Zgwałcił i wysłał SMS-a, że "dziękuje za cudowny wieczór". Ona przestaje sama sobie wierzyć

- Osoba pokrzywdzona jest zdezorientowana. Chce zabezpieczyć się przed dalszymi atakami. Dlatego sama może potem pisać do niego wiadomości. Odczuwa, że jej granice zostały naruszone. Ale równocześnie dostaje sprzeczne komunikaty, że to była jakaś "relacja", "romans" albo "seks". Może przestać sama sobie wierzyć - mówi nam psychotraumatolożka Katarzyna Nowakowska.

Niestety temat przemocy seksualnej co chwilę wraca jak bumerang, jest obecny właściwie bez przerwy. Chciałabym, żebyśmy odczarowały kilka mitów, które wciąż funkcjonują w społeczeństwie. Osoby, które doświadczyły przemocy seksualnej, mogą zachowywać się w sposób "mylący" - dla nas, osób z zewnątrz. Mogą wręcz nadskakiwać swojemu oprawcy. Uśmiechać się do niego, dziękować mu. Niektóre zostają dłużej na spotkaniu, udają, że się dobrze bawią, śmieją się, żartują, a na koniec wymieniają z nim wiadomości. Wytłumaczmy raz na zawsze, dlaczego tak się dzieje i jakie są przykłady takich zachowań? Głównie tym, którzy twierdzą, że to jest przesłanka, by nie wierzyć w oskarżenia o gwałt.

Katarzyna Nowakowska: To jest średnio intuicyjne, bo mamy pewne przekonania dotyczące przemocy seksualnej w ogóle, oparte na stereotypach i mające niewiele wspólnego z rzeczywistością tego traumatycznego doświadczenia. Zachowania, które pani opisuje, w ogóle wiele decyzji podejmowanych w trakcie zdarzenia, które zagraża naszemu życiu i zdrowiu, podejmowanych jest w pierwotnych ewolucyjnie strukturach mózgu, które odpowiadają za działanie odruchowe. Więc to nie jest świadomy wybór.

Zobacz wideo Zobacz wideo: Sprawdzamy, co zrobić w sytuacji zagrożenia. Trenerka samoobrony: Ucieczka jest najważniejsza

Przez długi czas funkcjonowało przekonanie, że reakcją na atak jest walka albo ucieczka. Potem zauważono, że tak naprawdę bardzo wiele zwierząt - w tym ludzie - na takie zagrożenie reaguje paraliżem, zamrożeniem. Czyli na początku w środowisku naukowym było określenie "2F" czyli "fight or flight" (walka albo ucieczka). Potem pojawiło się "freeze", czyli zamarznięcie, ten paraliż. W wielu filmikach na YouTubie możemy zobaczyć, jak np. zwierzęta udają, że mdleją, gdy drapieżnik je goni. Może to wyglądać groteskowo, ale one są przerażone.

Ta reakcja ma działanie ochronne. Oczy drapieżników reagują na ruch. Jak coś się przestaje ruszać, to drapieżnikowi trudno to dostrzec. Tak więc dzięki temu, że przestają się ruszać, mogą przeżyć.

I tak samo jest u ludzi.

Tak. Nie możemy świadomie zdecydować, że nas zamrozi. Ten mechanizm jest dość skomplikowany wbrew pozorom, bo w jego trakcie dochodzi do pobudzenia całego autonomicznego układu nerwowego i jego części współczulnej, która odpowiedzialna jest za mobilizację, i przywspółczulnej, która działa przeciwstawnie do współczulnej. Więc to trochę tak, jakby organizm jednocześnie wciskał hamulec i gaz. Skutkiem jest paraliż.

Natomiast w ostatnich latach zwrócono uwagę na czwarte "F", czyli "fawn", tłumaczone jako nadskakiwanie. Ale właściwszym słowem jest udobruchiwanie. Chodzi o wyrażenie uległości, bo to może ograniczać agresję napastnika. Wszyscy możemy przypomnieć sobie sytuacje, w których w ten sposób zareagowaliśmy. Jeśli w naszym otoczeniu znajdzie osoba dominująca, agresywna, która robi koło siebie dużo hałasu itp., to odruchowo "zajmiemy się" jej potrzebami na początku. To ma swoje uzasadnienie, bo chcemy po prostu pozbyć się agresora albo zabezpieczyć się przed napaścią.

W przypadku osób doświadczających przemocy seksualnej dochodzą do tego stereotypy, oczekiwania kulturowe, postrzeganie seksualności oraz ról kobiet i mężczyzn. Mamy całe mnóstwo mitów i przesądów dotyczących przemocy seksualnej. Poza tym pamiętajmy, że gwałciciele to zazwyczaj seryjni przestępcy.

I wiedzą, co robić.

Właśnie. Doskonalą swoje metody. Uczą się, co najlepiej działa i jak zabezpieczyć się przed ewentualną odpowiedzialnością. Dlatego też najczęściej osobę, którą wykorzystali seksualnie, starają się zdezorientować. Czyli np. wypisują wiadomości z podziękowaniem za "cudowny wieczór". No i chcą też zmylić potencjalne organy ścigania. Takie zacieranie śladów.

Natomiast dla osoby skrzywdzonej to jest bardzo dezorientujące. Zwłaszcza że większość sprawców przemocy seksualnej to osoby znane pokrzywdzonym. Około 80 procent.

Więc kolejny stereotyp, że sprawca to jakiś nieznany zboczeniec, który czai się w krzakach, powinien dawno odejść. Zazwyczaj wygląda to tak, że gwałcą koledzy z pracy, ktoś z rodziny, znajomy, współlokator, były lub obecny partner, mąż. Bywa, że to osoby mające autorytet u pokrzywdzonej (-go) lub w ogóle w środowisku. Co więcej, potrafią być uroczy w towarzystwie, więc zarówno otoczeniu, jak samej pokrzywdzonej może być ciężko uwierzyć, że ktoś taki stosuje przemoc. Z powodu różnych celowych zachowań sprawcy, ale też ze względu na jego potencjalny status. To wszystko jest potwornie dezorientujące.

Do tego dochodzi fakt, że osoby doświadczające przemocy seksualnej są często pod wpływem różnych środków odurzających, w tym podawanych im bez ich zgody. Nie wiadomo, jaka jest dokładna skala tego zjawiska, mamy raczej wiedzę anegdotyczną od klientek, które dzwonią do nas do Feminoteki.

Te sprzeczne informacje, które się pojawiają, mogą sprawić, że taka osoba przestanie wierzyć sama sobie - że to, co ją spotkało, było złe, że to było naruszenie jej granic.

Tak. Osoba pokrzywdzona jest bardzo zdezorientowana. Nie tylko działaniem sprawcy, lecz także przekonaniami, które jej otoczenie, a nawet ona sama ma w głowie. Poza tym pokrzywdzona słusznie odbiera napastnika jako osobę groźną i stara się uwolnić w sposób, który będzie dla niej bezpieczny. Chce też zabezpieczyć się przed dalszymi atakami. Dlatego sama może potem pisać do niego wiadomości. Odczuwa, że jej integralność, bezpieczeństwo, granice zostały naruszone. Ale równocześnie dostaje sprzeczne komunikaty, że to była jakaś "relacja", "romans" albo "seks". Może przestać sama sobie wierzyć.

Dodajmy do tego teraz te wszystkie stereotypy o kobiecej seksualności.

A jest ich mnóstwo. Dotyczą zarówno kobiecej seksualności, jak i przemocy seksualnej. Panuje przekonanie, że męska seksualność to jest jakaś "siła natury", przed którą kobiety mają obowiązek się chronić. Czyli są takimi strażniczkami, które mają "pilnować" tego, co się w tej sferze dzieje. Absurd. A w kulturze często spotykamy się z takim oczekiwaniem. Że wręcz obowiązkiem kobiet jest chronić się przed tą męską seksualnością, jakby to był deszcz. Jakby po prostu nie wzięła z domu parasola, więc to jej wina, że zmokła. Przemoc seksualna to jest świadoma decyzja konkretnego sprawcy, nie żadna nieposkromiona "siła natury", i nikt nie ma obowiązku spędzać życia jako zwierzyna łowna.

No i to jest przede wszystkim zdejmowanie odpowiedzialności ze sprawców.

Oczywiście. I to nie jest tak, że tylko sprawcy mają te mity w głowie. Wszyscy je mamy, osoby gwałcone też. Czują się odpowiedzialne za to, co się wydarzyło. Bo nie dopilnowały czegoś, nie zabezpieczyły się wystarczająco.

Ważne, żeby podkreślić, że przemoc seksualna to nie jest seks. Ona ma z seksem bardzo niewiele wspólnego. Seks jest narzędziem. Jeśli uderzymy w czyjąś intymność, to tę osobę bardzo łatwo zniszczyć, zdominować, upokorzyć. Już w latach 70. prowadzone były badania nad motywacjami gwałcicieli i one jasno pokazują, że są dwie podstawowe powody stosowania przemocy seksualnej: potrzeba dominacji nad drugą osobą i wyładowanie agresji.

Sprawcy nie są ogarnięci żadnym strasznym pożądaniem, które nie pozwala im się kontrolować. Wiedzą, co robią, i jeśli się nie kontrolują, to znaczy, że sobie na to pozwolili. Tymczasem mamy kolejne mity, że gwałciciele są niesłychanie podnieceni tym, jak ona się ubrała albo że z nimi flirtowała.

Albo kolejny krzywdzący komunikat, "takiej to by nikt nie chciał zgwałcić", podważający wiarygodność osoby doświadczającej przemocy.

Gwałcone są kobiety bez względu na atrakcyjność, w każdym wieku. Gwałceni są też mężczyźni. Osoby gwałcone są przy pomocy przedmiotów. Tak jak wspominałam, tam chodzi o dominację i wyładowanie agresji. To jest po prostu przemoc. Więc to, jak była ubrana, co tam robiła i czego nie robiła, nie ma znaczenia.

Choć różnego rodzaju organizacje oraz ich działacze trąbią o tym od lat, to w nadal społeczeństwo zadaje niewłaściwe pytania. W przypadku przemocy seksualnej bardzo często pierwszymi z pytań są te kierowane do osoby skrzywdzonej. Czemu nie powiedziała wcześniej, gdzie jest, czemu nie zadzwoniła do koleżanki… Pojawiają się niemal automatycznie. Dlaczego?

Bo to jest w ludziach automatyczne! I wszyscy mamy to w głowach. Taki jest przekaz kultury, w której wszyscy dorastaliśmy. Chodzi o to, by mieć świadomość, że to są kłamstwa, które godzą w kobiety. Zwłaszcza jeśli kontaktujemy się z osobami pokrzywdzonymi, musimy te myśli kontrolować, żeby nie kierowały naszym zachowaniem. Żeby nie mówić takich rzeczy osobom skrzywdzonym, które i tak mają poczucie winy. Poczucie winy w ogóle jest emocją, która pojawia się w odpowiedzi na traumę. Każdą.

Czy to poczucie winy między innymi wpływa na niską liczbę zgłoszeń? Osoby pokrzywdzone mają poczucie winy, że zareagowały nie tak, jak "powinny".

Tu warto podkreślić kolejny mit dotyczący tego, jak wygląda skuteczna reakcja w trakcie napaści seksualnej (lub każdej napaści). Ten mit polega na tym, że najlepiej osobę napastującą pobić, zakuć w kajdanki, zaprowadzić na policję, zdominować itp. Absolutnie nie! Skuteczność postępowania w sytuacji, w której ktoś na nas napada, polega na tym, aby wyjść z tego cało. Więc wszystko, co robimy, zarówno uśmiechanie się do gwałciciela, próby udobruchania go, a także na przykład wywoływanie w nim wstrętu, służy temu, by jak najszybciej zostawił nas w spokoju. To są skuteczne zachowania, które nas chronią.

Poza tym kobiety są w gorszej sytuacji, ponieważ są słabsze fizycznie.

Osoby gwałcone, nawet jeśli nie są słabsze fizycznie, są zaskoczone, atak może działać paraliżująco na każdego. Ale jeżeli osoba przeżyła takie doświadczenie, to znaczy, że zachowywała się skutecznie. Także to, że nas paraliżuje, może działać ochronnie. Jeśli zaczęłybyśmy szarpać się z agresywnym napastnikiem, mógłby nam po prostu zrobić jeszcze większą krzywdę, a nawet zabić. Tak więc wszystko, co te osoby robią, może być skuteczne. I od tej strony trzeba na to patrzeć, że skuteczność działania w takiej sytuacji polega na przeżyciu. Oczywiście jeśli da się uciec, uciekajmy. Ale nie zawsze jest to możliwe.

Skuteczność, o której pani mówi, to bardzo ważny kontekst. Czy zwracając na to uwagę, możemy niejako przywrócić osobie doświadczonej zgwałceniem sprawczość nad tym, co się dzieje?

Tak, i powinniśmy o tym pamiętać. Jeśli rozmawiamy z osobami po takiej traumie, podkreślajmy to. Bo to, co się dzieje w sytuacji przemocy seksualnej, to utrata kontroli nad naszym najintymniejszym obszarem. Takie poczucie bezradności, braku kontroli jest czynnikiem ryzyka przy powstawaniu zespołu stresu pourazowego. To ważne, żeby zauważyć, że my tam wcale nie byłyśmy bezradne! Że zrobiłyśmy mnóstwo rzeczy, żeby uratować sobie życie. O tym pamiętajmy.

Czy u osób, którym pani pomaga, często zauważa pani to poczucie winy? Próby samooskarżania się typu "ale ja nie krzyczałam, nie broniłam się i na koniec jeszcze dla tego człowieka byłam miła"?

Tak, to zdarza się bardzo często. Ważne, żeby osoby, które pracują z ofiarami przemocy, o tych mechanizmach wiedziały. To jest po prostu objaw po traumie. Najważniejsze, żeby utwierdzić pokrzywdzoną w przekonaniu, że nie jest winna temu, co się stało. Wina jest zawsze po stronie sprawcy.

Nadal pokutuje przekaz, że żeby być bezpieczną, najlepiej nie wychodzić z domu, nie chodzić po nocy, że trzeba się skromnie ubierać, nie kusić itp. Ludzie próbują sobie w ten sposób uzasadnić, że ich gwałt nie spotka. Bo my np. nie chodzimy po klubach, ubieramy się inaczej niż osoby pokrzywdzone itp. Czyli separujemy się od nich, żeby przekonać samych siebie, że one popełniły jakiś błąd i tym samym wystawiły się na krzywdę.

Oczywiście to nie są żadne błędy, tylko zupełnie normalne zachowania. Mnóstwo osób pije alkohol w weekend, tańczy, ubiera się tak albo inaczej. To nie ma nic wspólnego z tym, czego doświadczają pokrzywdzone i tym, co je spotkało.

Podoba mi się taki przywoływany przykład z potrąceniem na przejściu dla pieszych. Choć właściwie można by tu wstawić każdą sytuację, w której znaleźliśmy się w niebezpieczeństwie niezależnym od nas. W sytuacji, gdy kogoś potrąci samochód, nie pytamy od razu, w co był ubrany, a dlaczego nie miał odblasków, czemu akurat wtedy wyszedł na ulicę. Kiedy chodzi o napaść seksualną, wygląda to zupełnie odwrotnie, w szczególności wobec kobiet.

Przemoc ze względu na płeć - przemoc seksualna i przemoc w bliskich relacjach - osadzona jest i wyrasta z dyskryminacji. Z tego, że kobiety są inaczej traktowane. Że ich potrzeby są lekceważone, ich punkt widzenia nie jest brany pod uwagę. I są pewne społeczne oczekiwania wobec nich, których nie ma wobec mężczyzn. W trakcie warsztatów antydyskryminacyjnych często robimy takie ćwiczenie: prosimy kobiety i mężczyzn, żeby opisali, jak przygotowują się do powrotu do domu z imprezy późnym wieczorem. Mężczyźni zazwyczaj mówią, że dzwonią po taksówkę, ewentualnie wracają pieszo oświetloną ulicą. I tyle.

Na liście sporządzonej przez kobiety jest mnóstwo punktów: dzwonię po taksówkę, dzwonię do koleżanki, do swojego partnera, uruchamiam aplikację śledzącą na telefonie, żeby bliscy wiedzieli, gdzie się znajduję; wysyłam rejestrację auta, mam przy sobie gaz, wracam zawsze z koleżanką. Widać, że kobiety i mężczyźni żyją w tym samym świecie, ale w zupełnie innej rzeczywistości. To wyrasta z kultury, w której kobiety są grupą dyskryminowaną.

Na koniec proszę powiedzieć, jak należy postępować w zetknięciu z osobą, która zwierza nam się, że doświadczyła przemocy seksualnej. Co robić, a czego nie robić?

Osobie pokrzywdzonej przede wszystkim wierzymy. Prowadzenie śledztw i dochodzeń nie jest naszą rolą.

Nie zaspokajamy również naszej ciekawości. Nie wypytujemy o szczegóły tego zdarzenia. Jeśli osoba chce - robimy jej na to przestrzeń. Natomiast my dowiadujemy się tylko tyle, ile jest konieczne, by jej pomóc i ją wesprzeć. Nie wywieramy żadnej presji na tę osobę. Nie decydujemy za nią, nie zmuszamy jej do niczego, nawet do przyjmowania pomocy. Bardzo ważne jest to, żeby decydowała sama. My możemy przekazać jej wszelkie niezbędne informacje o tym, gdzie się zgłosić i jak uzyskać pomoc, pokazujemy dostępne rozwiązania.

Nie oceniamy. Nie mówimy: "Ale szkoda, że tego nie zrobiłaś". Nie oceniamy jej zachowań, wyglądu, ubioru, decyzji. Nie pouczamy jej, nie udzielamy dobrych rad (chyba że poprosi, wtedy po prostu przekazujemy informacje i oferujemy pomoc).

Nie dzielimy się z nią własnymi traumatycznymi opowieściami o tym, co nas spotkało. Jeśli kogoś wspieramy, to ta osoba powinna być w centrum naszego zainteresowania. Nie powielamy mitów dotyczących przemocy seksualnej, hamujemy je, jeśli przychodzą nam do głowy.

Nie epatujemy zdziwieniem, że np. zrobił to ktoś znajomy. Nie obwiniamy jej za to, że spożywała alkohol albo była na imprezie. Nie kwestionujemy tego, że mogła spotkać ją przemoc seksualna ze strony męża lub partnera. Nie zakładamy, że "być może chciała". Nie pytamy, czy się broniła.

Nie składamy obietnic bez pokrycia. Nie mówimy np. że "będzie dobrze" - bo nie wiemy, czy będzie dobrze. Nie zapewniamy, że sprawca trafi do więzienia, bo nie wiemy, czy trafi.

Chodzi o to, by sama decydowała o sobie i o tym, co ma się wydarzyć. Jeśli zaoferujemy jej pomoc, to musimy się z niej wywiązać. Dobrze też oczywiście upewnić się, że jest bezpieczna, że nie ma ryzyka kolejnej napaści. Powinniśmy się też zorientować, jakie są jej potrzeby, żeby móc zaproponować jej wsparcie. Może np. potrzebować, żeby ktoś zajął się dzieckiem, wyprowadził jej psa lub pożyczył pieniądze.

Ważne jest też radzenie sobie z emocjami, zarówno naszymi, jak i pokrzywdzonej osoby. Ta osoba może być nieprzyjemna, wściekła, silnie wzburzona albo też bardzo smutna i zdezorientowana. To może być zaś frustrujące dla nas, pomagających. Ale trzeba pamiętać, że żadne z tych uczuć nie jest skierowane przeciwko nam.

Akceptujemy to, co się z nią dzieje. Jeśli chce płakać - niech płacze. Nie pocieszamy jej na siłę, nie mówimy: "nie płacz". Jeśli to ktoś dla nas bliski i wyraża na to zgodę, możemy ją przytulić, potrzymać za rękę.

Ale ważne przede wszystkim jest to, żeby być obok i wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Na koniec niech ma od nas informację, że to, co się z nią teraz dzieje, jest normalne. Jest w porządku. I że może w tej sytuacji być sobą.

Dziękuję za rozmowę.

Telefon Feminoteki przeciwprzemocowy dla kobiet doświadczających przemocy (w tym kobiet transseksualnych), w tym seksualnej : 888 88 33 88. Jest czynny od poniedziałku do piątku w godzinach 11.00-19.00, zaś w soboty i niedziele w godzinach 10.00-16.00.

Przemoc seksualna to każdy niechciany kontakt seksualny. Z danych UNICEF wynika, że na całym świecie tego rodzaju przemocy doświadczyło około 15 milionów nastolatek między 15. a 19. rokiem życia, ale tylko 1 procent nastolatek zwraca się z prośbą o pomoc do profesjonalisty. Badania wskazują, że u 80 proc. ofiar gwałtu rozwija się zespół stresu pourazowego (PTSD).

Jeżeli jesteś ofiarą przemocy seksualnej, pomoc możesz uzyskać, dzwoniąc np. do Poradni Telefonicznej "Niebieska Linia" - 22 668 70 00 (siedem dni w tygodniu, w godzinach 8-20) lub na całodobowy telefon interwencyjny Centrum Praw Kobiet - 600 070 717.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.