Strażnik graniczny pracujący w placówce w Stuposianach (województwo podkarpackie) dostrzegł poza godzinami pracy dziecko błąkające się po jednej z bieszczadzkich miejscowości. Mniej więcej trzyletni chłopiec nie był pod niczyją opieką i chodził w pobliżu drogi.
- Funkcjonariusz, jadąc samochodem, zobaczył dziecko wbiegające na drogę. Sytuacja była bardzo niebezpieczna, tym bardziej że wszystko działo się po zmroku - relacjonowała sierżant sztabowa Emilia Sidor z zespołu prasowego Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej. Strażnika zaniepokoiło, że w pobliżu nie znajdowała się żadna osoba dorosła. Postanowił natychmiast pomóc dziecku, lecz nie było to proste. Chłopiec nie był bowiem w stanie odpowiedzieć na pytania dotyczące jego rodziców oraz miejsca zamieszkania. Nic nie wiedzieli o nim również pobliscy mieszkańcy.
Mężczyzna postanowił więc zadzwonić na numer alarmowy i do momentu przybycia policji opiekował się "roztrzęsionym i zziębniętym dzieckiem". Jak podają lokalne media, funkcjonariuszom udało się ustalić tożsamość rodziców, a chłopiec trafił z powrotem pod ich opiekę. - Wszystko zakończyło się szczęśliwie - podsumowała sierż. szt. Sidor i dodała, że postawa strażnika jest "przykładem godnym naśladowania". - Obojętność to zagrożenie współczesnych czasów. Nie brakuje dramatycznych zdarzeń pokazujących, że społeczeństwo jest coraz mniej empatyczne i rzadko angażuje się w los innych osób - zauważyła.