadka koronnego. A "Patykowi" nigdy nie wybaczył, że przez niego spędził sześć lat w więziennej celi.

W prokuraturze zapytano go, dlaczego - skoro nie widział strzału - sądzi, że to "Patyk" pociągnął za spust?

Tłumaczył, że następnego dnia po śmierci Papały pojechał z Igorem M. na trasę katowicką, gdzie najczęściej kradli samochody. "Patyk" prowadził nerwowo, klął na innych kierowców. Zapytany, co się stało, burknął: - Nie wpier... się. K…, chyba wczoraj zabiłem człowieka...

O zabójstwie generała Papały Robert P. dowiedział się z telewizji. Na zdjęciach rozpoznał blok, pod którym byli dzień wcześniej.

Przebierali się za mundurowych

Prokuratura weryfikowała informacje Roberta P. ponad rok. W aktach jest 79 protokołów jego przesłuchań. Siedmiu świadków koronnych i kilku tzw. sześćdziesiątek poparło te zeznania. W większości były to osoby, które wcześniej skazano na podstawie zeznań "Patyka".

Nowy akt oskarżenia jako zabójcę Papały przedstawiał Igora M. Wraz z nim zarzuty otrzymało sześć innych osób podejrzanych o kradzieże w końcu lat 90.

Wersja prokuratury z Łodzi: Igor M. oraz jego przyjaciel i wspólnik w rabowaniu aut Mariusz M. ps. "Majek" chcieli ukraść samochód. Grupa przymierzała się do napadu rabunkowego na tira na tzw. byka. Samochód osobowy miał pozorować nieoznakowany radiowóz policyjny. Trzeba było go ukraść z kluczykami, po obezwładnieniu kierowcy. "Patyk" - zdaniem śledczych - nie miał świadomości, że chodzi o byłego szefa KGP.

Na rozprawie sądowej jeden z oskarżonych Mariusz P. przekonywał, że "Patyk" kradł samochody bez użycia broni. Nie lubił mokrej roboty. Wskazywał też, że do zatrzymania ciężarówki na trasach przebierali się za mundurowych. Szukali więc auta takiej marki, który mógłby przypominać policyjny. Interesowały ich vento lub passat - najlepiej z dużym silnikiem. Pojazd "musiał być ubrany" (oznakowany jak radiowóz), inaczej tir nie zatrzymałby się. - Na widok espero nawet ruski by nie stanął - zauważył oskarżony, wywołując śmiech na sali.

- Nie jest prawdą - ripostował prokurator - że grupa "Patyka" kradła tylko luksusowe samochody. Brali także pojazdy średniej klasy. Służyły im do fingowanych stłuczek z lepszymi autami i wyłudzania odszkodowań. A co do broni… Robert P. widział dwa albo trzy razy, że "Patyk" wkładał sobie pistolet za pasek u spodni.

"Biker", wzięty w krzyżowy ogień pytań adwokatów, nie był w stanie odpowiedzieć, jaka to była broń - z magazynkiem czy bębenkiem. Nie pamiętał, gdzie i kiedy zobaczył pistolet u szefa gangu. Wcześniej przyznał, że unikali strzelaniny podczas kradzieży samochodów.

Igor M. - decyzją warszawskiego sądu - wyszedł na wolność po trzech latach, pod koniec 2015 r. W procesie, który - na razie nieprawomocnie - zakończył się po kolejnych pięciu latach, odpowiadał z wolnej stopy.

29.09.2020. Igor M., ps. Patyk oskarżony o zabójstwo generała Marka Papały został przywieziony do sądu w konwoju, choć odpowiada z wolnej stopy. Jest świadkiem koronnym w innej sprawie. Z lewej jego obrońca, adwokat Grzegorz Cichewicz29.09.2020. Igor M., ps. Patyk oskarżony o zabójstwo generała Marka Papały został przywieziony do sądu w konwoju, choć odpowiada z wolnej stopy. Jest świadkiem koronnym w innej sprawie. Z lewej jego obrońca, adwokat Grzegorz Cichewicz Fot. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.pl

Wątpliwości przybywało z rozprawy na rozprawę.

Wdowa po generale, poproszona przez sędziego, aby dobrze przyjrzała się oskarżonemu Igorowi M., stwierdziła, że widzi tego człowieka po raz pierwszy. Mężczyzna, który tragicznej nocy uciekał z parkingu, był w długich spodniach i w bluzie. Nie rozpoznałaby go z twarzy.

"Biker" zeznał, że upalnego 25 czerwca 1998 roku "Patyk" miał na sobie szorty.

Niewiarygodnie wypadło zeznanie Mirosława K. ps. "Miron" - jednego z siedmiu występujących w tym procesie świadków koronnych. Twierdził, że siedział w celi z oskarżonym Mariuszem M. ps. "Majek", który miał uczestniczyć w kradzieży espero. Okazało się, że nigdy nie byli razem w celi.

Niewinny

- Pokażcie mi jeden przypadek, kiedy grupa „Patyka" napadła na tira - wyznał słynny świadek koronny "Masa" w rozmowie z dziennikarzem Onetu w przededniu ogłoszenia wyroku. - Przecież oni nie byli od tego. W kwestii kradzieży samochodów wiedzieli wszystko. Co brać, na jakich numerach, czego unikać. I nagle Igor siedzi sobie na haju, dłubie w nosie i mówi: weźmiemy broń, pierd… komendantowi samochód, przyda się do naszego pierwszego w życiu napadu na tira. Przecież to jest kabaret.

"Masa" pokusił się o trzeźwą konstatację: - Widać jak na dłoni, że mamy do czynienia z zemstą bandziorów, których posadził wcześniej do pudła. Dlaczego, do kur… nędzy, nie przypomnieli sobie tego wtedy, gdy "Patyk" przeczołgał ich przed sądem? Czyli co: odsiedzieli wyroki i nagle odzyskali pamięć?

Podczas mów końcowych obrońcy Igora M. nie zostawili suchej nitki na akcie oskarżenia, domagając się uniewinnienia. - Jest napisany jak scenariusz amerykańskiego filmu - ironizował adwokat Grzegorz Cichewicz. - Nie ma dowodów bezpośrednich na obecność "Patyka" na miejscu zbrodni. Żaden inny świadek nie potwierdza wersji Roberta P. W tej sprawie doszło do konfrontacji dwóch koronnych. Któryś z nich kłamie.

- Na tej sali nie znajduje się nikt, kto by pozbawił kogoś życia - zaklinał się "Patyk" w ostatnim słowie przed warszawskim sądem.

Kpił z wersji "Bikera": - Jestem pod domem pana Papały, uparłem się na konkretny samochód i, co najlepsze, nie potrafiłem go ukraść. Musiałem użyć broni, zabić człowieka. I przeszedłem nad tym do porządku dziennego, by w następnym tygodniu ukraść mercedesa, mitsubishi i coś jeszcze. Ręce mi opadają.

Nazwał zeznania "Bikera" bajką, którą podyktowali "korepetytorzy" (tak mówił o policjantach).

Waterloo organów ścigania

Prokuratura chciała dla "Patyka" dożywocia. Sądu nie przekonała.

- Mamy po wielu latach pewność, że to nie oskarżeni usiłowali ukraść daewoo espero i przy tej okazji nie Igor M. zastrzelił Marka Papałę - powiedział sędzia Mariusz Iwaszko, uzasadniając wyrok uniewinniający Patyka.

29.09.2020. Igor M., ps. Patyk oskarżony o zabójstwo generała Marka Papały został przywieziony do sądu w konwoju, choć odpowiada z wolnej stopy. Jest świadkiem koronnym w innej sprawie. Z lewej jego obrońca, adwokat Grzegorz CichewiczFot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl

Kwestia wcześniejszego używania broni przez oskarżonego nie utrzymała się procesowo. - Nie jest przyjęte, patrząc na doświadczenie życiowe, że złodziej, kradnąc samochód i chcąc jedynie postraszyć pokrzywdzonego bronią, może tak niefortunnie jej użyć, że go zabija - mówił sędzia. Wskazywał też na niekonsekwentne zeznania "Bikera" i fakt, że wersja przez niego przedstawiona była sprzeczna z dowodami uzyskanymi tuż po zabójstwie od świadków z miejsca zbrodni.

Są jeszcze sądy w Warszawie - powiedział tuż po ogłoszeniu (na razie nieprawomocnego) wyroku Grzegorz Cichewicz, obrońca głównego oskarżonego. - To jest Waterloo organów ścigania oraz kryzys instytucji świadka koronnego. Tego procesu w ogóle nie powinno być. A główny świadek oskarżenia Robert P. powinien teraz dostać zarzuty składania fałszywych zeznań.

Oskarżam - cykl kryminalny Gazeta.pl rusza 23 majaOskarżam - cykl kryminalny Gazeta.pl rusza 23 maja Grafika Marta Kondrusik

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.