Pijany ojciec uderzył czterolatka drzwiami. W szpitalu w Tomaszowie Maz. odmówiono dziecku pomocy

Policjanci z Tomaszowa Mazowieckiego zostali wezwani do interwencji w sprawie pijanego mężczyzny. Ten w trakcie domowej awantury kopnął w drzwi, które z ogromnym impetem uderzyły jego czteroletniego syna. Matka udała się z dzieckiem do miejskiego szpitala, w którym lekarz odmówił przeprowadzenia badania. Prezes placówki wydał w tej sprawie oficjalne oświadczenie.

Funkcjonariusze policji w Tomaszowie Mazowieckim (woj. łódzkie) przyjęli zgłoszenie o agresywnym mężczyźnie, który wszczął awanturę domową. Interwencję potwierdził oficer prasowy tamtejszej komendy, st. asp. Grzegorz Stasiak. Pijany mężczyzna w przypływie złości kopnął w drzwi, które z impetem uderzyły w stojące za nim czteroletnie dziecko. Policjanci uznali zajście jako "zwyczajną" awanturę domową, ponieważ nie stwierdzili, aby w stosunku do dziecka była wymierzona celowa przemoc. Interwencja zakończyła się więc pouczeniem. 

Zobacz wideo Co robić, gdy jesteś świadkiem przemocy wobec dzieci?

Pijany ojciec uderzył czterolatka drzwiami. Szpital odmówił dziecku pomocy

W wyniku zajścia na miejscu oprócz policji pojawiło się także pogotowie ratunkowe. Nie stwierdzono jednak, aby dziecko odniosło poważniejsze obrażenia. Mimo to zlecono matce skorzystanie z konsultacji medycznej. Kobieta wraz ze znajomą zabrały czterolatka do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Tomaszowskim Centrum Zdrowia.

Na miejscu jednak, jak poinformował serwis nasztomaszow.pl, dziecku odmówiono pomocy. Kobiety dostały polecenie, aby udać się z malcem do oddalonego o 60 km szpitala w Łodzi. - Kiedy pojechałyśmy na SOR, gdzie bardzo szybko zostałyśmy przyjęte, za co dziękujemy, pan doktor stwierdził, że nic nie może zrobić, że jedynie może sprawdzić źrenice i to wykonał, kiedy dziecko było na moich rękach. Pytałyśmy, czy możemy zrobić prześwietlenie. Pan doktor odpowiedział, że nie, bo dziecko płacze i jest niewspółpracujące i że nie ma sensu robić części badań w jednym szpitalu, a części drugim - relacjonowała pani Katarzyna, znajoma matki dziecka cytowana przez lokalny portal. 

Mimo braku widocznych obrażeń, dziecko miało narzekać m.in. na ból głowy, brzucha oraz nudności. Na miejsce nie wezwano pediatry, ani też nie wykluczono możliwego urazu głowy. Kobieta obwinia szpital nie tylko za zbagatelizowania możliwych urazów dziecka, ale także za brak uspokojenia matki i przedstawienia procedur placówki. - Gdzie tu jest obrona dzieci, troska o mieszkańców? Jestem przerażona tym, jaka panuje znieczulica - mówiła pani Katarzyna. 

Prezes placówki przeprasza

Kiedy sprawa została nagłośniona, na stronie internetowej szpitala w Tomaszowie Mazowieckim pojawiło się oficjalne oświadczenie, w którym prezes placówki dr n. med. Wiesław Chudzik przeprosił za zaistniałą sytuację. Ta w jego mniemaniu nigdy nie powinna mieć miejsca. Zapowiedział także wyciągnięcie konsekwencji wobec osób zaangażowanych w sprawę.

"W przypadku niedociągnięć zostaną wyciągnięte konsekwencje służbowe wobec osób, które się ich dopuściły. Zapewniamy, że dokładamy wszelkich starań by cały czas podnosić jakość świadczonych przez nas usług" - napisano w oświadczeniu. Doktor Chudzik podkreślił także, że w przypadku, gdyby rodzice nie dysponowali transportem, wówczas szpital zapewniłby przewóz dziecka karetką z opieką ratownika lub lekarza do innej placówki. Zaznaczył także, że w tomaszowskim szpitalu przez całą dobę dostępny jest pediatra, który mógłby udzielić konsultacji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.