Miała w piwnicy kolekcję trumien. Vera Renczi popijała wino w towarzystwie martwych kochanków i syna

Vera Renczi pragnęła tylko miłości. Chciała mieć u boku mężczyznę, dla którego będzie najważniejsza. Kochała każdego swojego męża i kochanków, dlatego chciała mieć ich przy sobie nawet po śmierci. W piwnicy było miejsce dla wszystkich. Nawet dla jej syna.

Dokładna data narodzin Very Renczi nie jest znana. Według rumuńskiego dziennika "Adevarul" przyszła na świat w 1903 roku lub pod koniec XIX wieku w Bukareszcie. Była jedynym dzieckiem zamożnego małżeństwa rumuńsko-węgierskich arystokratów, dlatego w dzieciństwie niczego jej nie brakowało. Wszystko zmieniło się, gdy miała 13 lat. Zmarła wówczas jej matka, a pogrążony w żałobie ojciec zdecydował się na sprzedanie okazałej posiadłości i przeprowadzkę do miasta Nagybecskerek.

Zobacz wideo Czy wariograf to skuteczna metoda śledcza? "Zwłoki znaleziono w rzece" [Oskarżam. Kryminalny cykl Gazeta.pl]

Recepta na udane małżeństwo. Vera Renczi pragnęła miłości i uwagi

Po pewnym czasie mężczyzna próbował ułożyć sobie życie na nowo i zaczął spotykać się z innymi kobietami. Vera nie mogła znieść tego, że nie jest już oczkiem w głowie swojego taty. Stała się krnąbrna i bardzo zazdrosna. Pewnego dnia ojciec znalazł w ogrodzie martwego psa. Zwierzę należało do rodziny, jednak mężczyzna planował wcześniej oddać je sąsiadowi. Gdy zapytał Very, co się stało, dziewczynka odparła, że zrobiła to, ponieważ nie chciała, żeby trafił do kogoś innego. Jeżeli ona nie może go mieć, to nikt go nie dostanie. Dla mężczyzny było to już za wiele. Postanowił wysłać córkę do szkoły z internatem. Miał nadzieję, że tam nauczy się dyscypliny i zapanuje nad swoimi emocjami. Stało się jednak odwrotnie.

Będąc poza czujnym okiem ojca, Vera zaczęła spotykać się potajemnie z różnymi chłopcami. Uwielbiała być adorowana i bardzo schlebiała jej uwaga, jaką otrzymuje od innych. Z tego też powodu szybko wyszła za mąż. Gdy miała 20 lat, poślubiła bogatego austriackiego bankiera Karla Schicka. Para doczekała się także syna, któremu dano na imię Lorenzo.

Rodzina wydawała się szczęśliwa, jednak do czasu. Vera zaczęła bowiem podejrzewać męża o romans. Niemal całe dnie spędzał w pracy i nie poświęcał jej już tak dużo czasu, jak kiedyś. Sytuacja pogorszyła się po przeprowadzce do rodzinnego domu kobiety, który odziedziczyła po śmierci ojca. Tam bankier zaczął się obracać w towarzystwie bogatych mieszkańców, także zamożnych kobiet. Dla Very to było nie do zniesienia.

Zazdrość w związku niszczyła Verę. Zabijała też jej mężów

W pewnym momencie Karl zniknął. Znajomi pytali Very, co się stało, na co ta odpowiadała, że mężczyzna uciekł od rodziny. Rzekomo miał dość żony i małego dziecka. Otoczenie uwierzyło porzuconej kobiecie, która jednak nie pozostała sama na długo. Po roku poznała adwokata Josefa Renczi. Para szybko się w sobie zakochała, ale nie mogli od razu wziąć ślubu. Vera oficjalnie nadal była żoną Karla Schicka, który miał ją zostawić bez słowa. Jedynym sposobem na utratę statusu mężatki byłby rozwód lub śmierć męża. Kobieta wybrała drugie rozwiązanie. Zaczęła ubierać się na czarno, płakać w miejscach publicznych i opowiadać znajomym, że Karl zmarł w wypadku samochodowym. Choć nie znaleziono ciała ani śladów rzekomego wypadku, miejscowi urzędnicy uwierzyli wdowie i wystawili upragniony dokument. Od tego momentu Vera była wolna, dzięki czemu mogła bez problemu wziąć ślub z Josephem i przejąć po nim nazwisko Renczi. Mężczyzna okazał się jednak równie niewierny, co poprzedni mąż. Vera widziała, że nie może się on oprzeć wdziękom innych kobiet i nie chciała znosić takiego upokorzenia. Po zaledwie kilku miesiącach małżeństwa Josef zniknął, a zrozpaczona małżonka znów opowiedziała znajomym o strasznym wypadku. 

Jak długo może trwać romans? Vera nie przewidziała wszystkiego

Vera Renczi przez długi czas pozostawała na językach mieszkańców Nagybecskerek. Wszyscy współczuli biednej kobiecie utraty dwóch mężów, choć jej zachowanie budziło niemałe zaskoczenie. W towarzystwie wdowy regularnie widywano różnych mężczyzn, którzy zwykle przyjeżdżali z innych miast. Żaden z nich nie gościł jednak w jej sercu długo. Szybko znikali, a z uwagi na fakt, że nie byli znani lokalnej społeczności, nikt nie zadawał pytań. Żaden ze znajomych kobiety nie zauważył też, że zniknął również jej syn.

Ta sytuacja była dla Very bardzo wygodna. Mogła bez przeszkód flirtować z różnymi mężczyznami i pozbywać się ich, gdy przestawali się nią interesować. Nie przewidziała tylko jednego - ktoś w końcu zacznie ich szukać.

W pewnym momencie Vera zaczęła spotykać się z bankierem z Belgradu. Mężczyzna miał pewien sekret. Był żonaty, o czym nie powiedział swojej kochance. Nie wiedział jednak, że jego małżonka ma krewną w Nagybecskerek. Ta szybko doniosła kobiecie, że widziała go w małej miejscowości u boku znanej wszystkim wdowy. Gdy romans wyszedł na jaw, żona kazała bankierowi wybierać - ona czy kochanka.

Mężczyzna zdecydował się pozostać z małżonką, jednak po raz ostatni udał się do Very. Chciał poinformować ją, że muszą zakończyć swoją znajomość. Gdy przez kilka dni nie wracał do domu ani nie dawał żadnego znaku życia, żona pojechała do kochanki swojego męża. Ta jednak upierała się, że nie zna mężczyzny.

Zmartwiona kobieta zgłosiła zaginięcie męża miejscowej policji. Co ciekawe, gdy funkcjonariusze dowiedzieli się, kogo mężczyzna odwiedzał w Nagybecskerek, nie byli zaskoczeni. Od pewnego czasu obserwowali Verę Renczi i mieli co do niej pewne podejrzenia. Na komisariat wpłynęło już kilka podobnych zgłoszeń o mężczyznach, którzy chwilę przed zniknięciem spotykali się z wdową.

Kolekcja trumien i lampka wina. Vera Renczi popełniła 35 morderstw

Vera spodziewała się, że prędzej czy później policja zacznie się nią interesować. Miała jednak plan. Nie chciała uciekać ani zacierać śladów. Przygotowała sobie historię, która mogła ją uratować przed poniesieniem konsekwencji. Gdy funkcjonariusze zapukali do jej drzwi, pewna siebie kobieta otworzyła, a następnie zaprowadziła ich prosto do piwnicy. Tam oczom policjantów ukazał się przerażający widok.

W podziemiach znajdowało się aż 35 trumien ułożonych jedna obok drugiej. Całość przypominała krąg, a pośrodku stał fotel i niedopity kieliszek wina. Vera ze spokojem wyjaśniła, że nie zabiła nikogo z osób spoczywających w trumnach. Mieli to być jej bliscy i przyjaciele, którymi opiekowała się w trakcie życia i chciała to robić również po ich śmierci.

Nie przewidziała jednak, że policja dokładnie przyjrzy się ciałom. Po badaniach wyszło na jaw, że w trumnach znajdują się mężczyźni, z którymi się spotykała, a każdy z nich zmarł na skutek otrucia arszenikiem. Wśród zamordowanych znaleziono także szczątki 10-letniego chłopca. Był to syn Very, Lorenzo. Zdaniem kobiety, chłopiec przyłapał ją kiedyś, jak "odwiedzała" ukochanych w piwnicy. Nie mogła pozwolić na to, by jej sekret wyszedł na jaw. Ponadto bała się, że gdy syn dorośnie, zostawi ją dla innej kobiety, dlatego zdecydowała się go zamordować.

Sąd nie miał wątpliwości co do winy Very i skazał ją na karę śmierci. Miała umrzeć przez powieszenie, jednak udało jej się uniknąć stryczka z powodu zmiany prawa w Jugosławii, według którego nie wykonywano już egzekucji na kobietach. W więzieniu zaczęła mieć jednak problemy ze zdrowiem psychicznym. Rozmawiała ze zmarłymi kochankami, wspominając wspólne historie lub wpadała w ogromny gniew. Gdy lekarze stwierdzili u kobiety schizofrenię, trafiła do szpitala psychiatrycznego, gdzie spędziła resztę swoich dni.

Historię Very Renczi po raz pierwszy opisano w maju 1925 roku, kiedy na łamach gazety "The Danville Bee" pojawił się artykuł autorstwa O. B. Tolischusa. Fragmenty tego tekstu można przeczytać na blogu Unknown Gender History. Dziennikarz wysławił seryjną morderczynię, choć dziś trudno znaleźć dokumenty, które udowodniłyby istnienie kobiety. Pojawiają się także wątpliwości co do jej wizerunku. W mediach publikowane są jej najsłynniejsze portrety, jednak nie ma pewności, czy rzeczywiście tak wyglądała. Z tego powodu autorzy artykułu na portalu The Lineup zastanawiają się, czy Vera Renczi rzeczywiście istniała.

Więcej o:
Copyright © Agora SA