Izrael i Zachód po rakietowym ostrzale Irańczyków już odtrąbiły porażkę Republiki Islamskiej Iranu. W kategoriach militarnych zapewne tak jest. Ale Irańczycy wiedzieli, że tak się atak skończy i nie o to im chodziło. To był element ta’aroof co w luźnym tłumaczeniu można oddać jako reguły zachowania. Ta’aroof w Iranie jest powszechny i obejmuje zarówno relacje międzyludzkie jak i międzypaństwowe.

By zilustrować czym jest ta’roof zacznę od scenki z taksówkarzem w Tabrizie, który miał nas zawieźć poza miasto. Całe szczęście znał odrobinę angielski więc nie było problemu z dogadaniem się.
Kiedy wsiedliśmy do taksówki spytałem ile będzie kosztował kurs. Odparł – „nie warto płacić”. Nalegałem by powiedział. Z kamienną miną po raz kolejny stwierdził – naprawdę, nic. Potem po kolejnym pytaniu było zapewnienie, ze „jestem jego gościem i nic nie płacę”. By po kilku minutach dojść wreszcie do ceny, około dziesięciu dolarów. Takie sytuacje spotykały mnie codziennie, w hotelach, autobusach, restauracjach a nawet w urzędach. Ale to tylko jedno oblicze ta’aroof. Jest jeszcze drugie.
Ludzie z Zachodu często mylnie definiują ta’aroof jako wyraz irańskiej gościnności, perską formą rozbudowanej etykiety. Wymyka im się jednak jego prawdziwe znaczenie w perskiej kulturze.
Białe kłamstwo dyktowane przez maniery na Zachodzie ( pewnie znacie je z wizyt i znajomych, kiedy po dosyć kiepskim obiedzie należy pochwalić gospodynię jaki był pyszny) nie oddaje tego co dla Irańczyków stanowi prawdziwy imperatyw zogniskowany nie tylko wokół manier, lecz także osiągania politycznej, społecznej i ekonomicznej przewagi.

Ta’aroof formą biernej agresji o specyficznym, perskim znaczeniu

Umniejszaniu się, tak charakterystycznemu w relacjach z innymi, oczywiście dopasowanemu do rangi rozmówcy np. jeśli obaj mają ten sam status jeden mówi „jestem twoim sługą”, na co drugi może odpowiedzieć – „jestem twoim niewolnikiem”, towarzyszy „golou” skłonność do przechwałek. Oba te elementy, umniejszanie się i przechwałki inicjują grę o przewagę i stanowią jej element.
Ta’aroof wyznacza reguły wszystkich interakcji społecznych poza domem. I z definicji nie można go stosować bezosobowo czego doświadczyłem, kiedy w Teheranie demonstranci głośno gardłowali przeciwko „syjonistom ” i „Zachodowi”, ale kiedy spytałem jednego co ma konkretnie przeciwko Polsce, odparł, że „słyszał, że są tam fajne dziewczyny”. Czyli kiedy stajesz w Iranie twarzą w twarz z człowiekiem, którego możesz obrazić swoimi słowami, górę bierze grzeczność i ta’aroof.
Mistrzem w jego stosowaniu na arenie międzynarodowej był były już prezydent Iranu Ahmadineżad. W swoich diatrybach na forum ONZ wskazywał na USA jako na przesiąkniętego złem wroga wszystkich muzułmanów, choć w rzeczywistości nigdy nie wymówił nazwy tego państwa, ani nazwiska żadnego z amerykańskich polityków. Ta’aroff może przejawiać się nie tylko w słowach, ale i w zachowaniach.

Irański atak rakietowy na Izrael był elementem dyplomatycznego ta’aroof

Po pierwsze, po ataku izraelskim na konsulat irański w Damaszku, na skutek którego zginęło kilku wysokich dowódców Strażników Rewolucji, Iran musiał odpowiedzieć by „zachować twarz”. Zwłaszcza wobec krajów muzułmańskich, dla których chce być liderem. Choć wiedział jaka będzie reakcja Izraela i jego sojuszników musiał to zrobić militarnie.

Po drugie, dał do zrozumienia Izraelowi i Zachodowi, że ma broń która może z powodzeniem być użyta w atakach rakietowych bo „Żelazna Kopuła” jest w stanie chronić tylko przez ograniczony czas. Klasyczna przechwałka. golou. Krajom muzułmańskim zaś dowiódł, że nie boi się „wielkiego szatana” czyli USA oraz syjonistów. Było to też ostrzeżenie dla Arabii Saudyjskiej – „nie mieszajcie się do tego bo was zgnieciemy”. Czytelna aluzja, którą w Rijadzie doskonale zrozumieli.

Po trzecie, z Teheranu, już po ataku popłynęły zapewnienia, że to koniec i żadnej eskalacji nie będzie. A przynajmniej Iran jej nie chce, choć jeśli dojdzie do kontrataku, to odpowie czyli próba zyskania dyplomatycznej i politycznej przewagi. Przede wszystkim w relacjach obu państw z USA, a zwłaszcza administracją Bidena, która w czasie kampanii wyborczej nie chce kolejnej wojny. Tym razem na Bliskim Wschodzie.

Zdjęcie w autobusie w Szirazie, foto Jolanta Styrczula.

Antoni StyrczulaAutor: Antoni Styrczula
Opinii publicznej kojarzę się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuję się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jestem ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuję. Przede wszystkim do Azji. Więcej tekstów autora przeczytacie na blogas24.pl